środa, 16 grudnia 2015
Starsze-a. - Wyjaśnienie postaci tajemniczej pani dziennikarki.
* oczami fanki *
Wiadomość, że zwiał z paki była czymś głupim i na początku nie wiedziałam, czy to nie głupi żart. Oh, jakże by się jego historia sprzedała, gdyby dorwalo go paparazzi. Stałby się super sprytnym i inteligentnym kolesiem. Nawet mnie kręcą niegrzeczni chłopcy, swoją drogą ciekawe czy ma jakieś tatuaże.... mmmmm... Ale dość juz o tym. Musiałam poszperać. Już po godzinie w mediach huczalo, że uciekł i nikt go nie może znaleźć. Jasne..... co to dla mnie ? Takie gwiazdki nie potrafią sobie poradzić w życiu, a autostopów się boją. Menedżer by zapłacił fortunę, jakby jego gwiazda została porwana i żądano by okupu. Więc najprawdopodobniej wybrał jakiś środek publiczny. Tylko jaki? Pociąg czy bus? Usiadłam przed komputerem i sprawdziłam wszystkie możliwe połączenia. Busem miał by przesiadki, zanim by dojechał do Los Angeles, a pociągiem.... ani jednej! Zamknęłam netbooka i spakowalam go do plecaka. Chwyciłam telefon i aparat. Pożegnalam mamę i powiedziałam, że wrócę późno. Wiedziała,że dziennikarstwo to moja smykałka, więc nie zatrzymywala mnie. Życzyła tylko szczęścia. Popędziłam rowerem na stację. Miałam do niej rzut beretem, więc po kilku minutach byłam już na miejscu. Ukryłam się przy wejściu i obserwowalam kasy. Dziwne, że nie było tam żadnego fotografa ani policji. Przecież zawsze się pierw sprawdza środki transportu! Co za debile.... Ale za to może dorwę go i zasłużę na autograf lub buziaka? Przez własne rozmyślania przegapiłam mężczyznę, który przeszedł koło mnie. Był nerwowy i... no niech mnie szlag trafi. Nawet dobrze się ukryć nie umiał. Ciemne okulary nie zmieniłyby całego wizerunku. A on nawet nie zdjął czapki z głowy. Przecież to jak podpis czy odcisk palca. Podniosłam aparat do oka i porobiłam mu kilka zdjęć. Ale będę miała ubaw. Przyjaciółki mi nie uwierzą. Następnie, idąc za nim,wyciagnęłam telefon. Nie mogłam go stracić z oczu. Internet jest boski, gdy się chce zdobyć numery telefonów gwiazd czy ich adresy. Wybrałam numer do siostry Conrada, najpierw odrzuciła połączenie, pewno licząc ze to jakiś spamer. Ale ja nie mogłam odpuścić. Zakupiłam bilet i wsiadłam za nim. Wtedy właśnie odebrała. - Słuchaj, uciekł. I zmierza do Ciebie i Conrada - rozlaczyłam się. Chciała mnie namierzyć, to proszę bardzo. Mam się tym przejmować ? Ja ją kulturalnie ostrzegłam. A czy to przyjmie do siebie, to już nie moja sprawa. Minęłam drzwi, za którymi zniknął i spędziłam przy oknie cały czas podróży.
Nie mogłam go zostawić w takim momencie. Boże, ale będę miała artykuł. Za same zdjęcia dostanę tyle, że opłacę sobie całe studia z góry. A za niezłą historię dostanę pracę w jakiejś gazecie. Kolejny raz z marzeń wyrwał mnie stukot drzwi. To on! Wyciągnąć tym razem aparat było trudniej, ale poszczęściło się mi, gdy wpadł na niejakiego Robberta. Nie znam go, ale i tak mało mnie on obchodzi. Najważniejszy był mój Kyrre. Stałam tuż obok nich, a oni mnie nawet nie zauważyli. Telefonem nagrywałam cała rozmowę. Szumy sie usunie. Porobiłam kilka zdjęć i szybko uciekłam, nim paniusia stojąca koło nich zdążyła coś powiedzieć. Czekałam przy wyjściu z pociągu i kolejny raz miałam zamiar go śledzić. Dziwne, że nie znał adresu własnego kumpla. Nawet ja go znałam. Pojawiłam się na miejscu parę minut wcześniej niż on sam. Idąc za nim jak cień, fotografowałam, póki nie zniknął za drzwiami. Zdjęcia Conrada w szlafroku i w turbanie wyszły epicko. Już chciałam się zmywać, gdy dwóch silnych ochroniarzy zlapalo mnie za ręce i wykrzywiło mi je na plecach. Aż łzy wezbrały mi się w oczach. Następnie zapukali do ich drzwi. O Boże.... mam przejebane.
◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆
Dodaję fragment wyjaśniający wątek zdjęć oraz osoby śledzącej chłopców w przerwie między przygodami na pierwszej trasie koncertowej :D Później również pojawi się wzmianka, co Conrad robi tak naprawdę, podczas kiedy jego współpracownik przemierza Stany wzdłuż i wszerz :D
niedziela, 27 września 2015
9. Sewell - Specjalista od nachalności? To moje drugie imię. Naprawdę zadajesz durne pytania, stary..
◇ C.
Kiedy wróciłem do apartamentowca, po raz kolejny wziąłem do ręki tajemnicze zdjęcia, znalezione przeze mnie kilka dni temu na tylnich siedzeniach mojego auta. Po dokładnym przyjrzeniu się im dostrzegłem niemalże niezauważalny napis na jednym z nich. Był to dziewięciocyfrowy numer telefonu, którego właścicielem był zapewne autor bądź autorka zdjęć.
Postanowiłem odkryć, kim jest nasz szantażysta. Po wykręceniu numeru usłyszałem w słuchawce cichy, a zarazem subtelny, kobiecy głos.
- Halo? - powiedziała. - No proszę. Któż to dzwoni? Sewell senior? Wiedziałam, że predzej czy później się odezwiesz.
- Kim jesteś i dlaczego nas śledzisz. - mruknąłem.
- Nie Wasz interes.
- Chyba własnie nasz, bo nie przypominam sobie, żebym się zgadzał na zdjęcia do gazet.
Mnie czy też mojego przyjaciela.
Roześmiała się. - Jakiej zgody? Nie bądź śmieszny, Conrad. Już wszyscy wiedzą o Twojej niesłychanej charyźmie wobec Kyrre'ego. I zapewne wkrótce tez dowiedzą się prawdy o tym, co faktycznie jest między wami.
- Nie rozumiem, o czym Ty mówisz. Nic nas nie łączy prócz współpracy. - odpowiedziałem sztywno.
- Tak, na pewno, a ja urodziłam się wczoraj. Zabieraj swoje łapy od Kygo! On jest mój, zrozumiałeś?! - wrzasnęla tak, że na sekundę musiałem odjąć telefon od ucha. Inaczej moje bębenki dostałyby szału.
- Kobieto, Ty jesteś jakaś chora! Nie jesteśmy, u licha, parą! - zupełnie przypadkiem ugryzłem się w język, kiedy dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziałem. Parą? Cholera.
- Ale coś was łączy! I ja to udowodnię, zobaczysz!
- Niby co? Wspólny apartament? Lepiej zostaw nas w spokoju..
- Nie pozwolę, żeby on dał się Tobie zniewolić, słyszysz?!
- Bla, bla. Nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy. wścibska dziennikarko. Weź go sobie, jak tak bardzo Ci zależy. - machnąłem obojętnie ręką, kończąć połączenie.
Opadłem na łóżko w swoim pokoju, przeglądając jeszcze wiadomości. Kiedy upewniłem się, że Kyrre nie napisał do mnie niczego nowego, wydałem z siebie ciche westchnięcie i przewróciłem obojętnie oczami.
Gdyby nie fakt, że obydwoje mnie wkurzyli tamtego wieczoru, z jak największą ochotą poszedłbym na ten basen razem z nimi.
Przez całą noc czekałem na swojego przyjaciela. Wrócił, lekko podpity, o szóstej nad ranem.
- Kygo. - stanąłem w drzwiach, słysząc, jak wspina się po schodach.
- O, jejku.. Condzik.. Nie spałeś.?
- Nie, wolałem poczekać z tym, aż wrócisz. I tak nie mogłem zmruzyć oka. - odparłem.
- To ważne? To, co chcesz mi powiedzieć.?
- Raczej tak.. Ale myślę, że powinieneś odpocząć. Marnie coś wyglądasz. Mogę śmiało stwierdzić, że impreza się udała?
- Pewnie. - odparł. - Żałuj, że Cię nie było. No, ta.. ostatecznie nie byliśmy tam sami i trochę nas poniosło..
- Mhm.. spoko, nie wkurzam się. Wracaj do siebie.
- Co? Jak to? Poważnie.? - wbił we mnie zdezorientowane spojrzenie.
- Tak to. Uciekaj. - uśmiechnąłem się i wróciłem do siebie.
***
- Coooonrad!
Właśnie miałem zamiar napisać coś nowego, póki jego krzyk nie wytrącił mnie z równowagi.
- Czego. - mruknąłem, wbijając nieproszony do jego "rezydencji"
- Musisz mi pomóc.. - rychło w czas spostrzegłem, że jego wzrok nieruchomo tkwił wibty w jeden przedmiot, mianowcie w jego smukłego, białego IPhone'a 5 w czarnej obudowie.
- Co znowu? Telefon Ci się zrypał?
- No chyba. - odparł.
- Hm. Tylko, że wiesz, że samym wlepianiem w niego gał to nic nie zdziałasz?
Wymierzył mi tępe spojrzenie. - Ale..
- Pokaż mi go. - poprosiłem go ruchem ręki o sprzęt. - Który to już raz w tym miesiącu? Piąty?
- Nie wiem. Raczej trzeci. - ostrożnie podał mi telefon. Po odblokowaniu spostrzegłem, że na ikonach aplikacji widnieją strzałki zamiast typowych rysunków. - Pewnie chce mi coś pokazać. - pomyślałem.
***
Jeśli chodzi o wzajemne korzystanie przez nas z urządzeń koncernu Apple, można powiedzieć, że ja częściej używałem swojego tefefonu do innych celów niż odpisywanie na sms'y i odbieranie połączeń. Kyrre jest bardziej aspołeczny ode mnie. No, wprawdzie ma zainstalowanego Facebook'a i Messenger'a, ale to i tak nie to samo. Ja lubię się dzielić informacjami z ludźmi, on trochę mniej. I to jest ta kolejna z jego cech, co sprawia, że jesteśmy od siebie wyjątkowo różni.
Odkąd rynek aplikacji na system Ios podbiła aplikacja o dosyć zagadkowej nazwie Snapchat (krócej po prostu : Snap), można powiedzieć, że spokojnie wkręciłem się w to tak zwane "snapowanie". Chodzi o to, że możesz tam rozmawiać z kimkolwiek o czymkolwiek przez zdjęcia i wideo.
Ludzie, który wolą Kyrre'ego ode mnie jednakże muszą dodać moją nazwę użytkownika do swoich kontaktów, by się dowiedzieć, co przez całe dnie wyczynia ich najcudowniejszy idol, ponieważ mam z nim dobry kontakt i w ostatnim czasie to ja spędzam z nim najwięcej czasu. A dlaczego tak? Jako ten całkiem niesocjalny (bądź też nie czerpiący sadysfakcji ze swojej sławy, nie wiem) i dupowaty nordycki typek, Kygo nie używa snapa. Pewnego dnia, spytany przeze mnie, czemu nie ma ochoty dzielić się nowinkami ze swojej strony ze swoimi obserwatorami, odparł jedynie tyle:
- Mam Twitter'a, Fejsa, Soundcloud'a, dwa kanały na YT, Spotify, Instagram'a i inne pierdoły, a Ty mnie namawiasz na zakładanie kolejnej?
- Oj, daj spokój. Snapy są fajne. Zrób to dla mnie.
- O nie. Jeśli mam zaśmiecać sobie pamięć tylko dla jednej apki, to mówię kategoryczne nie.
- Ale Olav Stuberrud też ma Snapa.. i często uwiecznia tam Twoją twarz.. - uśmiechnąłem się wrednie.
- Coo? Zabiję gnoja!
Olav jest, podobnie jak Kyrre, Norwegiem z pochodzenia. W przeciwieństwie do nas, zajmuje się fotografowaniem najlepszych koncertów oraz wykonuje profesjonalne sesje. Są dobrymi przyjaciółmi, jest z nim niemalże od samego początku jego kariery. Do naszego wzajemnego spotkania doszło właśnie na TomorrowWorld'zie, gdzie Olav strzelał zapierające dech w piersiach ujęcia swojemu tropikalnemu królowi.
***
- Kyrre.. Co to ma znaczyć? - spytałem go, kiedy strzałki z ikon doprowadziły mnie do galerii ze zdjęciami. - Olav był z wami tamtej nocy?
Milczał. Ostatnie ujęcie, o dziwo, przedstawiało.. naszą dwójkę.
Niezdarnie wklejonych do Photoshop'a na jakimś tle, ale zawsze.
- Mistrz. - stwierdziłem, posyłając mu lekki uśmiech.
- Podoba Ci się..? - szepnął. - Szybka wczorajsza robota na Mac'u.. - również uśmechnął się do mnie, jednak niepewniej.
- Piękne jest. Postarałeś się, szczerze mówiąc. - zablokowałem i oddałem mu jego sprzęt.
Sam, w odpowiedzi, wyjąłem swój.
- Dzięki. Myślałem, że powiesz coś zupełnie innego.. Hę.? Co chcesz zrobić?
- Zobaczysz. Daj ryjka.
Podszedł do mnie, a gdy przednia kamera uchwyciła nasze twarze, strzeliłem snapa i dodałem do niego podpis "My idiot".
- Kurde, co to jest.. Mam minę jak przymuł. - stwierdził.
- Uroczy przymuł. - sprostowałem, dodając ujęcie do swojej snapowej historii.
◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇
Miesiąc później.
Kyrre wraz z dwójką swoich przyjaciół (przyp. aut. Thomas'em Jack'iem oraz AMTRAC'em) ruszyl w trasę koncertową po Stanach o nazwie "Trasa niekończącego się Lata" (Endless Summer Tour). Ponownie miałem do niego dołączyć dopiero pod koniec roku.
Spojrzałem na kalendatz. 26-sty września 2014. To gdzie oni tu w takim razie widzieli lato, skoro na zewnątrz z dnia na dzień robiło się coraz chłodniej? Dzisiaj grają z tym drugim w Nashville. To przecież drugi koniec kraju.. nieważne. Nie będę podważał zdania Myles'a Shear'a.
Westchnąłem, leniwie obracając następne kartki podłużnej planszy. Do końca roku zostalł więcej niż trzy miesiące.. czym ja, u licha, miałem się zająć przez ten czas?
Ten gość poważnie musiał mieć coś z głową. Przecież dla świętego spokoju mogłem tam jechać razem z nimi. Ale nie, bo pan Shear chciał inaczej.
- Dlaczego nie jesteś w stanie dopuścić mnie do trasy? - spytalem Amerykanina w pamiętny wieczór ich wyjazdu. - Przecież bez Kyrre'ego znaczę tyle co nic jako solowy wokalista.
- Mówiłem Ci to już setki razy, Conrad.. Ustalaliśmy to już z Twoją wytwórnią od co najmniej półtora miesiąca. Dosłownie w ostatniej chwili wzięliśmy AMTRAC'a do grupy. Thomas i on dopiero zaczynają.. więc to oni będą idealnym supportem dla Dahll'a. Ty, oprócz "Firestone" praktycznie nie nagrałeś niczego innego, więc.. wybacz mi, ale piosenkarz z jednym utworem nie może tak od razu ruszyć w trasę koncertową. Sugeruję Ci, abyś przez ten czas spróbował odwiedzić studio, posiedzieć nad kartką papieru i coś wypocić.. to może dostaniesz miejsce na trasie Europejskiej.
- A, pewnie.. to o to chodzi.. pewno ta dwójka nagrała coś więcej niż ja. - mruknąłem pod nosem, wywracając oczami.
- Prakycznie to samo co Kygo, czyli remix'y. Oczywiście przesłuchałem je wszystkie i podjąłem decyzję. Thomas i Caleb jadą z nami.
- No dobra. Czyli kiedy wracacie?
- Kończymy koncetem w Chicago 18-ego października. Będziesz miał dużo czasu na zrealizowanie co najmniej dwóch projektów. - mówiąc to, uśmiechnął się do mnie z lekkim mrugnięciem, jednak ja zignorowałem jego przyjacielski gest.
Był młodszy, ale się rządził. Z tego, co wiem, raczej nie miał do tego praw. Od dawna miałem już podpisany kontrakt z inną wytwórnią, więc ani trochę nie uważałem, by menager mojego przyjaciela mieszał się do mojej kariery.
Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, to miał rację. Póki co, jestem współautorem tylko jednego hitu. Naprawdę powinienem przysiąść i zabrać się do roboty. Shear miał rację pod jeszcze jednym względem. Zbyt bardzo wczułem się w rozwój kariery 22-latka, a nie swój. Zacznę od zaraz. - pomyślałem, zasiaając na drewnianej podłodze z długopisem i bloczkiem papieru. Pisząc wszystko, co mi przyjdzie do głowy, zbierałem swoje myśli w sensowną całość. Od czasu do czasu nuciłem sobie również pod nosem, starając się dobrać odpowiednią melodię.
Kiedy wróciłem do apartamentowca, po raz kolejny wziąłem do ręki tajemnicze zdjęcia, znalezione przeze mnie kilka dni temu na tylnich siedzeniach mojego auta. Po dokładnym przyjrzeniu się im dostrzegłem niemalże niezauważalny napis na jednym z nich. Był to dziewięciocyfrowy numer telefonu, którego właścicielem był zapewne autor bądź autorka zdjęć.
Postanowiłem odkryć, kim jest nasz szantażysta. Po wykręceniu numeru usłyszałem w słuchawce cichy, a zarazem subtelny, kobiecy głos.
- Halo? - powiedziała. - No proszę. Któż to dzwoni? Sewell senior? Wiedziałam, że predzej czy później się odezwiesz.
- Kim jesteś i dlaczego nas śledzisz. - mruknąłem.
- Nie Wasz interes.
- Chyba własnie nasz, bo nie przypominam sobie, żebym się zgadzał na zdjęcia do gazet.
Mnie czy też mojego przyjaciela.
Roześmiała się. - Jakiej zgody? Nie bądź śmieszny, Conrad. Już wszyscy wiedzą o Twojej niesłychanej charyźmie wobec Kyrre'ego. I zapewne wkrótce tez dowiedzą się prawdy o tym, co faktycznie jest między wami.
- Nie rozumiem, o czym Ty mówisz. Nic nas nie łączy prócz współpracy. - odpowiedziałem sztywno.
- Tak, na pewno, a ja urodziłam się wczoraj. Zabieraj swoje łapy od Kygo! On jest mój, zrozumiałeś?! - wrzasnęla tak, że na sekundę musiałem odjąć telefon od ucha. Inaczej moje bębenki dostałyby szału.
- Kobieto, Ty jesteś jakaś chora! Nie jesteśmy, u licha, parą! - zupełnie przypadkiem ugryzłem się w język, kiedy dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziałem. Parą? Cholera.
- Ale coś was łączy! I ja to udowodnię, zobaczysz!
