◇
Bez przerwy miałem przed oczami obraz swojego współpracownika. Jego wczorajsze, niespodziewane pojawienie się sprawiło, że zapunktował mi swoją chęcią do kontynuowania naszego wzajemnego projektu. Tak, definitywnie odsiedział swoje. I powrócił z uporem, determinacją i odwagą. Spokojnie mogłem to powiedzieć o Kyrre'em.
Nad ranem byłem jednak zmuszony urządzić mu potworną pobudkę.
Wszystko dlatego, iż obiecałem siostrze, że pożegnam ją na lotnisku. Dzisiaj wylatywała do naszego rodzinnego miasta.
- Ey, no.. za co.. co tak wcześnie? - wymamrotał, niechętnie podnosząc się z łóżka. - Nigdy nie dasz mi odpocząć, co?
- Powiedzmy, że nie. Zbieraj się, jedziemy na samolot.
- Jaki, kurczę, samolot? Zostawiasz mnie...?
- A kto powiedział, że to ja wylatuję? Odprowadzimy tylko Grace.
- Rany, ale mnie wystraszyłeś. Dobra. Ale bierzemy taryfę?
- Powaliło Cię? Na 10 mili drogi będziesz bulił?
- To jak Ty chcesz tam iść? Na.. piechtę?
- Um, nie? Wskoczysz za kółko.
Dostrzegłem na jego twarzy wyraźne zdenerwowanie. Zapewne zaraz powie coś, co mnie wyprowadzi z równowagi. Zresztą, jak zawsze.
- Ym... to konieczne?
- No, tak. Chyba, że faktycznie chcesz zasuwać na stopach. Ubrałeś się?
- Tak, tak. - podszedł do swojej torby i narzucił na siebie pierwsze lepsze ciuchy. - Do dzieła, panie gospodarzu.
Wspólnie zeszliśmy do podziemnego garażu, gdzie trzymałem swój samochód. Było to czarne BMW z przyciemnianymi szybami.
- Ja.. pitole.. ale cacko.. - uważnie obszedł je dookoła, jakby pierwszy raz widział coś takiego na oczy. - Ile dałeś?
- Później Ci powiem. Pakuj się do wozu, bo się spóźnimy. Nie chciałbym stracić w oczach siostry.
- Um.. - podałem mu kluczyki, ten niepewnie usiadł na miejscu kierowcy - Jesteś pewny?
- Jasne, chyba Cię uczyli jeździć w tej Norwegii?
- P-powiedzmy..
- I świetnie. Wyjeżdżaj.
Nie licząc lekkich uderzeń w tył karoserii, brązowowłosy opuścił garaż bez większych problemów.
Potem było już tylko gorzej. Chociaż, " gorzej " to było zbyt łagodne słowo, by określić to, co on wyrabiał na drodze. Przecież to.. był jakiś istny koszmar. Dosłownie.
- Kyrre, zwolnij, bo nas pozabijasz! Do cholery, czy ja Ci wyglądam na worek kartofli?! - łagodnie wyprułem się na niego. Nie mogłem dłużej patrzeć, jak piękno mojego wozu odpływa w siną dal.
- K-kiedy ja się staram! Poważnie! - i akurat zdążyl gwałtownie nacisnąć hamulec, tak, że poleciałem twarzą na mały bagażnik przede mną. - J-jezu, Con.. j-jesteś.. cały..?
- Tak. Nic mi nie jest.. Dobra, powinienem był spytać od razu. Czy Ty wogóle masz prawko, gościu?!
- Eee.. n-no..n-nie.. ale całkiem dobrze mi szło, prawda..?
Posłałem mu mordercze spojrzenie. - Słucham? Czemu mi tego nie powiedziałeś?! Masz szczęście, że jechaliśmy tak krótko i bez żadnych gliniarzy, bo zapewne wiesz, co by się stało? Zapuszkowaliby nas obu!
- Bo ja.. ja nie chciałem Cię rozczarowywać.. Ja po prostu nigdy nie znalazłem czasu, by je zrobić.. Wiesz.. dynamiczny rozwój kariery i tak dalej..
- Gówno mnie obchodzi Twoja kariera. Zamknij auto i chodź. Albo i nie, zostań. - odpiąłem pas i wyszedłem z wozu, udając się w stronę hangaru odlotów. - Biorę kluczyki.