- Niby co? Wspólny apartament? Lepiej zostaw nas w spokoju..
- Nie pozwolę, żeby on dał się Tobie zniewolić, słyszysz?!
- Bla, bla. Nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy. wścibska dziennikarko. Weź go sobie, jak tak bardzo Ci zależy. - machnąłem obojętnie ręką, kończąć połączenie.
Opadłem na łóżko w swoim pokoju, przeglądając jeszcze wiadomości. Kiedy upewniłem się, że Kyrre nie napisał do mnie niczego nowego, wydałem z siebie ciche westchnięcie i przewróciłem obojętnie oczami.
Gdyby nie fakt, że obydwoje mnie wkurzyli tamtego wieczoru, z jak największą ochotą poszedłbym na ten basen razem z nimi.
Przez całą noc czekałem na swojego przyjaciela. Wrócił, lekko podpity, o szóstej nad ranem.
- Kygo. - stanąłem w drzwiach, słysząc, jak wspina się po schodach.
- O, jejku.. Condzik.. Nie spałeś.?
- Nie, wolałem poczekać z tym, aż wrócisz. I tak nie mogłem zmruzyć oka. - odparłem.
- To ważne? To, co chcesz mi powiedzieć.?
- Raczej tak.. Ale myślę, że powinieneś odpocząć. Marnie coś wyglądasz. Mogę śmiało stwierdzić, że impreza się udała?
- Pewnie. - odparł. - Żałuj, że Cię nie było. No, ta.. ostatecznie nie byliśmy tam sami i trochę nas poniosło..
- Mhm.. spoko, nie wkurzam się. Wracaj do siebie.
- Co? Jak to? Poważnie.? - wbił we mnie zdezorientowane spojrzenie.
- Tak to. Uciekaj. - uśmiechnąłem się i wróciłem do siebie.
***
- Coooonrad!
Właśnie miałem zamiar napisać coś nowego, póki jego krzyk nie wytrącił mnie z równowagi.
- Czego. - mruknąłem, wbijając nieproszony do jego "rezydencji"
- Musisz mi pomóc.. - rychło w czas spostrzegłem, że jego wzrok nieruchomo tkwił wibty w jeden przedmiot, mianowcie w jego smukłego, białego IPhone'a 5 w czarnej obudowie.
- Co znowu? Telefon Ci się zrypał?
- No chyba. - odparł.
- Hm. Tylko, że wiesz, że samym wlepianiem w niego gał to nic nie zdziałasz?
Wymierzył mi tępe spojrzenie. - Ale..
- Pokaż mi go. - poprosiłem go ruchem ręki o sprzęt. - Który to już raz w tym miesiącu? Piąty?
- Nie wiem. Raczej trzeci. - ostrożnie podał mi telefon. Po odblokowaniu spostrzegłem, że na ikonach aplikacji widnieją strzałki zamiast typowych rysunków. - Pewnie chce mi coś pokazać. - pomyślałem.
***
Jeśli chodzi o wzajemne korzystanie przez nas z urządzeń koncernu Apple, można powiedzieć, że ja częściej używałem swojego tefefonu do innych celów niż odpisywanie na sms'y i odbieranie połączeń. Kyrre jest bardziej aspołeczny ode mnie. No, wprawdzie ma zainstalowanego Facebook'a i Messenger'a, ale to i tak nie to samo. Ja lubię się dzielić informacjami z ludźmi, on trochę mniej. I to jest ta kolejna z jego cech, co sprawia, że jesteśmy od siebie wyjątkowo różni.
Odkąd rynek aplikacji na system Ios podbiła aplikacja o dosyć zagadkowej nazwie Snapchat (krócej po prostu : Snap), można powiedzieć, że spokojnie wkręciłem się w to tak zwane "snapowanie". Chodzi o to, że możesz tam rozmawiać z kimkolwiek o czymkolwiek przez zdjęcia i wideo.
Ludzie, który wolą Kyrre'ego ode mnie jednakże muszą dodać moją nazwę użytkownika do swoich kontaktów, by się dowiedzieć, co przez całe dnie wyczynia ich najcudowniejszy idol, ponieważ mam z nim dobry kontakt i w ostatnim czasie to ja spędzam z nim najwięcej czasu. A dlaczego tak? Jako ten całkiem niesocjalny (bądź też nie czerpiący sadysfakcji ze swojej sławy, nie wiem) i dupowaty nordycki typek, Kygo nie używa snapa. Pewnego dnia, spytany przeze mnie, czemu nie ma ochoty dzielić się nowinkami ze swojej strony ze swoimi obserwatorami, odparł jedynie tyle:
- Mam Twitter'a, Fejsa, Soundcloud'a, dwa kanały na YT, Spotify, Instagram'a i inne pierdoły, a Ty mnie namawiasz na zakładanie kolejnej?
- Oj, daj spokój. Snapy są fajne. Zrób to dla mnie.
- O nie. Jeśli mam zaśmiecać sobie pamięć tylko dla jednej apki, to mówię kategoryczne nie.
- Ale Olav Stuberrud też ma Snapa.. i często uwiecznia tam Twoją twarz.. - uśmiechnąłem się wrednie.
- Coo? Zabiję gnoja!
Olav jest, podobnie jak Kyrre, Norwegiem z pochodzenia. W przeciwieństwie do nas, zajmuje się fotografowaniem najlepszych koncertów oraz wykonuje profesjonalne sesje. Są dobrymi przyjaciółmi, jest z nim niemalże od samego początku jego kariery. Do naszego wzajemnego spotkania doszło właśnie na TomorrowWorld'zie, gdzie Olav strzelał zapierające dech w piersiach ujęcia swojemu tropikalnemu królowi.
***
- Kyrre.. Co to ma znaczyć? - spytałem go, kiedy strzałki z ikon doprowadziły mnie do galerii ze zdjęciami. - Olav był z wami tamtej nocy?
Milczał. Ostatnie ujęcie, o dziwo, przedstawiało.. naszą dwójkę.
Niezdarnie wklejonych do Photoshop'a na jakimś tle, ale zawsze.
- Mistrz. - stwierdziłem, posyłając mu lekki uśmiech.
- Podoba Ci się..? - szepnął. - Szybka wczorajsza robota na Mac'u.. - również uśmechnął się do mnie, jednak niepewniej.
- Piękne jest. Postarałeś się, szczerze mówiąc. - zablokowałem i oddałem mu jego sprzęt.
Sam, w odpowiedzi, wyjąłem swój.
- Dzięki. Myślałem, że powiesz coś zupełnie innego.. Hę.? Co chcesz zrobić?
- Zobaczysz. Daj ryjka.
Podszedł do mnie, a gdy przednia kamera uchwyciła nasze twarze, strzeliłem snapa i dodałem do niego podpis "My idiot".
- Kurde, co to jest.. Mam minę jak przymuł. - stwierdził.
- Uroczy przymuł. - sprostowałem, dodając ujęcie do swojej snapowej historii.
◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇
Miesiąc później.
Kyrre wraz z dwójką swoich przyjaciół (przyp. aut. Thomas'em Jack'iem oraz AMTRAC'em) ruszyl w trasę koncertową po Stanach o nazwie "Trasa niekończącego się Lata" (Endless Summer Tour). Ponownie miałem do niego dołączyć dopiero pod koniec roku.
Spojrzałem na kalendatz. 26-sty września 2014. To gdzie oni tu w takim razie widzieli lato, skoro na zewnątrz z dnia na dzień robiło się coraz chłodniej? Dzisiaj grają z tym drugim w Nashville. To przecież drugi koniec kraju.. nieważne. Nie będę podważał zdania Myles'a Shear'a.
Westchnąłem, leniwie obracając następne kartki podłużnej planszy. Do końca roku zostalł więcej niż trzy miesiące.. czym ja, u licha, miałem się zająć przez ten czas?
Ten gość poważnie musiał mieć coś z głową. Przecież dla świętego spokoju mogłem tam jechać razem z nimi. Ale nie, bo pan Shear chciał inaczej.
- Dlaczego nie jesteś w stanie dopuścić mnie do trasy? - spytalem Amerykanina w pamiętny wieczór ich wyjazdu. - Przecież bez Kyrre'ego znaczę tyle co nic jako solowy wokalista.
- Mówiłem Ci to już setki razy, Conrad.. Ustalaliśmy to już z Twoją wytwórnią od co najmniej półtora miesiąca. Dosłownie w ostatniej chwili wzięliśmy AMTRAC'a do grupy. Thomas i on dopiero zaczynają.. więc to oni będą idealnym supportem dla Dahll'a. Ty, oprócz "Firestone" praktycznie nie nagrałeś niczego innego, więc.. wybacz mi, ale piosenkarz z jednym utworem nie może tak od razu ruszyć w trasę koncertową. Sugeruję Ci, abyś przez ten czas spróbował odwiedzić studio, posiedzieć nad kartką papieru i coś wypocić.. to może dostaniesz miejsce na trasie Europejskiej.
- A, pewnie.. to o to chodzi.. pewno ta dwójka nagrała coś więcej niż ja. - mruknąłem pod nosem, wywracając oczami.
- Prakycznie to samo co Kygo, czyli remix'y. Oczywiście przesłuchałem je wszystkie i podjąłem decyzję. Thomas i Caleb jadą z nami.
- No dobra. Czyli kiedy wracacie?
- Kończymy koncetem w Chicago 18-ego października. Będziesz miał dużo czasu na zrealizowanie co najmniej dwóch projektów. - mówiąc to, uśmiechnął się do mnie z lekkim mrugnięciem, jednak ja zignorowałem jego przyjacielski gest.
Był młodszy, ale się rządził. Z tego, co wiem, raczej nie miał do tego praw. Od dawna miałem już podpisany kontrakt z inną wytwórnią, więc ani trochę nie uważałem, by menager mojego przyjaciela mieszał się do mojej kariery.
Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, to miał rację. Póki co, jestem współautorem tylko jednego hitu. Naprawdę powinienem przysiąść i zabrać się do roboty. Shear miał rację pod jeszcze jednym względem. Zbyt bardzo wczułem się w rozwój kariery 22-latka, a nie swój. Zacznę od zaraz. - pomyślałem, zasiaając na drewnianej podłodze z długopisem i bloczkiem papieru. Pisząc wszystko, co mi przyjdzie do głowy, zbierałem swoje myśli w sensowną całość. Od czasu do czasu nuciłem sobie również pod nosem, starając się dobrać odpowiednią melodię.
czwartek, 27 sierpnia 2015
8. Niewinna impreza po pracy, tak?
◇ C.
- Hmpf. Należało mu się. - mruczałem do siebie, stojąc przed lustrem.
I sądząc w ten sposób, uważałem, że mam stuprocentową rację. Nigdy nie zapomnę tego, co ten typ zrobił mojej rodzinie. I choćbym miał wywalić wszystkie jego rzeczy na zewnątrz, to i tak nie pozwolę mu się nigdzie wybrać. Gdy tak rozmyślałem, jakby jeszcze bardziej zniechęcić Kyrre'ego do pójścia na jakiekolwiek after party, usłyszałem dźwięk swojego telefonu.
Przychodzące połączenie sprawiło, że miałem ochotę trzasnąć nim o podłogę.
- Francis. - westchnąłem, podnosząc słuchawkę. - Czego chcesz? Dobrze, że tym razem nie wbiłeś do mnie przez okno.
- Daruj sobie, Sewell. Dzwonię z przeprosinami. Wiem, że odwiedziłem was trochę za późno, ale..
- Za późno? Gościu! Tej nocy prawdopodobnie obydwaj nie zmrużymy oka, dlatego zależało mi, byśmy to chociaż zrobili zeszłej! Tymczasem przyglupi kolega mojego współpracownika składa mu odwiedziny nad samym rankiem! - przerwałem mu. Niech się dowie, jak bardzo zdołali mnie wnerwić.
- Dobra, wiem.. wyluzuj.. Ale chociaż puść go gdzieś po koncercie. Nie powinieneś trzymać chłopaka na smyczy, moim zdaniem.
- Chyba właśnie powinienem.. Inaczej odwala głupoty. Nie, od czasu imprezy w Coachelli nie spuszczam z niego oka. Sorry. Nikt nie będzie przez niego cierpiał, rozumiesz?!
- Oh.. no dobra.. Jeśli jesteś w takim stanie, to widzę, że nie ma sensu dalej z Tobą negocjować.. Wybacz, że Ci przeszkodziłem. - westchnął. - Chciałem tylko przeprosić..
- Dobra. Przeprosiny przyjęte. Do wieczora, tak?
- Uhum. Bądźcie na backstage'u po 21. I wyluzuj.
- Zobaczymy.
Rozłączyłem się akurat w momencie, kiedy brunet przekroczył próg łazienki.
- Kto dzwonił? - spytał.
- Twój kumpel. - odparłem. - Mamy być pod wieczór.
- No spoko. Jak będziemy jechać?
- Zabiorę nas.. ale pote od razu wracamy tutaj.
- A Ty nadal swoje..?
- Tak.. Chyba, że wymyślicie inne miejsce.
◆ K.
Jak długo on będzie jeszcze tak się nakręcał? Powinienem wyprosić Dillon'a, by impreza odbyła się gdzie indziej.
Kiedy wracałem do swojego pokoju, dostałem od niego sms'a, byśmy zabrali ze sobą kąpielówki.
- Wow.. - pomyślałem. - Czyli nad basenem, w świetle gwiazd.. Ale odjazd.
Nadszedł wieczór. Wraz z Conrad'em ruszyliśmy w kierunku areny, gdzie już od trzech godzin odbywał się festiwal. Jak za każdym razem, na widowni bawiło się setki tysiące ludzi.
Obydwaj udaliśmy się za scenę, gdzie oczekiwał nas Francis.
- Heey. - przybiliśmy sobie piątki i objęliśmy się wzajemnie po przyjacielsku. - Jak tam? Wyspany?
- No a jak. Gotowy do działania, jak zresztą zawsze. - uśmiechnąłem się.
- Idealna odpowiedź. To ja wracam do gry. - i zniknął z mojego pola widzenia.
Założyłem sobie nauszną sluchawkę na ucho, by zapewnić sobie staly kontakt z moim menagerem. Był nim Myles Shear, który oprócz mnie zajmował się również Thomas'em Jack'iem, moim dobrym znajomym.
- Kygo, wchodzisz za pięć minut. - usłyszalem jego głos. - Daj czadu.
Głos mojego amerykańskiego przyjaciela rozległ się w jednej chwili po całej arenie.
- Hej, ludzie! Pora, bym przedstawił wam zupełną rewolucję w dziedzinie muzyki klubowej! Zapewne większość z was kojarzy tego jakże zmysłowego pianistę i producenta, lecz tego wieczora poprosiłem go, by skrzyżował ze mną rękawice! Los Angeles.. czy jesteście gotowi na.. Kygo?! - wywrzasnął, robiąc mi miejsce po swojej prawej i przekazując mi mikrofon.
- Whitter Narrows, jak się bawicie?! - rzuciłem na przywitanie. Niemalże od razu spotkałem się ich z ciepłym przyjęciem.
Wspólnie, w kolaboracji brat do brata, wykonaliśmy kilka numerów. Ponownie zabrałem głos, by również Conrad miał szansę urozmaicić nasz występ.
- Moi drodzy.. - zacząłem. - Tego wieczora ja i Dillon mamy dla was jeszcze jedną niespodziankę. Przyszedł czas, byście i wy, teraz, na żywo, usłyszeli głos przyszłości! Przywitajcie ciepło.. Conrad'a Sewell'a, moje wokale do " Firestone " !
Przekazałem mikrofon ciemnowłosemu blondynowi i wraz z moim bratem puściliśmy mix.
◇ C.
- Dobry wieczór, Los Angeles! - krzyknąłem na wejściu w kierunku olbrzymiej ilości ludzi. Taki widok nie był dla mnie niczym nowym. Praktycznie podczas każdego naszego wspólnego koncertu mieliśmy go z Kyrre'im przed oczami.
Ludzie wiwatowali, wznosili ręce do góry, machali w naszym kierunku telefonami i aparatami fotograficznymi, a ja co rusz posyłałem im szeroki uśmiech.
Chociaż śpiewałem wyłącznie jedną piosenkę, nigdy nie narzekałem, że nie mamy większej ilości wspólnie nagranych kawałków. Jakoś nie wyobrażałem sobie, ze moglibyśmy to zrobić. Tak po prostu.
- Dahll. - mruknałem do niego półszeptem, kiedy schodziliśmy ze sceny.
- Co jest? Chciałeś jeszcze coś zaśpiewać, aniele?
- Nie, idioto. Nie o to mi chodzi. Długo będziemy na niego czekać?
Wykonał szybkie liczenie na palcach jednej dłoni.
- Chwila. Cztery minuty to i cztery tamto.. plus jeszcze dziesięć tego.. hmm. Tak.. z godzinę lub pół.
- No to pół, czy godzina? Trochę mi się śpieszy, jakbyś jeszcze nie zauważył.
- Prędzej obstawiam, że.. pół. - obnażył zęby w półuśmiechu.
- W porządku. Ale pamiętaj, że nadal nie zmieniłem zdania. I zamknij japę. Śmierdzisz jak przerośnięta sardynka.
- Hmpf. Udam, że tego nie słyszałem. Pewny jesteś, że nie chcesz iść? Idę do Dillon'a, jakby co.
- Niby co takiego zarąbistego jest w hotelu? Sto razy lepiej mamy u siebie.
- Oni tam mają taki wielgachny basen.. Już go nawet zarezerwował na noc.
- Kurna.. mógł się mnie spytać. Też mamy, 1500 metrów kwadratowych. Okrągły.
- Widać, że lubisz owale. - zaśmiał się pod nosem. - On ma chyba 2000, z tego, co kojarzę.
Poczułem, że zaraz coś mnie trafi. Co go tak lgnie do tego brodacza? A, zresztą. Niech robi, co chce. Mam to w dupie.
- Tak? To skoro go tak sobie upodobałeś, to sobie do niego leć. Wracam do domu.
- Hę.? Co Cię ugryzło?
- Mnie? Nic. To nie moje klimaty. Macie o czym gadać, a ja tylko będę wam zawadzał. Będziesz miał jak wrócić?
- Pewnie. Dam sobie radę. Ewentualnie zostanę u niego.
- Jak chcesz. Widzimy się w apartamencie.
- Okey.. Szkoda, że Francis też chciał, byś przyszedł.
- Powiedz mu, że zobaczymy się kiedy indziej, dobra?
Z tymi słowami wsiadłem za kierownicę swojego auta i ruszyłem przed siebie.
◆ K.
Jego słowa odbijały mi się w uszach niczym swojego rodzaju fałszywa melodia. Nie byłem w stanie ukryć zaskoczenia, kiedy powiedział, że puszcza mnie wolno. Zupełnie, jakby na jakiś czas odpiął mnie od smyczy. Dawno nie czułem się tak wolny. Zawsze to Conrad brał za mnie odpowiedzialność, co dla mnie było porąbane, bo raczej obydwoje jesteśmy dorośli i umiemy o siebie zadbać.
Chyba, że znowu coś przede mną ukrywa..
- Kyrre? O, tu jesteś. Kurczę, wszędzie Cię szukałem. Gdzie Sewell? - powiedział Dillon, stając tuż obok mnie.
- Musiałem złapać trochę świeżego powietrza.. - odparłem. - Wrócił. Nie chciał iść, twierdzi, że mamy lepszy.
- Rany, powiem Ci, że idealny ten Twój partner. Przechwala się na każdym kroku. Na Twoim miejscu wycofałbym się z tego wariatkowa i znalazł kogo innego. Jeśli chcesz, to śmiało mogę dać Ci namiary na mojego dobrego znajomego. - zaproponował, wbijając we mnie swoje spojrzenie. - Będzie Ci tylko lepiej.
- Sam nie wiem.. nie mam pojęcia.. zdążyłem go już dosyć dobrze poznać. A przy kimś innym.. będę się czuł skrępowany.
- Okey, jak chcesz. Idziemy? Tylko Ci powiedziałem, jak ja bym to rozwiązał. Od Ciebie zależy, jak to zrobisz.
- Wiem, stary. Wiem.
Zaraz potem, kiedy znalazłem się w hotelu okupowanym przez Francisa, skoczyłem się przebrać w kąpielowe ciuchy. Zaniepokoił mnie fakt, że byliśmy zupełnie sami. After party we dwóch? I to jeszcze na basenie? Doszedłem do wniosku, że jednak lepiej bym się czuł, gdyby Sewell był przy moim boku.. Ale jak chce zgrywać upartą krowę, to ma za swoje. Po raz kolejny starałem się wyrzucić myśli na jego temat z mojej głowy, jednak na próżno.
Moje uczucie wobec niego posunęło się już zdecydowanie za daleko..
◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆
◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆
Wybaczcie za tak rozległą przerwę pomiędzy rozdziałami :c Następnym razem pojawi się wizja Conrad'a :3 Jak zawsze, komentujcie / udostępniajcie / dodawajcie do obserwowanych <3
Autorka.
- Hmpf. Należało mu się. - mruczałem do siebie, stojąc przed lustrem.
I sądząc w ten sposób, uważałem, że mam stuprocentową rację. Nigdy nie zapomnę tego, co ten typ zrobił mojej rodzinie. I choćbym miał wywalić wszystkie jego rzeczy na zewnątrz, to i tak nie pozwolę mu się nigdzie wybrać. Gdy tak rozmyślałem, jakby jeszcze bardziej zniechęcić Kyrre'ego do pójścia na jakiekolwiek after party, usłyszałem dźwięk swojego telefonu.
Przychodzące połączenie sprawiło, że miałem ochotę trzasnąć nim o podłogę.
- Francis. - westchnąłem, podnosząc słuchawkę. - Czego chcesz? Dobrze, że tym razem nie wbiłeś do mnie przez okno.
- Daruj sobie, Sewell. Dzwonię z przeprosinami. Wiem, że odwiedziłem was trochę za późno, ale..
- Za późno? Gościu! Tej nocy prawdopodobnie obydwaj nie zmrużymy oka, dlatego zależało mi, byśmy to chociaż zrobili zeszłej! Tymczasem przyglupi kolega mojego współpracownika składa mu odwiedziny nad samym rankiem! - przerwałem mu. Niech się dowie, jak bardzo zdołali mnie wnerwić.
- Dobra, wiem.. wyluzuj.. Ale chociaż puść go gdzieś po koncercie. Nie powinieneś trzymać chłopaka na smyczy, moim zdaniem.
- Chyba właśnie powinienem.. Inaczej odwala głupoty. Nie, od czasu imprezy w Coachelli nie spuszczam z niego oka. Sorry. Nikt nie będzie przez niego cierpiał, rozumiesz?!
- Oh.. no dobra.. Jeśli jesteś w takim stanie, to widzę, że nie ma sensu dalej z Tobą negocjować.. Wybacz, że Ci przeszkodziłem. - westchnął. - Chciałem tylko przeprosić..
- Dobra. Przeprosiny przyjęte. Do wieczora, tak?
- Uhum. Bądźcie na backstage'u po 21. I wyluzuj.
- Zobaczymy.
Rozłączyłem się akurat w momencie, kiedy brunet przekroczył próg łazienki.
- Kto dzwonił? - spytał.
- Twój kumpel. - odparłem. - Mamy być pod wieczór.
- No spoko. Jak będziemy jechać?
- Zabiorę nas.. ale pote od razu wracamy tutaj.
- A Ty nadal swoje..?
- Tak.. Chyba, że wymyślicie inne miejsce.
◆ K.
Jak długo on będzie jeszcze tak się nakręcał? Powinienem wyprosić Dillon'a, by impreza odbyła się gdzie indziej.
Kiedy wracałem do swojego pokoju, dostałem od niego sms'a, byśmy zabrali ze sobą kąpielówki.
- Wow.. - pomyślałem. - Czyli nad basenem, w świetle gwiazd.. Ale odjazd.
Nadszedł wieczór. Wraz z Conrad'em ruszyliśmy w kierunku areny, gdzie już od trzech godzin odbywał się festiwal. Jak za każdym razem, na widowni bawiło się setki tysiące ludzi.
Obydwaj udaliśmy się za scenę, gdzie oczekiwał nas Francis.
- Heey. - przybiliśmy sobie piątki i objęliśmy się wzajemnie po przyjacielsku. - Jak tam? Wyspany?
- No a jak. Gotowy do działania, jak zresztą zawsze. - uśmiechnąłem się.
- Idealna odpowiedź. To ja wracam do gry. - i zniknął z mojego pola widzenia.
Założyłem sobie nauszną sluchawkę na ucho, by zapewnić sobie staly kontakt z moim menagerem. Był nim Myles Shear, który oprócz mnie zajmował się również Thomas'em Jack'iem, moim dobrym znajomym.
- Kygo, wchodzisz za pięć minut. - usłyszalem jego głos. - Daj czadu.
Głos mojego amerykańskiego przyjaciela rozległ się w jednej chwili po całej arenie.
- Hej, ludzie! Pora, bym przedstawił wam zupełną rewolucję w dziedzinie muzyki klubowej! Zapewne większość z was kojarzy tego jakże zmysłowego pianistę i producenta, lecz tego wieczora poprosiłem go, by skrzyżował ze mną rękawice! Los Angeles.. czy jesteście gotowi na.. Kygo?! - wywrzasnął, robiąc mi miejsce po swojej prawej i przekazując mi mikrofon.
- Whitter Narrows, jak się bawicie?! - rzuciłem na przywitanie. Niemalże od razu spotkałem się ich z ciepłym przyjęciem.
Wspólnie, w kolaboracji brat do brata, wykonaliśmy kilka numerów. Ponownie zabrałem głos, by również Conrad miał szansę urozmaicić nasz występ.
- Moi drodzy.. - zacząłem. - Tego wieczora ja i Dillon mamy dla was jeszcze jedną niespodziankę. Przyszedł czas, byście i wy, teraz, na żywo, usłyszeli głos przyszłości! Przywitajcie ciepło.. Conrad'a Sewell'a, moje wokale do " Firestone " !
Przekazałem mikrofon ciemnowłosemu blondynowi i wraz z moim bratem puściliśmy mix.
◇ C.
- Dobry wieczór, Los Angeles! - krzyknąłem na wejściu w kierunku olbrzymiej ilości ludzi. Taki widok nie był dla mnie niczym nowym. Praktycznie podczas każdego naszego wspólnego koncertu mieliśmy go z Kyrre'im przed oczami.
Ludzie wiwatowali, wznosili ręce do góry, machali w naszym kierunku telefonami i aparatami fotograficznymi, a ja co rusz posyłałem im szeroki uśmiech.
Chociaż śpiewałem wyłącznie jedną piosenkę, nigdy nie narzekałem, że nie mamy większej ilości wspólnie nagranych kawałków. Jakoś nie wyobrażałem sobie, ze moglibyśmy to zrobić. Tak po prostu.
- Dahll. - mruknałem do niego półszeptem, kiedy schodziliśmy ze sceny.
- Co jest? Chciałeś jeszcze coś zaśpiewać, aniele?
- Nie, idioto. Nie o to mi chodzi. Długo będziemy na niego czekać?
Wykonał szybkie liczenie na palcach jednej dłoni.
- Chwila. Cztery minuty to i cztery tamto.. plus jeszcze dziesięć tego.. hmm. Tak.. z godzinę lub pół.
- No to pół, czy godzina? Trochę mi się śpieszy, jakbyś jeszcze nie zauważył.
- Prędzej obstawiam, że.. pół. - obnażył zęby w półuśmiechu.
- W porządku. Ale pamiętaj, że nadal nie zmieniłem zdania. I zamknij japę. Śmierdzisz jak przerośnięta sardynka.
- Hmpf. Udam, że tego nie słyszałem. Pewny jesteś, że nie chcesz iść? Idę do Dillon'a, jakby co.
- Niby co takiego zarąbistego jest w hotelu? Sto razy lepiej mamy u siebie.
- Oni tam mają taki wielgachny basen.. Już go nawet zarezerwował na noc.
- Kurna.. mógł się mnie spytać. Też mamy, 1500 metrów kwadratowych. Okrągły.
- Widać, że lubisz owale. - zaśmiał się pod nosem. - On ma chyba 2000, z tego, co kojarzę.
Poczułem, że zaraz coś mnie trafi. Co go tak lgnie do tego brodacza? A, zresztą. Niech robi, co chce. Mam to w dupie.
- Tak? To skoro go tak sobie upodobałeś, to sobie do niego leć. Wracam do domu.
- Hę.? Co Cię ugryzło?
- Mnie? Nic. To nie moje klimaty. Macie o czym gadać, a ja tylko będę wam zawadzał. Będziesz miał jak wrócić?
- Pewnie. Dam sobie radę. Ewentualnie zostanę u niego.
- Jak chcesz. Widzimy się w apartamencie.
- Okey.. Szkoda, że Francis też chciał, byś przyszedł.
- Powiedz mu, że zobaczymy się kiedy indziej, dobra?
Z tymi słowami wsiadłem za kierownicę swojego auta i ruszyłem przed siebie.
◆ K.
Jego słowa odbijały mi się w uszach niczym swojego rodzaju fałszywa melodia. Nie byłem w stanie ukryć zaskoczenia, kiedy powiedział, że puszcza mnie wolno. Zupełnie, jakby na jakiś czas odpiął mnie od smyczy. Dawno nie czułem się tak wolny. Zawsze to Conrad brał za mnie odpowiedzialność, co dla mnie było porąbane, bo raczej obydwoje jesteśmy dorośli i umiemy o siebie zadbać.
Chyba, że znowu coś przede mną ukrywa..
- Kyrre? O, tu jesteś. Kurczę, wszędzie Cię szukałem. Gdzie Sewell? - powiedział Dillon, stając tuż obok mnie.
- Musiałem złapać trochę świeżego powietrza.. - odparłem. - Wrócił. Nie chciał iść, twierdzi, że mamy lepszy.
- Rany, powiem Ci, że idealny ten Twój partner. Przechwala się na każdym kroku. Na Twoim miejscu wycofałbym się z tego wariatkowa i znalazł kogo innego. Jeśli chcesz, to śmiało mogę dać Ci namiary na mojego dobrego znajomego. - zaproponował, wbijając we mnie swoje spojrzenie. - Będzie Ci tylko lepiej.
- Sam nie wiem.. nie mam pojęcia.. zdążyłem go już dosyć dobrze poznać. A przy kimś innym.. będę się czuł skrępowany.
- Okey, jak chcesz. Idziemy? Tylko Ci powiedziałem, jak ja bym to rozwiązał. Od Ciebie zależy, jak to zrobisz.
- Wiem, stary. Wiem.
Zaraz potem, kiedy znalazłem się w hotelu okupowanym przez Francisa, skoczyłem się przebrać w kąpielowe ciuchy. Zaniepokoił mnie fakt, że byliśmy zupełnie sami. After party we dwóch? I to jeszcze na basenie? Doszedłem do wniosku, że jednak lepiej bym się czuł, gdyby Sewell był przy moim boku.. Ale jak chce zgrywać upartą krowę, to ma za swoje. Po raz kolejny starałem się wyrzucić myśli na jego temat z mojej głowy, jednak na próżno.
Moje uczucie wobec niego posunęło się już zdecydowanie za daleko..
◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆
◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆
Wybaczcie za tak rozległą przerwę pomiędzy rozdziałami :c Następnym razem pojawi się wizja Conrad'a :3 Jak zawsze, komentujcie / udostępniajcie / dodawajcie do obserwowanych <3
Autorka.
poniedziałek, 13 lipca 2015
Liebster Award.
Oj, Kami.. Wiesz co? Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę musiała robić to i tutaj, ponieważ doszłam do wniosku, że to nie jest blog na takie rodzaju rzeczy ;) Ale trudno. Miałam już wcześniej do czynienia z Liebster Award, więc teraz tylko dla niewtajemniczonych podam całą definicję tegożże projektu.
Sama do tej pory otrzymałam pięć takich nominacji jako autorka bloga code-lazuria
( nominacja od Kamille Garritsen ( http://putyourhandsupgrx.blogspot.com/ ) jest moją szóstą, dziękuję Ci, mycha :* ) :
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana głównie dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań (bądź 10) otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
2. Miałaś kiedykolwiek świadectwo z czerwonym paskiem?
3. Masz jakieś zwierzę w domu? Jakie ma imię?
4. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
5. Co lubisz robić w wolnych chwilach?
6. Masz rodzeństwo?
7. W jakim województwie mieszkasz?
8. Jaki jest twój ulubiony kolor?
9. Ile masz lat?
10. Jakiej słuchasz muzyki?
Sama do tej pory otrzymałam pięć takich nominacji jako autorka bloga code-lazuria
( nominacja od Kamille Garritsen ( http://putyourhandsupgrx.blogspot.com/ ) jest moją szóstą, dziękuję Ci, mycha :* ) :
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana głównie dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań (bądź 10) otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Pytania :
1. Dlaczego zaczęłaś pisać opowiadania?
No więc. Zaczęłam je pisać zupełnie przypadkiem pewnego dnia, kiedy zdałam sobie sprawę, że chciałabym zająć się czymś innym niż rysowaniem i malowaniem. Później jeszcze zaczęłam pisać tzw. Opowiadania " na żywo " (lub też inaczej fikcję, jak kto woli) na portalach społecznościowych.
2. Miałaś kiedykolwiek świadectwo z czerwonym paskiem?
Haha, tak, w podstawówce. Konkretniej w piątej klasie.
3. Masz jakieś zwierzę w domu? Jakie ma imię?
Posiadam pięć kotów, których imiona w większym stopniu pochodzą od nazw przyrządów do szycia, a brzmią one : Igiełka, Guzik, Agrafka, Roszpunka i Plamka. Dodatkowo mam jeszcze akwarium z rybkami. ;)
4. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
Trudno stwierdzić. Jestem wszystkożercą ;D
5. Co lubisz robić w wolnych chwilach?
Zajmuję się pisaniem amatorskich opowiadań, dodatkowo od czasu do czasu lubię sobie posłuchać muzyki bądź chodzić na spacery ze znajomymi.
6. Masz rodzeństwo?
Tak, młodszą o 4 lata siostrę. :)
7. W jakim województwie mieszkasz?
Łódzkie. <3 Niemalże stolica. ^^
8. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Ulubione trzy: niebieski, fiolet, czerń.
9. Ile masz lat?
19. A nie wyglądam :D
10. Jakiej słuchasz muzyki?
club, house, electro, tropical house, trance, pop, odrobinę rocka i innych :D
Moje pytania :
1. Twój model telefonu?
2. Gdybyś miała zostać zwierzęciem na jeden dzień, to jakim?
3. Twoje hobby.
4. Plany na przyszłość?
5. Czy prowadzisz jakieś inne blogi?
6. Jaki jest Twój stosunek do homoseksualistów?
7. Piosenka, która w ostatnim czasie ma dla Ciebie ogromne znaczenie.
8. Jak często korzystasz z telefonu? ;)
9. Od ilu lat jesteś Garrixer? (jeśli nie jesteś Garrixer, powiedz od jakiego czasu jesteś w innym fandomie)
10. Co myślisz o mojej twórczości? (bierzcie pod uwagę wszystkie moje blogi)
Nominuję :
http://itsmylittleworldofimagination.blogspot.com/
http://polishgarrixers.blogspot.com/
http://afrojacknow.blogspot.com/
http://slash-script-at-djs.blogspot.com/
niedziela, 12 lipca 2015
7. Zadbał o to, by ten wieczór na długo pozostał w jego pamięci.
◆ K.
W noc przed Hard Summer Conrad poprosił mnie do swojego pokoju. Z początku nie byłem do końca przekonany, czy powinienem tam się udać, czy też jednak zignorować jego głos, lecz moja ciekawość wzięła górę.
Jednak to, w jakim stanie go ujrzałem, całkowicie zwaliło mnie z nóg.
- Conrad.. - szepnąłem, niepewnie podchodząc do niego bliżej.
- Kyrre.. Miło, że zdecydowałeś się do mnie przyjść. Pewnie jesteś w szoku, prawda?
W całym pomieszczeniu panowała ciemność. Jego okrągłe, wodne łóżko leżało na owalnym dywanie, który na codzień był wyłożony pośrodku. Dookoła posłania znajdowały się.. świeczki. Dawały one nikłe światło, dlatego ciężko było mi ocenić, gdzie dokładnie znajdował się Australijczyk.
- Tutaj, na łóżku.. chodź. - na nieszczęście znajdowałem się w zasięgu jego dłoni. Szybko złapał mnie za moją i zdecydowanym ruchem pociągnął mnie na swoją osobę.
- A-ale.. co Ty robisz.. Zostaw mnie..Conrad.. - próbowałem się wyszarpnąć z jego objęć, jednak zdecydowałem się pozostać przy nim. Tamtej nocy, nad Los Angeles wisiała przerażająca burza.
- Csi.. teraz jesteś już bezpieczny.. - poczułem, że przez moje ramiona zaczął przenikać materiał noszonego przeze mnie podkoszulka. O, cholera jasna.. nie, to się nie dzieje naprawdę.. - Naprawdę.. bezpieczny..
Musnął opuszkami palców mój odsłonięty tors. Nie wierzę.. uszczypnijcie mnie.. To, co on wyprawiał, było do niego zupełnie niepodobne.. i jednocześnie.. takie.. pociągające..
- Czego ty.. chcesz.. - drgnąłem, spoglądając w jego niebieskie tęczówki.
- Domyśl się.. - sięgnął za mój pasek od spodni. O co chodzi?.. Czy on?...
Czy on właśnie chce zrobić to, na co czekałem od tak dawna.?
Sprawnym ruchem pozbył się mojego dołu i pozostawił mnie, całkiem bezbronnego, w samej bieliźnie. Niech on to wreszcie zrobi.. Na co on czeka?..
- J-jestem Twój.. - wyrzuciłem z siebie ulegle, na co ten, ruchem głowy pokazał mi, bym zrobił z nim to samo.
Nie minął moment, kiedy leżał na mnie, również w samych bokserkach. Wprawdzie nie miał czym się pochwalić, ale ja nie należę do typu wybrednych gości.
- Boisz się? - spytał, wbijając we mnie swoje spojrzenie.
- T-trochę.. - drżałem niespokojnie na całym ciele. Czuł to, ale nie miał zamiaru się wycofać.