Co za mały, parchaty, przyczajony zabójca. Śmiało mógł nas wpakować do jakiegoś rowu. No bo kurczę, jak się zasuwa 80 mili/h w terenie zabudowanym, to przecież może dojść do wszystkiego. Żałowałem w duchu, że nie zdążyłem wytrzeźwieć po wczorajszym winie. Obróciłem się i dokonałem szybkich oględzin swojego BMW. Kurde. - pomyślałem. - W sumie to mogło być gorzej. Mógł zrobić z niego miazgę. Może faktycznie przesadziłem.. Chociaż, przynajmniej wiem, co powinienem zrobić. Dać chłopakowi jazdy.
Gdy już przekroczyłem drzwi wejściowe terminala, przed bramką numer 16 stała Grace.
Podszedłem do niej, witając ją całusem w policzek.
- Jednak jesteś. Myślałam już, że nie przyjedziesz.
- No coś Ty, młoda. Zawsze dotrzymuję danego słowa.
- I za to Cię kocham, wiesz? Hej, zaraz.. a co to takiego? Wywaliłeś się? - dotknęła mojej twarzy w miejscu, gdzie pojawiło mi się średnich rozmiarów zadrapanie po zaliczeniu bliskiego spotkania z przodem auta.
- Au.. - wzdrygnąłem się. Domyśliłem się, że musiałem zatrzeć się do krwi. Wydałem z siebie ciche warknęcie poprzez zaciśnięte wargi. - Nosz kurna.. to jego sprawka.
- Czyja? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Nie mów tylko, że przyjechałeś tutaj.. z nim..
- Niestety. - odparłem, ocierając powierzchownie krew dłonią. - Nie miałem innego wyjścia.
- To gdzie go zostawiłeś w takim razie..?
- W aucie. Ale nic nie zrobi, mam ze sobą klucze.
- Rany, całe szczęście.. To go tam nie nauczyli, jak się jeździ?
- Jak widać.. Pierdziele, a ja mu zaufałem..
- Hej, nie złość się.. Przecież nie mogłeś wiedzieć, co się wydarzy. Do wesela się zagoi. Tak? - delikatnie złożyła mi pocałunek na zadrapaniu.
- Za ile masz samolot? - ledwie zdążyłem zapytać, a tablica za nami pokazała ogromny komunikat o treści " Now Boarding ".
- Właśnie teraz. Powodzenia z Kyrre'em. - ponownie mnie pocałowała, tym razem w policzek. - Zaraz.. czy on jeszcze nie miał czasem siedzieć?
- Miał, ale dał dyla.. Nie wytrzymywał beze mnie.
- A-aha.. w porządku.. To, w takim razie, trzymaj się, braciszku. Kocham Cię!
- Ja Ciebie bardziej, siostra. Pozdrów rodzinę!
- A żebyś wiedział, że pozdrowię! Daj znać, kiedy będziesz wracał.
- Masz moje słowo.
Chwilę później, kiedy Grace zajęła swoje miejsce w samolocie, wróciłem do Dahll'a. Zobaczyłem, że miał zaczerwienione źrenice. Poruszał ustami, zapewne śpiewał.
- Hej, już jestem. Wszystko w porządku..?
- Our hearts are like.. firestones.. and when They strike.. we feel the love.. - Tak, jak myślałem.
" Śpiewał " tekst Krzemienia.
- Sparks will fly.. they ignite our bones.. and when They strike, we light up the world. - dokończyłem, spoglając w jego wilgotne powieki. Jak bardzo ten młody facet potrafił cierpieć..? Co mu się właściwie stało? Czy to.. przeze mnie?
- I co.. Grace już poleciała? - spojrzał na mnie, sięgając ręką do gałki od radia.
- Tak.. kurczę, Ty na poważnie ryczałeś..? Byłem za ostry, wiem.. Puściły mi nerwy. Sorki.
- To nic.. należało mi się.. Mogłem Ci od razu powiedzieć, ale.. nie chciałem, byś uznał mnie za gorszego.
- Spokojnie.. Nigdy bym nie powiedział o Tobie czegoś takiego. chociaż, fakt. Mogłeś mi się przyznać.
- P-przepraszam.. - drgnął, zdenerwowany i bezsilny. - Zaplacę za wszystkie szkody.. o, rany.. widziałeś, że się zarysowałeś, jak hamowałem..?
- Tak, Grace mi powiedziała.. Nie przejmuj się. Ledwie mrugniesz okiem, a ranka się zagoi.
- Może będzie lepiej, jeśli Ty wrócisz..?
- Nie jestem pewny, czy już wytrzeźwiałem. - wzruszyłem ramionami.