Jednak swoją kolejną czynnością wprawił mnie w uniesienie. Wykonał delikatny gest dłonią i przesunął nią po moim policzku, żeby zaraz złożyć na moich wargach zaborczy pocałunek i wpleść swoje palce w moje brązowe włosy. Odwzajemniłem jego ruch ze dwa razy, kiedy za trzecim niespodziewanie wbiłem swoje zęby w jego język.
- Z-zostaw mnie! - próbowałem rozpaczliwie wydostać się spomiędzy jego barczystych ramion, jednak on zaczął na mnie napierać coraz mocniej. - N-nie.. powinieneś..!
I w tej chwili szeroko rozwarłem powieki, z wrzaskiem na cały apartamentowiec. Usiadłem na łóżku, czekając, aż moje serce przestanie hałaśliwie bić. Na moją twarz i ciało wystąpiły liczne krople potu. Do tej pory moje sny nie były aż tak rzeczywiste..
◇ C.
Krzyk z siąsiedniego pokoju zerwał mnie z łóżka na równe nogi.
Nie trzeba było długo czekać, nim stanąłem w drzwiach.
- Kygo..? - wyglądał potwornie. Jego brązowe kosmyki kleiły mu się do twarzy. Pewnie za chwilę znowu wyleje łzy. Całe szczęście, nie zrobił tego. Wymierzył jednak we mnie niepewne spojrzenie.
- Jezu.. co za.. koszmar..
- Miałeś zły sen..? Teraz, tutaj, w moim domu..? - przysunąłem sobie mały stolik i usiadłem na wprost niego. Ten, na mój widok, ponownie schował łeb pod kołdrę. - Hej, gościu.. co z Tobą?
- Idź sobie.. - szepnął.
- Ale.. o co chodzi?
- Nadal nie wiesz?.. - spojrzał na mnie znad materiału. - Miałem koszmar.. Z Tobą w roli głównej..
- C-co Ty gadasz.. Jak to, ze mną..
- Próbowaleś mnie.. - spuścił wzrok.
W jednej chwili zrobiłem wielkie oczy. Jego wyznanie wywołało u mnie szok.
Ja, jego? To się w głowie nie mieści przecież.. Na pewno bym pamiętał takie coś.
- ..O, ja.. chrzanię.. Skąd Ci przyszedł do głowy taki pomysł..? Przecież ja bym Ci nigdy czegoś takiego nie zrobił. - nawet w największych snach nie wyrządziłbym krzywdy jakiemukolwiek facetowi. Tym bardziej, swojemu przyjacielowi. Mimo, że go pociągam, to i tak nie. Nie do końca szło to w parze z moją etyką.
- W-wiem.. - zaczął drżeć. - Kiedy ja.. właśnie.. tego chciałem..
- To co się tam działo..? Mógłbyś mi to, u licha, wyjaśnić...?
- Twoje łóżko.. postawiłeś je na środku.. był półmrok, jedynym źródłem światła były poustawiane wokoło świeczki.. zaciągnąłeś mnie na siebie.. chciałeś, bym Cię rozebrał do gaci..
- Kurde.. przecież to jest jakieś chore.. - stwierdziłem. - Jesteś pewny, że to byłem ja.?
Kiwnął głową ze smutkiem. - Całowaliśmy się.. ale ja to przerwałem i Cię ugryzłem.. Spanikowałem, nic więcej.
- F-fuj.. bez jaj.. że ja niby, z Tobą.. - kiedy nerwowo muskałem językiem po dziąsłach, poczułem, że mam na nim dwa dziwne wgłębienia. - Um.. Kyrre, wiem, że to co teraz powiem, zabrzmi co najmniej idiotycznie, ale.. czy mógłbyś zerknąć na mój.. język?
O dziwo, posłuchał się mnie i zerknął do mojej paszczy.
- Masz takie.. dwie dziurki.. Gryziesz się we śnie bądź od czasu do czasu?
- Zwariowałeś..? - spojrzeliśmy po sobie. Więc jednak.. to nie był sen..?
To niemożliwe..
Aż nie mogłem w to uwierzyć. Że niby tamtego wieczora, ja i on, w jednym pokoju, przyssani do siebie jak dwie.. stułbie.. On pode mną, ja na nim, w samej bieliźnie..
Czyżbym był aż taki chory, żebym próbował zaliczyć własnego kumpla?
Okey, tak, ciągnie nas do siebie i to mnie cholernie przeraża z dnia na dzień , ale ja.. nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego.
Przynajmniej na trzeźwo.
- Powiedz mi, my piliśmy coś wczoraj? - spytałem go.
- Tylko po piwie.. - powoli zaczął się uspokajać.
Zaraz, po piwie? Irracjonalne. Nie mogłem tak odpłynąć. Uroił to sobie w tej małej łepetynce.. Kurde, jeśli on ma takie seksualne fantazje.. pierdziu, boję się. Cholera.
Chyba powinienem go zamknąć. Albo i ja się zamknę. Jezu.. co ja mam robić?
◆ K.
Przez dłuższą chwilę starałem się złapać normalny oddech.
Powinienem się zapisać na jakąś terapię. - pomyślałem. Przecież miałem wybić go sobie z głowy. Tymczasem ja mam sny o tym, że on się ze mną kocha. Super. Teraz pewnie już nigdy nie będę mógł o nim zapomnieć.
- Hej, co Ty..? - spytał, kiedy podszedłem do lustra. - Jest środek nocy.. powinieneś się wyspać przed festiwalem..
- Właśnie. Ty też. - odwarknąłem, przygladając się swojemu odbiciu. Bez przerwy strumienie potu ściekały ciurkiem po mojej twarzy.
- Oh, jak chcesz. Tylko nie pruj się tak na przyszłość. Sąsiedzi ogłuchną. - odparł, opuszczając zajmowany przeze mnie pokój. - Dobranoc.
- Spoko wodza. Nie mam zamiaru więcej się drzeć. - będąc odrobinę przybitym, przeczesałem mokre włosy palcami i w jednym momencie posłałem sobie cios w prawy policzek, mrucząc - Głupi. Zapomnij o nim. Nie widzisz, jak on Cię traktuje? Pozwolisz mu na to?
Przestałem poznawać samego siebie. Co się ze mną stało? To się musi zmienić.. Nie mogę tak żyć.
Najlepiej by było, jakby nigdy nie przyszedł na TomorrowWorld.. Zacząłem żałować w duchu, że wogóle zgodziłem się na tę współpracę. Może, gdyby do niej nie doszło, to nigdy bym się nie zakochał i nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Postanowiłem jednak posłuchać się Conrad'a i wróciłem na resztę nocy do łóżka. Tym razem sen okazał się o wiele spokojniejszy.
***
- Aah! - nad ranem po raz kolejny wydarłem się na całe gardło, poczuwszy zimny dotyk czyjeś dłoni na swoim ramieniu.
- Jezu, Kajgoś, weź się.. cicho. - tajemnicza dłoń prędko zasłoniła mi usta, przy przypadkiem nie zbudzić gospodarza. - To tylko ja, Dillon. Po co ten zawał?
- Popierdoliło Cię do reszty? - zmierzyłem go ostrym spojrzeniem, szepcząc. - Czego tu szukasz?
- Mojego małego uciekiniera. I wydaje mi się, że nareszcie go znalazłem.
- C-co? Ale Conrad przecież wycofał listy.. Nie, kurna, nie! - wykręciłem się spod jego dotyku i przeturlałem się na drugą stronę posłania. - Nie chcę tam znowu wrócić!
- Hę? Rany, Ty to zawsze taki dosłowny jesteś. Robisz większy rumor niż słoń w składzie porcelany. Sewell zaraz tu przyleci i skopie nam tyłki, jako żywo.
- Nie weźmiesz mnie tam, nie dam się! Wynajmę najlepszych prawników, już oni mnie ułaskawią! Możesz próbować ze wszystkim.. ale ja i tak się stąd nie ruszę.
- Oh, Dahll, Dahll... Nie mówiłem tego dosłownie. Kurczę, przecież dzisiaj wieczorem ze mną grasz. Już zapomniałeś? Pomyśl. Jakbym ja miał z powrotem Cię tam zamknąć?
Dżwignąłem się z podłogi, masując sobie obolały bok, na który upadłem podczas rzekomej ucieczki.
- No.. ja tam nie wiem.
- Ale ja wiem. Chodź tutaj i teraz się skup. Muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego.
◇ C.
Po usłyszeniu następnych wrzasków ponownie poderwałem się ze swojego łoża.
Bezemocjonalnie wywróciłem oczami i podszedłem do drzwi na wprost mojego pomieszczenia. Jednak, po usłyszeniu, że Kyrre nie jest tam sam, ciekawsko przyłozyłem ucho do dziurki od klucza. Rozpoznałem ten gruby, amerykański głos. Dillon. Tylko czego on chciał o piątej nad ranem?
Postanowiłem chociaż wyłapać najważniejsze fragmenty ich rozmowy.
- ... Nie wiem, idziemy gdzieś po show? Wiesz, by się napić i te sprawy? Albo, wiem. Zabiorę Cię na panienki.
Norweg zapewne stał nieco dalej, dlatego ciężej było mi wyłapać każde z jego słów.
Błagam.. żeby tylko nie powiedział, że chce tam iść..
- ... Nie jestem pewny.. a co zrobimy z Con'em? Jeśli się dowie, że gdzieś polazłem bez jego zgody.. wywali mnie na zbity pysk.
- A co on, Twój menager? Na miłość boską, chyba jesteś dorosły, tak? Przecież nie musi całe życie podcierać Ci tyłka. Zbuntuj się i pokaż, kto tu ma jaja, stary.
- Ta, masz rację.. ale cholernie się go boję. Niekiedy jest wobec mnie bardziej ostry niż niejedna brzytwa..
- Ogarnij się. Zachowujesz się zupełnie jak wierny kundel. Przyznaj, że Twój własny współpracownik zawrócił Ci w głowie. Myślisz, że tego nie widać?
Nastał moment ciszy. Obydwa głosy ucichły. Czyli jednak Kygo myślał, że jestem zbyt surowy?
Może i faktycznie jestem dla niego za bardzo nadopiekuńczy.. ale taka już po prostu moja natura.
- Dobra, To chyba tyle. Przemyśl sobie to, co dzisiaj ode mnie usłyszałeś. I daj mi znać na backstage'u, gdzie idziemy. Trzymaj się. - kiedy tylko usłyszałem dźwięk zasuwanego okna, wparowałem do środka pokoju.
- Kyrre. Czego on tu chciał?
◆ K.
I znowu to samo.. niech on sobie pójdzie.. ale, cholera, to jego dom.
Jak ja mogę wyganiać rezydującego z jego własnego gniazdka? Najwyraźniej kolejny raz byłem zmuszony stanąć w ogniu jego pytań.
- P-podsłuchiwałeś nas, tak..?
- No jasne. - odparł, mierząc mnie wzrokiem. - Jako wzrorowy pan domu powinienem zawsze wiedzieć, co się w nim dzieje. Wiecie, która jest godzina? Czego on u Ciebie szukał?
- Nieważne.. - mruknąłem. - Nie Twoja sprawa.
- Chyba właśnie moja.. - doskoczył do mnie i oplótł swoje krępkie dłonie wokół mojej szyi. - Sprowadziłeś go tutaj, prawda?!
- Nie, słowo! Nie mam z tym nic wspólnego..!
- Paktujecie za moimi plecami.. Chciałeś z nim iść! Już ja wiem, jacy są dzisiejsi młodzi faceci.. Wyżywają się na niewinnych 18-latkach i próbują je uwieść! - potrząsnął mną energiczniej, a ja poczułem, jak do oczu zaczynają ponownie napływać mi łzy. - To planujesz zrobić?! Patrz mi w oczy, do cholery, jak do Ciebie mówię!
- P-puszczaj mnie! Przecież nie powiedziałem nic takiego.!
- Miękka klucho. - mruknął i cisnął mną o ramę łóżka. - A powinienem był Cię zabić, zamiast posyłać do tego więzienia. Słaby z Ciebie kłamca, mój drogi.. Znam Cię. Z pewnością zraniłbyś kolejną.
- C-conrad.. aua.. - podniosłem się do siadu, masując zaczerwieniony kark. - Dlaczego Ty we mnie widzisz same wady, co.. Przecież jesteśmy.. przyjaciółmi..
- Odkąd przystawiłeś się do mojej siostry, nie powinieneś dłużej tak się nazywać w mojej podświadomości..
- Znowu to rozpamiętujesz? Podobno mieliśmy już nigdy więcej nie poruszać tego tematu..
- Tak, znowu.. Może gdyby ktoś, komu ufałeś, wyrządził to samo komuś z Twoich bliskich, to wtedy byś zrozumiał, jak się czuję. - I z tymi słowami opuścił mój pokój.
Zastanawiałem się, jak dużo mógł usłyszeć. Dobrze, że jednak słyszał tylko o planach pokoncertowych. Za to, co prawdopodobnie wydarzy się już tego wieczora, oberwałbym pewnie podwójnie i część zapewne dostałaby się jeszcze Dillon'owi.
Dlaczego Conrad ma taką awersję wobec dziewcząt? Każdy normalny facet lubi oglądać przedstawicielki płci przeciwnej w skąpych strojach. Chyba, że nie on.
Albo po prostu wszystkie jego działania podejmuje po to, żeby mnie zachować przy sobie. On faktycznie się obawia, że mnie straci. Jejku.. To miłe, że komuś tak bardzo na Tobie zależy.. szkoda, że tym kimś jest Twój najlepszy przyjaciel.
W noc przed Hard Summer Conrad poprosił mnie do swojego pokoju. Z początku nie byłem do końca przekonany, czy powinienem tam się udać, czy też jednak zignorować jego głos, lecz moja ciekawość wzięła górę.
Jednak to, w jakim stanie go ujrzałem, całkowicie zwaliło mnie z nóg.
- Conrad.. - szepnąłem, niepewnie podchodząc do niego bliżej.
- Kyrre.. Miło, że zdecydowałeś się do mnie przyjść. Pewnie jesteś w szoku, prawda?
W całym pomieszczeniu panowała ciemność. Jego okrągłe, wodne łóżko leżało na owalnym dywanie, który na codzień był wyłożony pośrodku. Dookoła posłania znajdowały się.. świeczki. Dawały one nikłe światło, dlatego ciężko było mi ocenić, gdzie dokładnie znajdował się Australijczyk.
- Tutaj, na łóżku.. chodź. - na nieszczęście znajdowałem się w zasięgu jego dłoni. Szybko złapał mnie za moją i zdecydowanym ruchem pociągnął mnie na swoją osobę.
- A-ale.. co Ty robisz.. Zostaw mnie..Conrad.. - próbowałem się wyszarpnąć z jego objęć, jednak zdecydowałem się pozostać przy nim. Tamtej nocy, nad Los Angeles wisiała przerażająca burza.
- Csi.. teraz jesteś już bezpieczny.. - poczułem, że przez moje ramiona zaczął przenikać materiał noszonego przeze mnie podkoszulka. O, cholera jasna.. nie, to się nie dzieje naprawdę.. - Naprawdę.. bezpieczny..
Musnął opuszkami palców mój odsłonięty tors. Nie wierzę.. uszczypnijcie mnie.. To, co on wyprawiał, było do niego zupełnie niepodobne.. i jednocześnie.. takie.. pociągające..
- Czego ty.. chcesz.. - drgnąłem, spoglądając w jego niebieskie tęczówki.
- Domyśl się.. - sięgnął za mój pasek od spodni. O co chodzi?.. Czy on?...
Czy on właśnie chce zrobić to, na co czekałem od tak dawna.?
Sprawnym ruchem pozbył się mojego dołu i pozostawił mnie, całkiem bezbronnego, w samej bieliźnie. Niech on to wreszcie zrobi.. Na co on czeka?..
- J-jestem Twój.. - wyrzuciłem z siebie ulegle, na co ten, ruchem głowy pokazał mi, bym zrobił z nim to samo.
Nie minął moment, kiedy leżał na mnie, również w samych bokserkach. Wprawdzie nie miał czym się pochwalić, ale ja nie należę do typu wybrednych gości.
- Boisz się? - spytał, wbijając we mnie swoje spojrzenie.
- T-trochę.. - drżałem niespokojnie na całym ciele. Czuł to, ale nie miał zamiaru się wycofać.
Jednak swoją kolejną czynnością wprawił mnie w uniesienie. Wykonał delikatny gest dłonią i przesunął nią po moim policzku, żeby zaraz złożyć na moich wargach zaborczy pocałunek i wpleść swoje palce w moje brązowe włosy. Odwzajemniłem jego ruch ze dwa razy, kiedy za trzecim niespodziewanie wbiłem swoje zęby w jego język.
- Z-zostaw mnie! - próbowałem rozpaczliwie wydostać się spomiędzy jego barczystych ramion, jednak on zaczął na mnie napierać coraz mocniej. - N-nie.. powinieneś..!
I w tej chwili szeroko rozwarłem powieki, z wrzaskiem na cały apartamentowiec. Usiadłem na łóżku, czekając, aż moje serce przestanie hałaśliwie bić. Na moją twarz i ciało wystąpiły liczne krople potu. Do tej pory moje sny nie były aż tak rzeczywiste..
◇ C.
Krzyk z siąsiedniego pokoju zerwał mnie z łóżka na równe nogi.
Nie trzeba było długo czekać, nim stanąłem w drzwiach.
- Kygo..? - wyglądał potwornie. Jego brązowe kosmyki kleiły mu się do twarzy. Pewnie za chwilę znowu wyleje łzy. Całe szczęście, nie zrobił tego. Wymierzył jednak we mnie niepewne spojrzenie.
- Jezu.. co za.. koszmar..
- Miałeś zły sen..? Teraz, tutaj, w moim domu..? - przysunąłem sobie mały stolik i usiadłem na wprost niego. Ten, na mój widok, ponownie schował łeb pod kołdrę. - Hej, gościu.. co z Tobą?
- Idź sobie.. - szepnął.
- Ale.. o co chodzi?
- Nadal nie wiesz?.. - spojrzał na mnie znad materiału. - Miałem koszmar.. Z Tobą w roli głównej..
- C-co Ty gadasz.. Jak to, ze mną..
- Próbowaleś mnie.. - spuścił wzrok.
W jednej chwili zrobiłem wielkie oczy. Jego wyznanie wywołało u mnie szok.
Ja, jego? To się w głowie nie mieści przecież.. Na pewno bym pamiętał takie coś.
- ..O, ja.. chrzanię.. Skąd Ci przyszedł do głowy taki pomysł..? Przecież ja bym Ci nigdy czegoś takiego nie zrobił. - nawet w największych snach nie wyrządziłbym krzywdy jakiemukolwiek facetowi. Tym bardziej, swojemu przyjacielowi. Mimo, że go pociągam, to i tak nie. Nie do końca szło to w parze z moją etyką.
- W-wiem.. - zaczął drżeć. - Kiedy ja.. właśnie.. tego chciałem..
- To co się tam działo..? Mógłbyś mi to, u licha, wyjaśnić...?
- Twoje łóżko.. postawiłeś je na środku.. był półmrok, jedynym źródłem światła były poustawiane wokoło świeczki.. zaciągnąłeś mnie na siebie.. chciałeś, bym Cię rozebrał do gaci..
- Kurde.. przecież to jest jakieś chore.. - stwierdziłem. - Jesteś pewny, że to byłem ja.?
Kiwnął głową ze smutkiem. - Całowaliśmy się.. ale ja to przerwałem i Cię ugryzłem.. Spanikowałem, nic więcej.
- F-fuj.. bez jaj.. że ja niby, z Tobą.. - kiedy nerwowo muskałem językiem po dziąsłach, poczułem, że mam na nim dwa dziwne wgłębienia. - Um.. Kyrre, wiem, że to co teraz powiem, zabrzmi co najmniej idiotycznie, ale.. czy mógłbyś zerknąć na mój.. język?
O dziwo, posłuchał się mnie i zerknął do mojej paszczy.
- Masz takie.. dwie dziurki.. Gryziesz się we śnie bądź od czasu do czasu?
- Zwariowałeś..? - spojrzeliśmy po sobie. Więc jednak.. to nie był sen..?
To niemożliwe..
Aż nie mogłem w to uwierzyć. Że niby tamtego wieczora, ja i on, w jednym pokoju, przyssani do siebie jak dwie.. stułbie.. On pode mną, ja na nim, w samej bieliźnie..
Czyżbym był aż taki chory, żebym próbował zaliczyć własnego kumpla?
Okey, tak, ciągnie nas do siebie i to mnie cholernie przeraża z dnia na dzień , ale ja.. nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego.
Przynajmniej na trzeźwo.
- Powiedz mi, my piliśmy coś wczoraj? - spytałem go.
- Tylko po piwie.. - powoli zaczął się uspokajać.
Zaraz, po piwie? Irracjonalne. Nie mogłem tak odpłynąć. Uroił to sobie w tej małej łepetynce.. Kurde, jeśli on ma takie seksualne fantazje.. pierdziu, boję się. Cholera.
Chyba powinienem go zamknąć. Albo i ja się zamknę. Jezu.. co ja mam robić?
◆ K.
Przez dłuższą chwilę starałem się złapać normalny oddech.
Powinienem się zapisać na jakąś terapię. - pomyślałem. Przecież miałem wybić go sobie z głowy. Tymczasem ja mam sny o tym, że on się ze mną kocha. Super. Teraz pewnie już nigdy nie będę mógł o nim zapomnieć.
- Hej, co Ty..? - spytał, kiedy podszedłem do lustra. - Jest środek nocy.. powinieneś się wyspać przed festiwalem..
- Właśnie. Ty też. - odwarknąłem, przygladając się swojemu odbiciu. Bez przerwy strumienie potu ściekały ciurkiem po mojej twarzy.
- Oh, jak chcesz. Tylko nie pruj się tak na przyszłość. Sąsiedzi ogłuchną. - odparł, opuszczając zajmowany przeze mnie pokój. - Dobranoc.
- Spoko wodza. Nie mam zamiaru więcej się drzeć. - będąc odrobinę przybitym, przeczesałem mokre włosy palcami i w jednym momencie posłałem sobie cios w prawy policzek, mrucząc - Głupi. Zapomnij o nim. Nie widzisz, jak on Cię traktuje? Pozwolisz mu na to?
Przestałem poznawać samego siebie. Co się ze mną stało? To się musi zmienić.. Nie mogę tak żyć.
Najlepiej by było, jakby nigdy nie przyszedł na TomorrowWorld.. Zacząłem żałować w duchu, że wogóle zgodziłem się na tę współpracę. Może, gdyby do niej nie doszło, to nigdy bym się nie zakochał i nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Postanowiłem jednak posłuchać się Conrad'a i wróciłem na resztę nocy do łóżka. Tym razem sen okazał się o wiele spokojniejszy.
***
- Aah! - nad ranem po raz kolejny wydarłem się na całe gardło, poczuwszy zimny dotyk czyjeś dłoni na swoim ramieniu.
- Jezu, Kajgoś, weź się.. cicho. - tajemnicza dłoń prędko zasłoniła mi usta, przy przypadkiem nie zbudzić gospodarza. - To tylko ja, Dillon. Po co ten zawał?
- Popierdoliło Cię do reszty? - zmierzyłem go ostrym spojrzeniem, szepcząc. - Czego tu szukasz?
- Mojego małego uciekiniera. I wydaje mi się, że nareszcie go znalazłem.
- C-co? Ale Conrad przecież wycofał listy.. Nie, kurna, nie! - wykręciłem się spod jego dotyku i przeturlałem się na drugą stronę posłania. - Nie chcę tam znowu wrócić!
- Hę? Rany, Ty to zawsze taki dosłowny jesteś. Robisz większy rumor niż słoń w składzie porcelany. Sewell zaraz tu przyleci i skopie nam tyłki, jako żywo.
- Nie weźmiesz mnie tam, nie dam się! Wynajmę najlepszych prawników, już oni mnie ułaskawią! Możesz próbować ze wszystkim.. ale ja i tak się stąd nie ruszę.
- Oh, Dahll, Dahll... Nie mówiłem tego dosłownie. Kurczę, przecież dzisiaj wieczorem ze mną grasz. Już zapomniałeś? Pomyśl. Jakbym ja miał z powrotem Cię tam zamknąć?
Dżwignąłem się z podłogi, masując sobie obolały bok, na który upadłem podczas rzekomej ucieczki.
- No.. ja tam nie wiem.
- Ale ja wiem. Chodź tutaj i teraz się skup. Muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego.
◇ C.
Po usłyszeniu następnych wrzasków ponownie poderwałem się ze swojego łoża.
Bezemocjonalnie wywróciłem oczami i podszedłem do drzwi na wprost mojego pomieszczenia. Jednak, po usłyszeniu, że Kyrre nie jest tam sam, ciekawsko przyłozyłem ucho do dziurki od klucza. Rozpoznałem ten gruby, amerykański głos. Dillon. Tylko czego on chciał o piątej nad ranem?
Postanowiłem chociaż wyłapać najważniejsze fragmenty ich rozmowy.
- ... Nie wiem, idziemy gdzieś po show? Wiesz, by się napić i te sprawy? Albo, wiem. Zabiorę Cię na panienki.
Norweg zapewne stał nieco dalej, dlatego ciężej było mi wyłapać każde z jego słów.
Błagam.. żeby tylko nie powiedział, że chce tam iść..
- ... Nie jestem pewny.. a co zrobimy z Con'em? Jeśli się dowie, że gdzieś polazłem bez jego zgody.. wywali mnie na zbity pysk.
- A co on, Twój menager? Na miłość boską, chyba jesteś dorosły, tak? Przecież nie musi całe życie podcierać Ci tyłka. Zbuntuj się i pokaż, kto tu ma jaja, stary.
- Ta, masz rację.. ale cholernie się go boję. Niekiedy jest wobec mnie bardziej ostry niż niejedna brzytwa..
- Ogarnij się. Zachowujesz się zupełnie jak wierny kundel. Przyznaj, że Twój własny współpracownik zawrócił Ci w głowie. Myślisz, że tego nie widać?
Nastał moment ciszy. Obydwa głosy ucichły. Czyli jednak Kygo myślał, że jestem zbyt surowy?
Może i faktycznie jestem dla niego za bardzo nadopiekuńczy.. ale taka już po prostu moja natura.
- Dobra, To chyba tyle. Przemyśl sobie to, co dzisiaj ode mnie usłyszałeś. I daj mi znać na backstage'u, gdzie idziemy. Trzymaj się. - kiedy tylko usłyszałem dźwięk zasuwanego okna, wparowałem do środka pokoju.
- Kyrre. Czego on tu chciał?
◆ K.
I znowu to samo.. niech on sobie pójdzie.. ale, cholera, to jego dom.
Jak ja mogę wyganiać rezydującego z jego własnego gniazdka? Najwyraźniej kolejny raz byłem zmuszony stanąć w ogniu jego pytań.
- P-podsłuchiwałeś nas, tak..?
- No jasne. - odparł, mierząc mnie wzrokiem. - Jako wzrorowy pan domu powinienem zawsze wiedzieć, co się w nim dzieje. Wiecie, która jest godzina? Czego on u Ciebie szukał?
- Nieważne.. - mruknąłem. - Nie Twoja sprawa.
- Chyba właśnie moja.. - doskoczył do mnie i oplótł swoje krępkie dłonie wokół mojej szyi. - Sprowadziłeś go tutaj, prawda?!
- Nie, słowo! Nie mam z tym nic wspólnego..!
- Paktujecie za moimi plecami.. Chciałeś z nim iść! Już ja wiem, jacy są dzisiejsi młodzi faceci.. Wyżywają się na niewinnych 18-latkach i próbują je uwieść! - potrząsnął mną energiczniej, a ja poczułem, jak do oczu zaczynają ponownie napływać mi łzy. - To planujesz zrobić?! Patrz mi w oczy, do cholery, jak do Ciebie mówię!
- P-puszczaj mnie! Przecież nie powiedziałem nic takiego.!
- Miękka klucho. - mruknął i cisnął mną o ramę łóżka. - A powinienem był Cię zabić, zamiast posyłać do tego więzienia. Słaby z Ciebie kłamca, mój drogi.. Znam Cię. Z pewnością zraniłbyś kolejną.
- C-conrad.. aua.. - podniosłem się do siadu, masując zaczerwieniony kark. - Dlaczego Ty we mnie widzisz same wady, co.. Przecież jesteśmy.. przyjaciółmi..
- Odkąd przystawiłeś się do mojej siostry, nie powinieneś dłużej tak się nazywać w mojej podświadomości..
- Znowu to rozpamiętujesz? Podobno mieliśmy już nigdy więcej nie poruszać tego tematu..
- Tak, znowu.. Może gdyby ktoś, komu ufałeś, wyrządził to samo komuś z Twoich bliskich, to wtedy byś zrozumiał, jak się czuję. - I z tymi słowami opuścił mój pokój.
Zastanawiałem się, jak dużo mógł usłyszeć. Dobrze, że jednak słyszał tylko o planach pokoncertowych. Za to, co prawdopodobnie wydarzy się już tego wieczora, oberwałbym pewnie podwójnie i część zapewne dostałaby się jeszcze Dillon'owi.
Dlaczego Conrad ma taką awersję wobec dziewcząt? Każdy normalny facet lubi oglądać przedstawicielki płci przeciwnej w skąpych strojach. Chyba, że nie on.
Albo po prostu wszystkie jego działania podejmuje po to, żeby mnie zachować przy sobie. On faktycznie się obawia, że mnie straci. Jejku.. To miłe, że komuś tak bardzo na Tobie zależy.. szkoda, że tym kimś jest Twój najlepszy przyjaciel.
piątek, 10 lipca 2015
6. Nie można się zbyt długo ukrywać z prawdą..
◆ K.
On.. mnie..dotknął.. kurde, on mnie dotknął. Kurde, on naprawdę to zrobił..
I weźcie mi powiedzcie, jak tu teraz niby mam być spokojny...? To niemożliwe..
Teraz bardziej stałem się kłębkiem nerwów, niż wyluzowanym dzieciakiem.
A powiedział mi, że właśnie mam postępować na odwrót. Kurczę. Pewnie zaraz się domyśli, że się go nie posłuchałem.
- Stary.. dobrze się czujesz..? Pocisz się jak.. prosiak. Wszystko w porządku? - rzucił w moją stronę, wyczuwając mój niepokój.
Ostrożnie zjechałem na pobocze i wyłączyłem silnik samochodu.
Przez moment próbowałem złapać równy oddech.
- Nie jestem pewny, czy powinniśmy dzisiaj się uczyć.. - odparłem.
- Dlaczego? O co chodzi?
- P-powinienem mieć profesjonalistę.. Przy Tobie niczego nie osiągnę.
- Kyrre, co Ty gadasz? Przecież świetnie sobie radzisz. Tylko nie powinieneś się tak bardzo stresować. Siedzę tuż obok Ciebie.
- K-kiedy Ty mnie.. r-rozpraszasz..
- C-co? Ja..?
- Tak.. właśnie Ty.. Wybacz mi, stary.
- Ale.. jak to możliwe..
- Chyba powinieneś coś wiedzieć, Conrad. - spuściłem wzrok.
- Niby co..
◇ C.
Jeju, czy on chce to zrobić właśnie teraz? Powiedzieć mi wszystko od samego początku? Zwariował. Daję słowo, że zwariował. Chociaż, należy mi się. Postanowiłem posłuchać, co ten gość chce mi przekazać.
- Podobasz mi się.. od samego początku naszej znajomości poczułem, że staniesz się dla mnie.. kimś.. kimś więcej.. - powiedział, nerwowo bawiąc się i splatając swoje dłonie. - Pewnie teraz w Twoich oczach jestem nikim więcej, jak tylko marnym frajerem...?
- Nie. Jesteś marnym aktorem. Wiedziałem o tym, czubku.
Rozszerzył oczy ze zdumienia.
- Jak to?
- Normalnie. Słabo umiesz się kryć. - wzruszyłem ramionami.
- A-ale.. I Ty tak to po prostu zostawisz..?
- Nie. Chodzi o to, że Ty mnie.. też strasznie zawróciłeś mi w głowie.. myślałem cały ten czas, że jestem normalny, że ciągnie mnie do dziewczyn, a tu jednak stało się zdecydowanie inaczej..
- B-bez jaj.. Więc.. Ty to.. odwzajemniasz?
- No raczej..
- I się mną nie.. bawisz?
- Nie.. Jeśli chodzi o uczucia, to jestem śmiertelnie poważny.
- Serio? Coś nie chce mi się wierzyć..
- Bo się zakochałeś w gościu, o którym niewiele wiesz.
- Chyba masz rację.. - westchnął. - Co mam poradzić, że tak na mnie działasz?
- Nie myślałem, że takie z was lovelasy. Wy, chłodni goście.
- Widzisz, sam się nie znasz.
- A, zamnkij mordę. Co Ty zrobisz, jak już skończymy trasę? Tylko mi nie mów, że będziesz codziennie do mnie pisał i dzwonił.
- Kurna! Mówiłeś, że nie będziesz udawał! - warknął. Czasem to ten chłopak faktycznie nie odróżniał dowcipu od rzeczywistości. - Oczywiście, że będę to robił! Nie mogę bez Ciebie żyć, jeszcze tego nie zrozumiałeś?
- Jezu, nie wnerwiaj się. Złość piękności szkodzi, mój drogi. Po prostu chciałem wiedzieć, jak Ty to sobie wszystko wyobrażasz.
- Mamy darmowe między sobą na IPhone'y. - spogodniał i posłał mi szeroki uśmiech.
◆ K.
On za mną szaleje! W tamtej chwili miałem ochotę objąć kudłacza w pasie, ale coś mi jednak powiedziało, bym się pochamował. Ale.. skoro faktycznie tego chce, to dlaczego od czasu do czasu jest dla mnie wredny? Koniecznie musiałem odkryć, w co on pogrywa..
- Jeśli tylko będziesz mnie zamęczał tymi cholernymi Imessage'ami, to przysięgam, że zmienię numer i telefon. - mruknął w moim kierunku.
- Wyluzuj.. Przysięgam, będę szanował Twoją prywatność.
- No, ja mam tylko taką nadzieję. Kurczę, zupełnie zapomniałem Ci o czymś powiedzieć. Pojutrze będziemy musieli stawić czoła Hard Summer Music Fesival. I pamiętaj. Żadnego mi tam chlania.
Bo inaczej wywalę Cię na dworzec.
Kurde, za kogo on się ma? Jeszcze teraz mojego ojca będzie zgrywał. Nie mam 15 lat, do jasnej anielki..
- B-bo co? - zająknąłem się. - N-nie.. nie będziesz mi mówił, co mam robić!
- Tak?! A potem znowu znajdę Cię wstawionego w łóżku z jakąś lalą! Tak, jak wtedy. Już zapomniałeś, za co siedziałeś w pierdlu?!
Przegiął pałę. Zarobił ode mnie siarczysty cios w policzek. Mogłem się czuć z siebie chociaż połowicznie dumny. W końcu, pierwszy raz go uderzyłem..
- Zamknij twarz! - wywrzeszczałem, odpinając pas i trzaskając drzwiami od auta z dosyć dużą siłą.
- K-kygo?! Kyrre! Wracaj! J-ja.. ja nie chciałem! Weź.. nie rób scen, co? Ciemno się robi!
Nie słyszałem go. Biegłem przed siebie w ciemny las. Poczułem, że moje oczy zaczęły napełniać się łzami. Czemu on mnie tak rani.. dlaczego nie może mi powiedzieć prawdy? I dlaczego jest taki nadopiekuńczy? Chuj z nim.. Równie dobrze mógłbym sobie dać radę bez niego.. Muszę się wyleczyć, zanim to zajdzie za daleko.. o ile już nie zaszło..
A tego właśnie bałem się najbardziej.
Usiadłem pod drzewem, chcąc chociaż spróbować się uspokoić, jednak poczułem wibracje w kieszeni. Przez szkliste oczy spojrzałem na wyświetlacz. To on. Zignorowałem go i bezsilnie cisnąłem telefonem w kępkę trawy przede mną.
Nie obchodziło mnie, że słońce powoli zaczęło chować się za horyzont. Jednak odrobinę miałem pietra przed ciemnością. A głównie pracowałem w godzinach wieczornych. Ale tym razem nie znajdowałem się w zamkniętym pomieszczeniu. To był las. Las, pełen dzikich zwierząt.
◇ C.
- Stary, przestań się wygłupiać, dobra? Kyrre! Wiem, że gdzieś tam jesteś! - krzyknąłem, wchodząc coraz głębiej w ciemną przestrzeń przed sobą. Ja nie wierzę, co z niego za bachor. Trudno, sam tego chciałem. Moze inni nie byliby tacy dosłowni jak Norweg. Łyknie wszystko, cokolwiek mu nie powiesz. Jedna z najbardziej jego wkurwiających cech, to własnie ta.
- Zostaw mnie.. sam wrócę. - dobiegł mnie jego cichy szept.
- Nigdy. Nie zostaniesz sam w lesie.
- Kiedy ja muszę..
- Powiem Ci jedno, co musisz. Wziąć się w garść. Wstawaj z tej trawy.
- A co będę z tego miał? - poderwał na mnie wzrok. Pięknie. Miękka klucha znowu wylewała łzy strumieniami. - Przecież Cię.. uderzyłem.. A Ty i tak chcesz mi wybaczyć?
- Tak, głupku. No już, podnoś się. Nie mamy całego dnia. Jeszcze musisz dowiesć nasze szanowne zadki z powrotem. W dodatku, należał mi się ten liść. Nie musiałem Ci tego przypomniać.
- Co fakt, to fakt. - spojrzał na mnie kątem oka, wstając przy asyście mojej dłoni. Schylił się jeszcze na chwilę, by podnieść swojego srajfona. - Mocno Ci przyłożyłem tak wogóle..?
- E, daj spokój. Chodź już.
Obydwoje poszliśmy do naszego auta. Zanim zajęliśmy nasze miejsca, zauważyłem jakieś pojedyncze kartki na swoim miejscu. Były to zdjęcia. W dodatku nie byle kogo, bo osobą na nich przedstawioną był mój współpracownik. Szybko sprawdziłem, skąd mogły do nas wpaść. Dziwne. Przecież zanim wyszedłem, dokładnie upewniałem się, czy zamknąłem wszystkie okna.
Postanowiłem, że nie powiem mu ani słowa. Zdjęcia przedstawiały Kyrre'ego, kiedy przebywał na dworcu w Coachelli. Ktoś musiał go śledzić. - pomyślałem. - A jak i jego, to i mnie. Ekstra. To pewnie znowu Ci cholerni paparazzi. Koniecznie muszę się dowiedzieć, kto jest odpowiedzialny za te ujęcia. Przecież gliny nadal go poszukują. Wszystko przez to, że zapomniałem odwołać listu gończego.
Coś mam takie przeczucie, że ta tajemnicza osoba nie odpuści, byleby tylko otrzymać wynagrodzenie za podążanie naszym tropem. Pora, bym zabawił się w detektywa.
◆ K.
Wrócił po mnie.. naprawdę mu na mnie zależy.. Kurczę. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy też raczej wylewać łzy.. Chociaż, jeśli znowu to zrobię, to pewnie po raz kolejny uzna mnie za mięczaka.. Naprawdę potrzebuję prywatnych jazd. Samo jego spojrzenie sprawia, że dostaję ogromnych drgawek. Przynajmniej dałem radę powrócić do apartamentowca bez szwanku.
Tuż po przekroczeniu progu dzielonych przez nas czterech ścian dostałem nieoczekiwany telefon. Osobą po drugiej stronie był mój ojciec, z którym utrzymywałem dobre relacje pomimo jego rozwodu z moją matką. Praktycznie zawsze mogłem liczyć na wsparcie z jego strony.
- No cześć, brzdącu. - zaczął po norwesku. - Pamiętasz, o czym to ostatnio mówiliśmy przed Twoim wielkim wyjazdem? Czy raczej wypadło Ci to już z głowy?
W jednej chwili kompletnie nie miałem pojęcia, co może mieć na myśli mój rodziciel, jednak prędko odtworzyłem sobie w pamięci naszą wcześniejszą rozmowę.
- Nie mów, że.. udało Ci się..
- Dokładnie tak. Po miesiącach mozolnych poszukiwań teren został odnaleziony i sprzedany Twojemu kochanemu staruszkowi. Jak wrócisz, będzie na Ciebie czekała ogromna niespodzianka.
- Ja pierdziele.. - wyszeptałem. - Powiedz mi, że to tylko sen. Prawda..?
- Nie, to nie sen. To czysta jawa. Kygohotel już więcej nie będzie tylko budynkiem z dziecinnego szkicownika.
- Rewelacja.. Aż normalnie nie wiem, co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić. To dla mnie czysta przyjemność spełniać Twoje marzenia. Wszystko dla szczęścia mojego utalentowanego syna. To teraz z niecierpliwością czekamy na Twój powrót. Ile jeszcze występów przed Tobą?
- Jeszcze co najmniej z 7. Pojutrze gramy u boku mojego dobrego znajomego.
- To super. Powiedz Conrad'owi, że ma ode mnie głębokie pozdrowienia. Kocham Cię, synek.
- Ja Ciebie bardziej, tato. Dzięki. Wo-hoo! - rozłączyłem się, prędko zmieniając język. - W życiu nie uwierzysz, co się stało!
Długowłosy poderwał na mnie wzrok znad jakiegoś grubego tomiska.
- Ta? Niby w co miałbym nie uwierzyć?
- Będę miał swój własny hotel! - wrzasnąłem, rozpromieniony.
- Dobry żart, synku, ale Prima Aprilis było już jakiś czas temu. - wrócił do swojej lektury. Prędko zdążyłem złapać go za podbródek i zmusić do spojrzenia w moje tęczówki.
- Kpisz sobie ze mnie? Całe życie o tym marzyłem!
- Tak, serio, cieszę się. To bomba. Słyszałem swoje imię, mówił coś o mnie? Zabieraj te paluchy.
- Nie, kazał Cię tylko pozdrowić. - mruknąłem, odejmując swoje palce od jego twarzy. - Może.. wybralibyśmy się tam po zakończeniu trasy?Poznałbyś moją rodzinę i tak dalej..
- Fajnie, jak znowu będziesz miał okazję z nim pogadać, to też go możesz pozdrowić. Dobre macie między sobą relacje?
- No. Docenia moją twórczość.
- Nieźle. A Twój ojczym i matka?
- Tak samo.
- Serio? Fajna sprawa. Moi to mają za dużo roboty, podobnie zresztą jak mój brat.
- Chwila.. To Ty masz jeszcze brata?
Przytaknął. - Starszego o dwa lata.
- O, to jesteś środkowym. Ale super.
- Wiem.. - odparł, podnosząc się z fotela. - Zjesz coś? Chyba, że pijemy po browcu na głowę.
- Jeśli już nigdzie nie będziemy jechać, to jasne. Z Tobą bym nie wypił?
- Nie, dzisiaj starczy. Czasem nie mamy do tego okazji? - otworzył lodówkę i wyjął z niej dwa piwa, jedno z nich podał mi do ręki.
- Ale Kygohotel dopiero powstaje. Przez dobre trzy miesiące mój starszy szukał w Bergen odpowiedniej działki. Dzięki.
- Co z tego. Napijmy się na zapas. Widać, że serio musi Cię kochać. Wiesz co? Aż Ci zazdroszczę. że jesteś sam. Doświadczasz większej troski, liczą się z Twoimi marzeniami.. Nikt Tobą nie gardzi, za to, jaki jesteś.. Eh. Chociaż, z drugiej strony, byłoby mi cholernie smutno bez Grace.
- No, tak.. widać po Tobie, że nie jesteś typem samotnika.. A ten Twój brat? Co z nim?
- Przestań.. Nie rozmawiajmy o nim. Od dawna żyje we własnym świecie.
- Rozumiem..
◇ C.
Niepotrzebnie powiedziałem mu o Olivier'ze. Już od dłuższego czasu mój brat pozostawał w rodzinie tematem tabu. Nadzwyczajniej w świecie nie mówiło się o nim. Dał dyla z domu, kiedy miał około 18-stu lat i od tamtej pory żadne z nas nie miało z nim jakiegokolwiek kontaktu. Grace ledwo go pamiętała, była wówczas zbyt młoda, by dokładnie zapamiętać go z twarzy. Z czasem to ja zająłem znaczącą pozycję pierworodnego syna, chociaż okazywano mi mniej szacunku przez wzgląd na moją osobowość i wygląd osobisty. straciłem również odrobinę na wartości w wyniku rozwoju mojej siostrzyczki.
Jako dzieci, byliśmy obydwoje bardzo zżyci, calkiem jak teraz ja i Kyrre. Dlatego obawiałem się odejścia Norwega, mimo że dobrze wiedziałem, że kiedyś przyjdzie na to pora. Ale musiałem mieć przed nim tajemnice. Dla jego własnego dobra.
On.. mnie..dotknął.. kurde, on mnie dotknął. Kurde, on naprawdę to zrobił..
I weźcie mi powiedzcie, jak tu teraz niby mam być spokojny...? To niemożliwe..
Teraz bardziej stałem się kłębkiem nerwów, niż wyluzowanym dzieciakiem.
A powiedział mi, że właśnie mam postępować na odwrót. Kurczę. Pewnie zaraz się domyśli, że się go nie posłuchałem.
- Stary.. dobrze się czujesz..? Pocisz się jak.. prosiak. Wszystko w porządku? - rzucił w moją stronę, wyczuwając mój niepokój.
Ostrożnie zjechałem na pobocze i wyłączyłem silnik samochodu.
Przez moment próbowałem złapać równy oddech.
- Nie jestem pewny, czy powinniśmy dzisiaj się uczyć.. - odparłem.
- Dlaczego? O co chodzi?
- P-powinienem mieć profesjonalistę.. Przy Tobie niczego nie osiągnę.
- Kyrre, co Ty gadasz? Przecież świetnie sobie radzisz. Tylko nie powinieneś się tak bardzo stresować. Siedzę tuż obok Ciebie.
- K-kiedy Ty mnie.. r-rozpraszasz..
- C-co? Ja..?
- Tak.. właśnie Ty.. Wybacz mi, stary.
- Ale.. jak to możliwe..
- Chyba powinieneś coś wiedzieć, Conrad. - spuściłem wzrok.
- Niby co..
◇ C.
Jeju, czy on chce to zrobić właśnie teraz? Powiedzieć mi wszystko od samego początku? Zwariował. Daję słowo, że zwariował. Chociaż, należy mi się. Postanowiłem posłuchać, co ten gość chce mi przekazać.
- Podobasz mi się.. od samego początku naszej znajomości poczułem, że staniesz się dla mnie.. kimś.. kimś więcej.. - powiedział, nerwowo bawiąc się i splatając swoje dłonie. - Pewnie teraz w Twoich oczach jestem nikim więcej, jak tylko marnym frajerem...?
- Nie. Jesteś marnym aktorem. Wiedziałem o tym, czubku.
Rozszerzył oczy ze zdumienia.
- Jak to?
- Normalnie. Słabo umiesz się kryć. - wzruszyłem ramionami.
- A-ale.. I Ty tak to po prostu zostawisz..?
- Nie. Chodzi o to, że Ty mnie.. też strasznie zawróciłeś mi w głowie.. myślałem cały ten czas, że jestem normalny, że ciągnie mnie do dziewczyn, a tu jednak stało się zdecydowanie inaczej..
- B-bez jaj.. Więc.. Ty to.. odwzajemniasz?
- No raczej..
- I się mną nie.. bawisz?
- Nie.. Jeśli chodzi o uczucia, to jestem śmiertelnie poważny.
- Serio? Coś nie chce mi się wierzyć..
- Bo się zakochałeś w gościu, o którym niewiele wiesz.
- Chyba masz rację.. - westchnął. - Co mam poradzić, że tak na mnie działasz?
- Nie myślałem, że takie z was lovelasy. Wy, chłodni goście.
- Widzisz, sam się nie znasz.
- A, zamnkij mordę. Co Ty zrobisz, jak już skończymy trasę? Tylko mi nie mów, że będziesz codziennie do mnie pisał i dzwonił.
- Kurna! Mówiłeś, że nie będziesz udawał! - warknął. Czasem to ten chłopak faktycznie nie odróżniał dowcipu od rzeczywistości. - Oczywiście, że będę to robił! Nie mogę bez Ciebie żyć, jeszcze tego nie zrozumiałeś?
- Jezu, nie wnerwiaj się. Złość piękności szkodzi, mój drogi. Po prostu chciałem wiedzieć, jak Ty to sobie wszystko wyobrażasz.
- Mamy darmowe między sobą na IPhone'y. - spogodniał i posłał mi szeroki uśmiech.
◆ K.
On za mną szaleje! W tamtej chwili miałem ochotę objąć kudłacza w pasie, ale coś mi jednak powiedziało, bym się pochamował. Ale.. skoro faktycznie tego chce, to dlaczego od czasu do czasu jest dla mnie wredny? Koniecznie musiałem odkryć, w co on pogrywa..
- Jeśli tylko będziesz mnie zamęczał tymi cholernymi Imessage'ami, to przysięgam, że zmienię numer i telefon. - mruknął w moim kierunku.
- Wyluzuj.. Przysięgam, będę szanował Twoją prywatność.
- No, ja mam tylko taką nadzieję. Kurczę, zupełnie zapomniałem Ci o czymś powiedzieć. Pojutrze będziemy musieli stawić czoła Hard Summer Music Fesival. I pamiętaj. Żadnego mi tam chlania.
Bo inaczej wywalę Cię na dworzec.
Kurde, za kogo on się ma? Jeszcze teraz mojego ojca będzie zgrywał. Nie mam 15 lat, do jasnej anielki..
- B-bo co? - zająknąłem się. - N-nie.. nie będziesz mi mówił, co mam robić!
- Tak?! A potem znowu znajdę Cię wstawionego w łóżku z jakąś lalą! Tak, jak wtedy. Już zapomniałeś, za co siedziałeś w pierdlu?!
Przegiął pałę. Zarobił ode mnie siarczysty cios w policzek. Mogłem się czuć z siebie chociaż połowicznie dumny. W końcu, pierwszy raz go uderzyłem..
- Zamknij twarz! - wywrzeszczałem, odpinając pas i trzaskając drzwiami od auta z dosyć dużą siłą.
- K-kygo?! Kyrre! Wracaj! J-ja.. ja nie chciałem! Weź.. nie rób scen, co? Ciemno się robi!
Nie słyszałem go. Biegłem przed siebie w ciemny las. Poczułem, że moje oczy zaczęły napełniać się łzami. Czemu on mnie tak rani.. dlaczego nie może mi powiedzieć prawdy? I dlaczego jest taki nadopiekuńczy? Chuj z nim.. Równie dobrze mógłbym sobie dać radę bez niego.. Muszę się wyleczyć, zanim to zajdzie za daleko.. o ile już nie zaszło..
A tego właśnie bałem się najbardziej.
Usiadłem pod drzewem, chcąc chociaż spróbować się uspokoić, jednak poczułem wibracje w kieszeni. Przez szkliste oczy spojrzałem na wyświetlacz. To on. Zignorowałem go i bezsilnie cisnąłem telefonem w kępkę trawy przede mną.
Nie obchodziło mnie, że słońce powoli zaczęło chować się za horyzont. Jednak odrobinę miałem pietra przed ciemnością. A głównie pracowałem w godzinach wieczornych. Ale tym razem nie znajdowałem się w zamkniętym pomieszczeniu. To był las. Las, pełen dzikich zwierząt.
◇ C.
- Stary, przestań się wygłupiać, dobra? Kyrre! Wiem, że gdzieś tam jesteś! - krzyknąłem, wchodząc coraz głębiej w ciemną przestrzeń przed sobą. Ja nie wierzę, co z niego za bachor. Trudno, sam tego chciałem. Moze inni nie byliby tacy dosłowni jak Norweg. Łyknie wszystko, cokolwiek mu nie powiesz. Jedna z najbardziej jego wkurwiających cech, to własnie ta.
- Zostaw mnie.. sam wrócę. - dobiegł mnie jego cichy szept.
- Nigdy. Nie zostaniesz sam w lesie.
- Kiedy ja muszę..
- Powiem Ci jedno, co musisz. Wziąć się w garść. Wstawaj z tej trawy.
- A co będę z tego miał? - poderwał na mnie wzrok. Pięknie. Miękka klucha znowu wylewała łzy strumieniami. - Przecież Cię.. uderzyłem.. A Ty i tak chcesz mi wybaczyć?
- Tak, głupku. No już, podnoś się. Nie mamy całego dnia. Jeszcze musisz dowiesć nasze szanowne zadki z powrotem. W dodatku, należał mi się ten liść. Nie musiałem Ci tego przypomniać.
- Co fakt, to fakt. - spojrzał na mnie kątem oka, wstając przy asyście mojej dłoni. Schylił się jeszcze na chwilę, by podnieść swojego srajfona. - Mocno Ci przyłożyłem tak wogóle..?
- E, daj spokój. Chodź już.
Obydwoje poszliśmy do naszego auta. Zanim zajęliśmy nasze miejsca, zauważyłem jakieś pojedyncze kartki na swoim miejscu. Były to zdjęcia. W dodatku nie byle kogo, bo osobą na nich przedstawioną był mój współpracownik. Szybko sprawdziłem, skąd mogły do nas wpaść. Dziwne. Przecież zanim wyszedłem, dokładnie upewniałem się, czy zamknąłem wszystkie okna.
Postanowiłem, że nie powiem mu ani słowa. Zdjęcia przedstawiały Kyrre'ego, kiedy przebywał na dworcu w Coachelli. Ktoś musiał go śledzić. - pomyślałem. - A jak i jego, to i mnie. Ekstra. To pewnie znowu Ci cholerni paparazzi. Koniecznie muszę się dowiedzieć, kto jest odpowiedzialny za te ujęcia. Przecież gliny nadal go poszukują. Wszystko przez to, że zapomniałem odwołać listu gończego.
Coś mam takie przeczucie, że ta tajemnicza osoba nie odpuści, byleby tylko otrzymać wynagrodzenie za podążanie naszym tropem. Pora, bym zabawił się w detektywa.
◆ K.
Wrócił po mnie.. naprawdę mu na mnie zależy.. Kurczę. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy też raczej wylewać łzy.. Chociaż, jeśli znowu to zrobię, to pewnie po raz kolejny uzna mnie za mięczaka.. Naprawdę potrzebuję prywatnych jazd. Samo jego spojrzenie sprawia, że dostaję ogromnych drgawek. Przynajmniej dałem radę powrócić do apartamentowca bez szwanku.
Tuż po przekroczeniu progu dzielonych przez nas czterech ścian dostałem nieoczekiwany telefon. Osobą po drugiej stronie był mój ojciec, z którym utrzymywałem dobre relacje pomimo jego rozwodu z moją matką. Praktycznie zawsze mogłem liczyć na wsparcie z jego strony.
- No cześć, brzdącu. - zaczął po norwesku. - Pamiętasz, o czym to ostatnio mówiliśmy przed Twoim wielkim wyjazdem? Czy raczej wypadło Ci to już z głowy?
W jednej chwili kompletnie nie miałem pojęcia, co może mieć na myśli mój rodziciel, jednak prędko odtworzyłem sobie w pamięci naszą wcześniejszą rozmowę.
- Nie mów, że.. udało Ci się..
- Dokładnie tak. Po miesiącach mozolnych poszukiwań teren został odnaleziony i sprzedany Twojemu kochanemu staruszkowi. Jak wrócisz, będzie na Ciebie czekała ogromna niespodzianka.
- Ja pierdziele.. - wyszeptałem. - Powiedz mi, że to tylko sen. Prawda..?
- Nie, to nie sen. To czysta jawa. Kygohotel już więcej nie będzie tylko budynkiem z dziecinnego szkicownika.
- Rewelacja.. Aż normalnie nie wiem, co powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić. To dla mnie czysta przyjemność spełniać Twoje marzenia. Wszystko dla szczęścia mojego utalentowanego syna. To teraz z niecierpliwością czekamy na Twój powrót. Ile jeszcze występów przed Tobą?
- Jeszcze co najmniej z 7. Pojutrze gramy u boku mojego dobrego znajomego.
- To super. Powiedz Conrad'owi, że ma ode mnie głębokie pozdrowienia. Kocham Cię, synek.
- Ja Ciebie bardziej, tato. Dzięki. Wo-hoo! - rozłączyłem się, prędko zmieniając język. - W życiu nie uwierzysz, co się stało!
Długowłosy poderwał na mnie wzrok znad jakiegoś grubego tomiska.
- Ta? Niby w co miałbym nie uwierzyć?
- Będę miał swój własny hotel! - wrzasnąłem, rozpromieniony.
- Dobry żart, synku, ale Prima Aprilis było już jakiś czas temu. - wrócił do swojej lektury. Prędko zdążyłem złapać go za podbródek i zmusić do spojrzenia w moje tęczówki.
- Kpisz sobie ze mnie? Całe życie o tym marzyłem!
- Tak, serio, cieszę się. To bomba. Słyszałem swoje imię, mówił coś o mnie? Zabieraj te paluchy.
- Nie, kazał Cię tylko pozdrowić. - mruknąłem, odejmując swoje palce od jego twarzy. - Może.. wybralibyśmy się tam po zakończeniu trasy?Poznałbyś moją rodzinę i tak dalej..
- Fajnie, jak znowu będziesz miał okazję z nim pogadać, to też go możesz pozdrowić. Dobre macie między sobą relacje?
- No. Docenia moją twórczość.
- Nieźle. A Twój ojczym i matka?
- Tak samo.
- Serio? Fajna sprawa. Moi to mają za dużo roboty, podobnie zresztą jak mój brat.
- Chwila.. To Ty masz jeszcze brata?
Przytaknął. - Starszego o dwa lata.
- O, to jesteś środkowym. Ale super.
- Wiem.. - odparł, podnosząc się z fotela. - Zjesz coś? Chyba, że pijemy po browcu na głowę.
- Jeśli już nigdzie nie będziemy jechać, to jasne. Z Tobą bym nie wypił?
- Nie, dzisiaj starczy. Czasem nie mamy do tego okazji? - otworzył lodówkę i wyjął z niej dwa piwa, jedno z nich podał mi do ręki.
- Ale Kygohotel dopiero powstaje. Przez dobre trzy miesiące mój starszy szukał w Bergen odpowiedniej działki. Dzięki.
- Co z tego. Napijmy się na zapas. Widać, że serio musi Cię kochać. Wiesz co? Aż Ci zazdroszczę. że jesteś sam. Doświadczasz większej troski, liczą się z Twoimi marzeniami.. Nikt Tobą nie gardzi, za to, jaki jesteś.. Eh. Chociaż, z drugiej strony, byłoby mi cholernie smutno bez Grace.
- No, tak.. widać po Tobie, że nie jesteś typem samotnika.. A ten Twój brat? Co z nim?
- Przestań.. Nie rozmawiajmy o nim. Od dawna żyje we własnym świecie.
- Rozumiem..
◇ C.
Niepotrzebnie powiedziałem mu o Olivier'ze. Już od dłuższego czasu mój brat pozostawał w rodzinie tematem tabu. Nadzwyczajniej w świecie nie mówiło się o nim. Dał dyla z domu, kiedy miał około 18-stu lat i od tamtej pory żadne z nas nie miało z nim jakiegokolwiek kontaktu. Grace ledwo go pamiętała, była wówczas zbyt młoda, by dokładnie zapamiętać go z twarzy. Z czasem to ja zająłem znaczącą pozycję pierworodnego syna, chociaż okazywano mi mniej szacunku przez wzgląd na moją osobowość i wygląd osobisty. straciłem również odrobinę na wartości w wyniku rozwoju mojej siostrzyczki.
Jako dzieci, byliśmy obydwoje bardzo zżyci, calkiem jak teraz ja i Kyrre. Dlatego obawiałem się odejścia Norwega, mimo że dobrze wiedziałem, że kiedyś przyjdzie na to pora. Ale musiałem mieć przed nim tajemnice. Dla jego własnego dobra.
środa, 24 czerwca 2015
5. Sewell - Znaczy dla mnie wiele, ale na głos to ja już tego nie powiem.
◇
Bez przerwy miałem przed oczami obraz swojego współpracownika. Jego wczorajsze, niespodziewane pojawienie się sprawiło, że zapunktował mi swoją chęcią do kontynuowania naszego wzajemnego projektu. Tak, definitywnie odsiedział swoje. I powrócił z uporem, determinacją i odwagą. Spokojnie mogłem to powiedzieć o Kyrre'em.
Nad ranem byłem jednak zmuszony urządzić mu potworną pobudkę.
Wszystko dlatego, iż obiecałem siostrze, że pożegnam ją na lotnisku. Dzisiaj wylatywała do naszego rodzinnego miasta.
- Ey, no.. za co.. co tak wcześnie? - wymamrotał, niechętnie podnosząc się z łóżka. - Nigdy nie dasz mi odpocząć, co?
- Powiedzmy, że nie. Zbieraj się, jedziemy na samolot.
- Jaki, kurczę, samolot? Zostawiasz mnie...?
- A kto powiedział, że to ja wylatuję? Odprowadzimy tylko Grace.
- Rany, ale mnie wystraszyłeś. Dobra. Ale bierzemy taryfę?
- Powaliło Cię? Na 10 mili drogi będziesz bulił?
- To jak Ty chcesz tam iść? Na.. piechtę?
- Um, nie? Wskoczysz za kółko.
Dostrzegłem na jego twarzy wyraźne zdenerwowanie. Zapewne zaraz powie coś, co mnie wyprowadzi z równowagi. Zresztą, jak zawsze.
- Ym... to konieczne?
- No, tak. Chyba, że faktycznie chcesz zasuwać na stopach. Ubrałeś się?
- Tak, tak. - podszedł do swojej torby i narzucił na siebie pierwsze lepsze ciuchy. - Do dzieła, panie gospodarzu.
Wspólnie zeszliśmy do podziemnego garażu, gdzie trzymałem swój samochód. Było to czarne BMW z przyciemnianymi szybami.
- Ja.. pitole.. ale cacko.. - uważnie obszedł je dookoła, jakby pierwszy raz widział coś takiego na oczy. - Ile dałeś?
- Później Ci powiem. Pakuj się do wozu, bo się spóźnimy. Nie chciałbym stracić w oczach siostry.
- Um.. - podałem mu kluczyki, ten niepewnie usiadł na miejscu kierowcy - Jesteś pewny?
- Jasne, chyba Cię uczyli jeździć w tej Norwegii?
- P-powiedzmy..
- I świetnie. Wyjeżdżaj.
Nie licząc lekkich uderzeń w tył karoserii, brązowowłosy opuścił garaż bez większych problemów.
Potem było już tylko gorzej. Chociaż, " gorzej " to było zbyt łagodne słowo, by określić to, co on wyrabiał na drodze. Przecież to.. był jakiś istny koszmar. Dosłownie.
- Kyrre, zwolnij, bo nas pozabijasz! Do cholery, czy ja Ci wyglądam na worek kartofli?! - łagodnie wyprułem się na niego. Nie mogłem dłużej patrzeć, jak piękno mojego wozu odpływa w siną dal.
- K-kiedy ja się staram! Poważnie! - i akurat zdążyl gwałtownie nacisnąć hamulec, tak, że poleciałem twarzą na mały bagażnik przede mną. - J-jezu, Con.. j-jesteś.. cały..?
- Tak. Nic mi nie jest.. Dobra, powinienem był spytać od razu. Czy Ty wogóle masz prawko, gościu?!
- Eee.. n-no..n-nie.. ale całkiem dobrze mi szło, prawda..?
Posłałem mu mordercze spojrzenie. - Słucham? Czemu mi tego nie powiedziałeś?! Masz szczęście, że jechaliśmy tak krótko i bez żadnych gliniarzy, bo zapewne wiesz, co by się stało? Zapuszkowaliby nas obu!
- Bo ja.. ja nie chciałem Cię rozczarowywać.. Ja po prostu nigdy nie znalazłem czasu, by je zrobić.. Wiesz.. dynamiczny rozwój kariery i tak dalej..
- Gówno mnie obchodzi Twoja kariera. Zamknij auto i chodź. Albo i nie, zostań. - odpiąłem pas i wyszedłem z wozu, udając się w stronę hangaru odlotów. - Biorę kluczyki.
Co za mały, parchaty, przyczajony zabójca. Śmiało mógł nas wpakować do jakiegoś rowu. No bo kurczę, jak się zasuwa 80 mili/h w terenie zabudowanym, to przecież może dojść do wszystkiego. Żałowałem w duchu, że nie zdążyłem wytrzeźwieć po wczorajszym winie. Obróciłem się i dokonałem szybkich oględzin swojego BMW. Kurde. - pomyślałem. - W sumie to mogło być gorzej. Mógł zrobić z niego miazgę. Może faktycznie przesadziłem.. Chociaż, przynajmniej wiem, co powinienem zrobić. Dać chłopakowi jazdy.
Gdy już przekroczyłem drzwi wejściowe terminala, przed bramką numer 16 stała Grace.
Podszedłem do niej, witając ją całusem w policzek.
- Jednak jesteś. Myślałam już, że nie przyjedziesz.
- No coś Ty, młoda. Zawsze dotrzymuję danego słowa.
- I za to Cię kocham, wiesz? Hej, zaraz.. a co to takiego? Wywaliłeś się? - dotknęła mojej twarzy w miejscu, gdzie pojawiło mi się średnich rozmiarów zadrapanie po zaliczeniu bliskiego spotkania z przodem auta.
- Au.. - wzdrygnąłem się. Domyśliłem się, że musiałem zatrzeć się do krwi. Wydałem z siebie ciche warknęcie poprzez zaciśnięte wargi. - Nosz kurna.. to jego sprawka.
- Czyja? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Nie mów tylko, że przyjechałeś tutaj.. z nim..
- Niestety. - odparłem, ocierając powierzchownie krew dłonią. - Nie miałem innego wyjścia.
- To gdzie go zostawiłeś w takim razie..?
- W aucie. Ale nic nie zrobi, mam ze sobą klucze.
- Rany, całe szczęście.. To go tam nie nauczyli, jak się jeździ?
- Jak widać.. Pierdziele, a ja mu zaufałem..
- Hej, nie złość się.. Przecież nie mogłeś wiedzieć, co się wydarzy. Do wesela się zagoi. Tak? - delikatnie złożyła mi pocałunek na zadrapaniu.
- Za ile masz samolot? - ledwie zdążyłem zapytać, a tablica za nami pokazała ogromny komunikat o treści " Now Boarding ".
- Właśnie teraz. Powodzenia z Kyrre'em. - ponownie mnie pocałowała, tym razem w policzek. - Zaraz.. czy on jeszcze nie miał czasem siedzieć?
- Miał, ale dał dyla.. Nie wytrzymywał beze mnie.
- A-aha.. w porządku.. To, w takim razie, trzymaj się, braciszku. Kocham Cię!
- Ja Ciebie bardziej, siostra. Pozdrów rodzinę!
- A żebyś wiedział, że pozdrowię! Daj znać, kiedy będziesz wracał.
- Masz moje słowo.
Chwilę później, kiedy Grace zajęła swoje miejsce w samolocie, wróciłem do Dahll'a. Zobaczyłem, że miał zaczerwienione źrenice. Poruszał ustami, zapewne śpiewał.
- Hej, już jestem. Wszystko w porządku..?
- Our hearts are like.. firestones.. and when They strike.. we feel the love.. - Tak, jak myślałem.
" Śpiewał " tekst Krzemienia.
- Sparks will fly.. they ignite our bones.. and when They strike, we light up the world. - dokończyłem, spoglając w jego wilgotne powieki. Jak bardzo ten młody facet potrafił cierpieć..? Co mu się właściwie stało? Czy to.. przeze mnie?
- I co.. Grace już poleciała? - spojrzał na mnie, sięgając ręką do gałki od radia.
- Tak.. kurczę, Ty na poważnie ryczałeś..? Byłem za ostry, wiem.. Puściły mi nerwy. Sorki.
- To nic.. należało mi się.. Mogłem Ci od razu powiedzieć, ale.. nie chciałem, byś uznał mnie za gorszego.
- Spokojnie.. Nigdy bym nie powiedział o Tobie czegoś takiego. chociaż, fakt. Mogłeś mi się przyznać.
- P-przepraszam.. - drgnął, zdenerwowany i bezsilny. - Zaplacę za wszystkie szkody.. o, rany.. widziałeś, że się zarysowałeś, jak hamowałem..?
- Tak, Grace mi powiedziała.. Nie przejmuj się. Ledwie mrugniesz okiem, a ranka się zagoi.
- Może będzie lepiej, jeśli Ty wrócisz..?
- Nie jestem pewny, czy już wytrzeźwiałem. - wzruszyłem ramionami.
- Aha.. to dlatego chciałeś, bym poprowadził.. Piłeś. I to beze mnie.
- Nie pasuje Ci to? - zaśmiałem się i zamieniliśmy się wzajemnie miejscami. - Patrz lepiej, jak to robią eksperci. - ostrożnie wyjechałem z miejsca parkingowego i zabrałem nas do apartamentu. Podczas jazdy nie spuszczał ze mnie oka. Ten typ zrobi dla mnie wszystko, miałem tego stuprocentową pewność. Tylko.. ciekawe, dlaczego akurat dla mnie?
O, w pizdu. A co, jeśli ja mu wpadłem w oko?
W sumie to wszystko by się zgadzało.. Kurczę, rodzinka by mnie przechrzciła, jakby się dowiedzieli. A już największy uraz miałaby do mnie Gracey. Chociaż.. najlepiej byłoby, jakbym go jeszcze poobserwował i nabrał pewności do całych tych jego uczuć. Równie dobrze mógł się bawić w najlepsze i stosować tę samą zasadę, co wobec niej, tyle, że tym razem na trzeźwo. Przecież kiedyś trasa dobiegnie końca i nasze drogi będą musiały się rozdzielić. Każde z nas pójdzie w swoim kierunku.. Im bardziej o tym myślałem, tym mocniej uświadamiałem sobie, jak wielkie znaczenie ma dla mnie osoba Norwega.
- Conrad? Wszystko gra? - jego głos wyrwał mnie z rozmyślań.
- Ta.. wybacz, zamyśliłem się. - otworzyłem pilotem garaż i wjechałem do środka.
- Jeszcze raz Cię przepraszam, że obiłem Ci brykę.. Nie jesteś taki bardzo zły, nie..?
- Pewnie.. bądź co bądź, to chyba był Twój taki pierwszy, dojrzały raz za kółkiem, mylę się?
- W Bergen też jeździłem kilka razy..
- Dobre i tyle. - pomyślałem. - Rozumiem. Od jutra wezmę się za Ciebie.
- Co? Na serio..?
- No. Jeśli mamy tutaj zostać na dłużej i niekiedy urządzać sobie wieczorne popijawki, to potrzebuję kogoś, kto by mnie woził od czasu do czasu. - puściłem do niego oczko.
- Więc to tak. Chcesz więcej chlać. Powiedz mi to prosto w twarz..
- Nie. Źle mnie zrozumiałeś. To dla Twojego dobra. Pokażesz im tam, że w trasie nie tylko poznałeś krajowe specjały kulinarne. Okey?
- Zgoda.. wygrałeś. Ale wstawajmy o jakieś normalnej porze.
- Może być.. dziesiąta?
- Nie, bez jaj.. muszę odespać te noce na niewygodnych pryczach. Pierwsza po południu.
- O, nie, kochany. Dziesiąta.
- Miej serce, no.. Pierwsza.
- Dziesiąta.
- Eh, to dwunasta trzydzieści.
- Nie. Dziesiąta trzydzieści.
- Dwunasta..?
- Meh. Luzik, teraz to Ty wygrałeś. Ale tylko ten jeden raz. To od dziś będziesz codziennie wstawał w południe. Z budzikiem w ręce. Co-dzie-nnie.
- Boże, za co.. - jęknął, a ja roześmiałem się po raz kolejny.
Nad ranem przyprawiłem go o szok.
W swojej dobroduszności zdecydowałem, że przygotuję mu nieoczekiwany posiłek.
Zapukałem do drzwi jego pokoju. Oczywiście, już nie spał.
A wyraz jego twarzy wyrażał więcej niż tysiąc słów.
- Zaraz.. co to ma.. znaczyć.. - spytał. - To.. dla mnie?
- N-no. - na moich policzkach zabłysnęły delikatne rumieńce. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.. jajkom na twardo..
- Nie.. Skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony rodzaj śniadania?
- Tak naprawdę, to nie wiedziałem.. A pasuje Ci kawa z.. mlekiem?
- Pewnie, żaden problem.
Postawiłem tackę przed nim. Świetnie, teraz pewnie myśli, że oszalałem.
Przyjrzałem się jego klatce piersiowej. Spał bez bluzki. I pewnie mogę przyznać, że młody miał co pokazywać. Aż do teraz nie miałem okazji, by oglądać faceta w takim stanie.
Tak naprawdę, to nie przeczuwałem, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
- Um, a Ty.. nie jesz? - powiedział, podnosząc na mnie wzrok znad talerza. Zająłem miejsce tuż obok niego na małym stołku.
- Ja już jadłem. Czy to chociaż.. jest zjadliwe?
- Tak.. postarałeś się. - wymusił na sobie uśmiech. - Skąd u Ciebie tyle.. dobroci?
- Zawsze traktuję swoich gości z szacunkiem. - odpowiedziałem.
- Ja to zapewne przypaliłbym wodę..
Wybuchnąłem głośnym śmiechem. Takiego go uwielbiałem najbardziej.
- Co? Wodę? Błagam Cię, na jajka? - skęcałem się, nie przestając chichotać ani na sekundę.
- No wiesz, wszystko jest możliwe. - wyszczerzył się.
- Ale, proszę Cię, przecież nie da się spalić wody! - ryłem się jak skończony debil. Tak dawno to ja już nie pokładałem się ze śmiechu. - Mój drogi, wybacz mi teraz za to, co powiem, ale jesteś ostro pierdolnięty. - spoważniałem w jednej chwili.
- No dzięki.
- Nie ma problemu. Wstajesz?
- Um, nie. Nie dzisiaj. - na te słowa automatycznie dał nura pod pierzasty materiał. - Wszystko było genialne, ale nie. Nie wyjdę. Nie licz na to.
- Ty wredny, uparty jak but Norweski korniszonie. Tak mi się odpłacasz? Wypindalaj mi z tego cieplusiego wyrka, ale już. Mówił Ci ktoś kiedyś, że czas to pieniądz?
- Za tego Twojego " korniszona " to nigdzie nie pójdę. Zapomnij. - mruknął. - Sam jesteś korniszon, kudłaczu.
- Czy Ty właśnie powiedziałeś na mnie " kudłacz " ? Tak się akurat składa, że o moje włosy dbają liczni przedstawiciele najlepszych fryzjerskich marek. Więc nie jestem żadnym, pierdzielonym kudłaczem.
- A myślisz, że mnie to coś interesuje? Jesteś długowłosy.
- Problem? - przez chwilę myślałem, że stracę nad sobą panowanie i wleję mu z otwartej dłoni w twarz. Za bardzo próbował się wywyższyć. Zdecydowanie nie przepadałem za gościami z manią wyższości.
- Tak jakby. Mógłbym Cię.. obciąć pewnego dnia?
Z reguły nie biję słabszych, ale jeśli są wredotami i skończonymi chamami jak Kyrre Dahll, to niekiedy wypada zastosować rękoczyny.
- Możesz to sobie obciąć bukszpan w ogródku, ale od moich włosów precz. - warknąłem.
- Jezu, ja tylko żartowałem. Nie zrobiłbym niczego bez Twojej zgody w Twoim domu. - odrzucił z siebie kołdrę i łaskawie dźwignął się z posłania. Teraz miałem wyjątkową okazję, by dokładnie przyjrzeć się jego zniewalającej, półnagiej sylwetce. Kurczę, ile ja bym dał, by mieć mięśnie jak ten młody facet. Przy nim wyglądałem co najwyżej jak paskudny bojler. W tym momencie doszło do mnie, że moglem zapisać się na tę cholerną siłownię. Ale nie byłem do końca pewny, czy Kyrre zawdzięczał swoje mięśnie ilości odbytych wizyt.
- No, ja myślę. - odparłem. - Wsadź coś na siebie i złaź na dół. Zaraz do Ciebie dołączę. - na te słowa wyszedłem do łazienki w celu poprawienia swojej fryzury.
- Dobra.
Stanąłem przed lustrem. Jako posiadacz bujnej czupryny musiałem to robić bardzo często, co najmniej cztery, może z pięć razy na dzień. Nie zawsze gumki utrzymywały moje włosy w porządku, dlatego prawie zawsze musiałem je poprawiać, by faktycznie spędzały swoją rolę. Beznadziejnie, ale trudno. Chciałeś, to masz. Rodzina nigdy nie akceptowała mojego zdania w tej kwestii. Bez przerwy tylko słyszałem : " Conrad, obetnij się. Nie uważasz, że coś jest nie tak? Byłoby Ci o wiele lepiej w krótkich włosach. " A ja swoje. Zapuszczałem włosy od 16. roku życia. Teraz tylko dbam, by pozostawały na długości ramion. Dlatego chodzę się obcinać praktycznie co miesiąc.
Kiedy obydwoje doprowadziliśmy się do względnego porządku, zajęliśmy miejsca w aucie i Norweg zaczął powoli wyjeżdżać z garażu. Ani na sekundę nie spuszczałem z niego oka. Jego ręce nienaturalnie drżały - świadczyło to o tym, że był potwornie zestresowany.
- Hey. - ostrożnie dotknąłem jego dłoni. - Nie spinaj się. Prowadź na luzie.
Poderwał na mnie wzrok i nasze spojrzenia po raz kolejny spotkały się wzajemnie.
Czyżby.. nasza przyjaźń właśnie przeradzała się w.. coś więcej?
Bez przerwy miałem przed oczami obraz swojego współpracownika. Jego wczorajsze, niespodziewane pojawienie się sprawiło, że zapunktował mi swoją chęcią do kontynuowania naszego wzajemnego projektu. Tak, definitywnie odsiedział swoje. I powrócił z uporem, determinacją i odwagą. Spokojnie mogłem to powiedzieć o Kyrre'em.
Nad ranem byłem jednak zmuszony urządzić mu potworną pobudkę.
Wszystko dlatego, iż obiecałem siostrze, że pożegnam ją na lotnisku. Dzisiaj wylatywała do naszego rodzinnego miasta.
- Ey, no.. za co.. co tak wcześnie? - wymamrotał, niechętnie podnosząc się z łóżka. - Nigdy nie dasz mi odpocząć, co?
- Powiedzmy, że nie. Zbieraj się, jedziemy na samolot.
- Jaki, kurczę, samolot? Zostawiasz mnie...?
- A kto powiedział, że to ja wylatuję? Odprowadzimy tylko Grace.
- Rany, ale mnie wystraszyłeś. Dobra. Ale bierzemy taryfę?
- Powaliło Cię? Na 10 mili drogi będziesz bulił?
- To jak Ty chcesz tam iść? Na.. piechtę?
- Um, nie? Wskoczysz za kółko.
Dostrzegłem na jego twarzy wyraźne zdenerwowanie. Zapewne zaraz powie coś, co mnie wyprowadzi z równowagi. Zresztą, jak zawsze.
- Ym... to konieczne?
- No, tak. Chyba, że faktycznie chcesz zasuwać na stopach. Ubrałeś się?
- Tak, tak. - podszedł do swojej torby i narzucił na siebie pierwsze lepsze ciuchy. - Do dzieła, panie gospodarzu.
Wspólnie zeszliśmy do podziemnego garażu, gdzie trzymałem swój samochód. Było to czarne BMW z przyciemnianymi szybami.
- Ja.. pitole.. ale cacko.. - uważnie obszedł je dookoła, jakby pierwszy raz widział coś takiego na oczy. - Ile dałeś?
- Później Ci powiem. Pakuj się do wozu, bo się spóźnimy. Nie chciałbym stracić w oczach siostry.
- Um.. - podałem mu kluczyki, ten niepewnie usiadł na miejscu kierowcy - Jesteś pewny?
- Jasne, chyba Cię uczyli jeździć w tej Norwegii?
- P-powiedzmy..
- I świetnie. Wyjeżdżaj.
Nie licząc lekkich uderzeń w tył karoserii, brązowowłosy opuścił garaż bez większych problemów.
Potem było już tylko gorzej. Chociaż, " gorzej " to było zbyt łagodne słowo, by określić to, co on wyrabiał na drodze. Przecież to.. był jakiś istny koszmar. Dosłownie.
- Kyrre, zwolnij, bo nas pozabijasz! Do cholery, czy ja Ci wyglądam na worek kartofli?! - łagodnie wyprułem się na niego. Nie mogłem dłużej patrzeć, jak piękno mojego wozu odpływa w siną dal.
- K-kiedy ja się staram! Poważnie! - i akurat zdążyl gwałtownie nacisnąć hamulec, tak, że poleciałem twarzą na mały bagażnik przede mną. - J-jezu, Con.. j-jesteś.. cały..?
- Tak. Nic mi nie jest.. Dobra, powinienem był spytać od razu. Czy Ty wogóle masz prawko, gościu?!
- Eee.. n-no..n-nie.. ale całkiem dobrze mi szło, prawda..?
Posłałem mu mordercze spojrzenie. - Słucham? Czemu mi tego nie powiedziałeś?! Masz szczęście, że jechaliśmy tak krótko i bez żadnych gliniarzy, bo zapewne wiesz, co by się stało? Zapuszkowaliby nas obu!
- Bo ja.. ja nie chciałem Cię rozczarowywać.. Ja po prostu nigdy nie znalazłem czasu, by je zrobić.. Wiesz.. dynamiczny rozwój kariery i tak dalej..
- Gówno mnie obchodzi Twoja kariera. Zamknij auto i chodź. Albo i nie, zostań. - odpiąłem pas i wyszedłem z wozu, udając się w stronę hangaru odlotów. - Biorę kluczyki.
Co za mały, parchaty, przyczajony zabójca. Śmiało mógł nas wpakować do jakiegoś rowu. No bo kurczę, jak się zasuwa 80 mili/h w terenie zabudowanym, to przecież może dojść do wszystkiego. Żałowałem w duchu, że nie zdążyłem wytrzeźwieć po wczorajszym winie. Obróciłem się i dokonałem szybkich oględzin swojego BMW. Kurde. - pomyślałem. - W sumie to mogło być gorzej. Mógł zrobić z niego miazgę. Może faktycznie przesadziłem.. Chociaż, przynajmniej wiem, co powinienem zrobić. Dać chłopakowi jazdy.
Gdy już przekroczyłem drzwi wejściowe terminala, przed bramką numer 16 stała Grace.
Podszedłem do niej, witając ją całusem w policzek.
- Jednak jesteś. Myślałam już, że nie przyjedziesz.
- No coś Ty, młoda. Zawsze dotrzymuję danego słowa.
- I za to Cię kocham, wiesz? Hej, zaraz.. a co to takiego? Wywaliłeś się? - dotknęła mojej twarzy w miejscu, gdzie pojawiło mi się średnich rozmiarów zadrapanie po zaliczeniu bliskiego spotkania z przodem auta.
- Au.. - wzdrygnąłem się. Domyśliłem się, że musiałem zatrzeć się do krwi. Wydałem z siebie ciche warknęcie poprzez zaciśnięte wargi. - Nosz kurna.. to jego sprawka.
- Czyja? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Nie mów tylko, że przyjechałeś tutaj.. z nim..
- Niestety. - odparłem, ocierając powierzchownie krew dłonią. - Nie miałem innego wyjścia.
- To gdzie go zostawiłeś w takim razie..?
- W aucie. Ale nic nie zrobi, mam ze sobą klucze.
- Rany, całe szczęście.. To go tam nie nauczyli, jak się jeździ?
- Jak widać.. Pierdziele, a ja mu zaufałem..
- Hej, nie złość się.. Przecież nie mogłeś wiedzieć, co się wydarzy. Do wesela się zagoi. Tak? - delikatnie złożyła mi pocałunek na zadrapaniu.
- Za ile masz samolot? - ledwie zdążyłem zapytać, a tablica za nami pokazała ogromny komunikat o treści " Now Boarding ".
- Właśnie teraz. Powodzenia z Kyrre'em. - ponownie mnie pocałowała, tym razem w policzek. - Zaraz.. czy on jeszcze nie miał czasem siedzieć?
- Miał, ale dał dyla.. Nie wytrzymywał beze mnie.
- A-aha.. w porządku.. To, w takim razie, trzymaj się, braciszku. Kocham Cię!
- Ja Ciebie bardziej, siostra. Pozdrów rodzinę!
- A żebyś wiedział, że pozdrowię! Daj znać, kiedy będziesz wracał.
- Masz moje słowo.
Chwilę później, kiedy Grace zajęła swoje miejsce w samolocie, wróciłem do Dahll'a. Zobaczyłem, że miał zaczerwienione źrenice. Poruszał ustami, zapewne śpiewał.
- Hej, już jestem. Wszystko w porządku..?
- Our hearts are like.. firestones.. and when They strike.. we feel the love.. - Tak, jak myślałem.
" Śpiewał " tekst Krzemienia.
- Sparks will fly.. they ignite our bones.. and when They strike, we light up the world. - dokończyłem, spoglając w jego wilgotne powieki. Jak bardzo ten młody facet potrafił cierpieć..? Co mu się właściwie stało? Czy to.. przeze mnie?
- I co.. Grace już poleciała? - spojrzał na mnie, sięgając ręką do gałki od radia.
- Tak.. kurczę, Ty na poważnie ryczałeś..? Byłem za ostry, wiem.. Puściły mi nerwy. Sorki.
- To nic.. należało mi się.. Mogłem Ci od razu powiedzieć, ale.. nie chciałem, byś uznał mnie za gorszego.
- Spokojnie.. Nigdy bym nie powiedział o Tobie czegoś takiego. chociaż, fakt. Mogłeś mi się przyznać.
- P-przepraszam.. - drgnął, zdenerwowany i bezsilny. - Zaplacę za wszystkie szkody.. o, rany.. widziałeś, że się zarysowałeś, jak hamowałem..?
- Tak, Grace mi powiedziała.. Nie przejmuj się. Ledwie mrugniesz okiem, a ranka się zagoi.
- Może będzie lepiej, jeśli Ty wrócisz..?
- Nie jestem pewny, czy już wytrzeźwiałem. - wzruszyłem ramionami.
- Aha.. to dlatego chciałeś, bym poprowadził.. Piłeś. I to beze mnie.
- Nie pasuje Ci to? - zaśmiałem się i zamieniliśmy się wzajemnie miejscami. - Patrz lepiej, jak to robią eksperci. - ostrożnie wyjechałem z miejsca parkingowego i zabrałem nas do apartamentu. Podczas jazdy nie spuszczał ze mnie oka. Ten typ zrobi dla mnie wszystko, miałem tego stuprocentową pewność. Tylko.. ciekawe, dlaczego akurat dla mnie?
O, w pizdu. A co, jeśli ja mu wpadłem w oko?
W sumie to wszystko by się zgadzało.. Kurczę, rodzinka by mnie przechrzciła, jakby się dowiedzieli. A już największy uraz miałaby do mnie Gracey. Chociaż.. najlepiej byłoby, jakbym go jeszcze poobserwował i nabrał pewności do całych tych jego uczuć. Równie dobrze mógł się bawić w najlepsze i stosować tę samą zasadę, co wobec niej, tyle, że tym razem na trzeźwo. Przecież kiedyś trasa dobiegnie końca i nasze drogi będą musiały się rozdzielić. Każde z nas pójdzie w swoim kierunku.. Im bardziej o tym myślałem, tym mocniej uświadamiałem sobie, jak wielkie znaczenie ma dla mnie osoba Norwega.
- Conrad? Wszystko gra? - jego głos wyrwał mnie z rozmyślań.
- Ta.. wybacz, zamyśliłem się. - otworzyłem pilotem garaż i wjechałem do środka.
- Jeszcze raz Cię przepraszam, że obiłem Ci brykę.. Nie jesteś taki bardzo zły, nie..?
- Pewnie.. bądź co bądź, to chyba był Twój taki pierwszy, dojrzały raz za kółkiem, mylę się?
- W Bergen też jeździłem kilka razy..
- Dobre i tyle. - pomyślałem. - Rozumiem. Od jutra wezmę się za Ciebie.
- Co? Na serio..?
- No. Jeśli mamy tutaj zostać na dłużej i niekiedy urządzać sobie wieczorne popijawki, to potrzebuję kogoś, kto by mnie woził od czasu do czasu. - puściłem do niego oczko.
- Więc to tak. Chcesz więcej chlać. Powiedz mi to prosto w twarz..
- Nie. Źle mnie zrozumiałeś. To dla Twojego dobra. Pokażesz im tam, że w trasie nie tylko poznałeś krajowe specjały kulinarne. Okey?
- Zgoda.. wygrałeś. Ale wstawajmy o jakieś normalnej porze.
- Może być.. dziesiąta?
- Nie, bez jaj.. muszę odespać te noce na niewygodnych pryczach. Pierwsza po południu.
- O, nie, kochany. Dziesiąta.
- Miej serce, no.. Pierwsza.
- Dziesiąta.
- Eh, to dwunasta trzydzieści.
- Nie. Dziesiąta trzydzieści.
- Dwunasta..?
- Meh. Luzik, teraz to Ty wygrałeś. Ale tylko ten jeden raz. To od dziś będziesz codziennie wstawał w południe. Z budzikiem w ręce. Co-dzie-nnie.
- Boże, za co.. - jęknął, a ja roześmiałem się po raz kolejny.
Nad ranem przyprawiłem go o szok.
W swojej dobroduszności zdecydowałem, że przygotuję mu nieoczekiwany posiłek.
Zapukałem do drzwi jego pokoju. Oczywiście, już nie spał.
A wyraz jego twarzy wyrażał więcej niż tysiąc słów.
- Zaraz.. co to ma.. znaczyć.. - spytał. - To.. dla mnie?
- N-no. - na moich policzkach zabłysnęły delikatne rumieńce. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.. jajkom na twardo..
- Nie.. Skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony rodzaj śniadania?
- Tak naprawdę, to nie wiedziałem.. A pasuje Ci kawa z.. mlekiem?
- Pewnie, żaden problem.
Postawiłem tackę przed nim. Świetnie, teraz pewnie myśli, że oszalałem.
Przyjrzałem się jego klatce piersiowej. Spał bez bluzki. I pewnie mogę przyznać, że młody miał co pokazywać. Aż do teraz nie miałem okazji, by oglądać faceta w takim stanie.
Tak naprawdę, to nie przeczuwałem, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
- Um, a Ty.. nie jesz? - powiedział, podnosząc na mnie wzrok znad talerza. Zająłem miejsce tuż obok niego na małym stołku.
- Ja już jadłem. Czy to chociaż.. jest zjadliwe?
- Tak.. postarałeś się. - wymusił na sobie uśmiech. - Skąd u Ciebie tyle.. dobroci?
- Zawsze traktuję swoich gości z szacunkiem. - odpowiedziałem.
- Ja to zapewne przypaliłbym wodę..
Wybuchnąłem głośnym śmiechem. Takiego go uwielbiałem najbardziej.
- Co? Wodę? Błagam Cię, na jajka? - skęcałem się, nie przestając chichotać ani na sekundę.
- No wiesz, wszystko jest możliwe. - wyszczerzył się.
- Ale, proszę Cię, przecież nie da się spalić wody! - ryłem się jak skończony debil. Tak dawno to ja już nie pokładałem się ze śmiechu. - Mój drogi, wybacz mi teraz za to, co powiem, ale jesteś ostro pierdolnięty. - spoważniałem w jednej chwili.
- No dzięki.
- Nie ma problemu. Wstajesz?
- Um, nie. Nie dzisiaj. - na te słowa automatycznie dał nura pod pierzasty materiał. - Wszystko było genialne, ale nie. Nie wyjdę. Nie licz na to.
- Ty wredny, uparty jak but Norweski korniszonie. Tak mi się odpłacasz? Wypindalaj mi z tego cieplusiego wyrka, ale już. Mówił Ci ktoś kiedyś, że czas to pieniądz?
- Za tego Twojego " korniszona " to nigdzie nie pójdę. Zapomnij. - mruknął. - Sam jesteś korniszon, kudłaczu.
- Czy Ty właśnie powiedziałeś na mnie " kudłacz " ? Tak się akurat składa, że o moje włosy dbają liczni przedstawiciele najlepszych fryzjerskich marek. Więc nie jestem żadnym, pierdzielonym kudłaczem.
- A myślisz, że mnie to coś interesuje? Jesteś długowłosy.
- Problem? - przez chwilę myślałem, że stracę nad sobą panowanie i wleję mu z otwartej dłoni w twarz. Za bardzo próbował się wywyższyć. Zdecydowanie nie przepadałem za gościami z manią wyższości.
- Tak jakby. Mógłbym Cię.. obciąć pewnego dnia?
Z reguły nie biję słabszych, ale jeśli są wredotami i skończonymi chamami jak Kyrre Dahll, to niekiedy wypada zastosować rękoczyny.
- Możesz to sobie obciąć bukszpan w ogródku, ale od moich włosów precz. - warknąłem.
- Jezu, ja tylko żartowałem. Nie zrobiłbym niczego bez Twojej zgody w Twoim domu. - odrzucił z siebie kołdrę i łaskawie dźwignął się z posłania. Teraz miałem wyjątkową okazję, by dokładnie przyjrzeć się jego zniewalającej, półnagiej sylwetce. Kurczę, ile ja bym dał, by mieć mięśnie jak ten młody facet. Przy nim wyglądałem co najwyżej jak paskudny bojler. W tym momencie doszło do mnie, że moglem zapisać się na tę cholerną siłownię. Ale nie byłem do końca pewny, czy Kyrre zawdzięczał swoje mięśnie ilości odbytych wizyt.
- No, ja myślę. - odparłem. - Wsadź coś na siebie i złaź na dół. Zaraz do Ciebie dołączę. - na te słowa wyszedłem do łazienki w celu poprawienia swojej fryzury.
- Dobra.
Stanąłem przed lustrem. Jako posiadacz bujnej czupryny musiałem to robić bardzo często, co najmniej cztery, może z pięć razy na dzień. Nie zawsze gumki utrzymywały moje włosy w porządku, dlatego prawie zawsze musiałem je poprawiać, by faktycznie spędzały swoją rolę. Beznadziejnie, ale trudno. Chciałeś, to masz. Rodzina nigdy nie akceptowała mojego zdania w tej kwestii. Bez przerwy tylko słyszałem : " Conrad, obetnij się. Nie uważasz, że coś jest nie tak? Byłoby Ci o wiele lepiej w krótkich włosach. " A ja swoje. Zapuszczałem włosy od 16. roku życia. Teraz tylko dbam, by pozostawały na długości ramion. Dlatego chodzę się obcinać praktycznie co miesiąc.
Kiedy obydwoje doprowadziliśmy się do względnego porządku, zajęliśmy miejsca w aucie i Norweg zaczął powoli wyjeżdżać z garażu. Ani na sekundę nie spuszczałem z niego oka. Jego ręce nienaturalnie drżały - świadczyło to o tym, że był potwornie zestresowany.
- Hey. - ostrożnie dotknąłem jego dłoni. - Nie spinaj się. Prowadź na luzie.
Poderwał na mnie wzrok i nasze spojrzenia po raz kolejny spotkały się wzajemnie.
Czyżby.. nasza przyjaźń właśnie przeradzała się w.. coś więcej?
Subskrybuj:
Posty (Atom)