- Aha.. to dlatego chciałeś, bym poprowadził.. Piłeś. I to beze mnie.
- Nie pasuje Ci to? - zaśmiałem się i zamieniliśmy się wzajemnie miejscami. - Patrz lepiej, jak to robią eksperci. - ostrożnie wyjechałem z miejsca parkingowego i zabrałem nas do apartamentu. Podczas jazdy nie spuszczał ze mnie oka. Ten typ zrobi dla mnie wszystko, miałem tego stuprocentową pewność. Tylko.. ciekawe, dlaczego akurat dla mnie?
O, w pizdu. A co, jeśli ja mu wpadłem w oko?
W sumie to wszystko by się zgadzało.. Kurczę, rodzinka by mnie przechrzciła, jakby się dowiedzieli. A już największy uraz miałaby do mnie Gracey. Chociaż.. najlepiej byłoby, jakbym go jeszcze poobserwował i nabrał pewności do całych tych jego uczuć. Równie dobrze mógł się bawić w najlepsze i stosować tę samą zasadę, co wobec niej, tyle, że tym razem na trzeźwo. Przecież kiedyś trasa dobiegnie końca i nasze drogi będą musiały się rozdzielić. Każde z nas pójdzie w swoim kierunku.. Im bardziej o tym myślałem, tym mocniej uświadamiałem sobie, jak wielkie znaczenie ma dla mnie osoba Norwega.
- Conrad? Wszystko gra? - jego głos wyrwał mnie z rozmyślań.
- Ta.. wybacz, zamyśliłem się. - otworzyłem pilotem garaż i wjechałem do środka.
- Jeszcze raz Cię przepraszam, że obiłem Ci brykę.. Nie jesteś taki bardzo zły, nie..?
- Pewnie.. bądź co bądź, to chyba był Twój taki pierwszy, dojrzały raz za kółkiem, mylę się?
- W Bergen też jeździłem kilka razy..
- Dobre i tyle. - pomyślałem. - Rozumiem. Od jutra wezmę się za Ciebie.
- Co? Na serio..?
- No. Jeśli mamy tutaj zostać na dłużej i niekiedy urządzać sobie wieczorne popijawki, to potrzebuję kogoś, kto by mnie woził od czasu do czasu. - puściłem do niego oczko.
- Więc to tak. Chcesz więcej chlać. Powiedz mi to prosto w twarz..
- Nie. Źle mnie zrozumiałeś. To dla Twojego dobra. Pokażesz im tam, że w trasie nie tylko poznałeś krajowe specjały kulinarne. Okey?
- Zgoda.. wygrałeś. Ale wstawajmy o jakieś normalnej porze.
- Może być.. dziesiąta?
- Nie, bez jaj.. muszę odespać te noce na niewygodnych pryczach. Pierwsza po południu.
- O, nie, kochany. Dziesiąta.
- Miej serce, no.. Pierwsza.
- Dziesiąta.
- Eh, to dwunasta trzydzieści.
- Nie. Dziesiąta trzydzieści.
- Dwunasta..?
- Meh. Luzik, teraz to Ty wygrałeś. Ale tylko ten jeden raz. To od dziś będziesz codziennie wstawał w południe. Z budzikiem w ręce. Co-dzie-nnie.
- Boże, za co.. - jęknął, a ja roześmiałem się po raz kolejny.
Nad ranem przyprawiłem go o szok.
W swojej dobroduszności zdecydowałem, że przygotuję mu nieoczekiwany posiłek.
Zapukałem do drzwi jego pokoju. Oczywiście, już nie spał.
A wyraz jego twarzy wyrażał więcej niż tysiąc słów.
- Zaraz.. co to ma.. znaczyć.. - spytał. - To.. dla mnie?
- N-no. - na moich policzkach zabłysnęły delikatne rumieńce. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.. jajkom na twardo..
- Nie.. Skąd wiedziałeś, że to mój ulubiony rodzaj śniadania?
- Tak naprawdę, to nie wiedziałem.. A pasuje Ci kawa z.. mlekiem?
- Pewnie, żaden problem.
Postawiłem tackę przed nim. Świetnie, teraz pewnie myśli, że oszalałem.
Przyjrzałem się jego klatce piersiowej. Spał bez bluzki. I pewnie mogę przyznać, że młody miał co pokazywać. Aż do teraz nie miałem okazji, by oglądać faceta w takim stanie.
Tak naprawdę, to nie przeczuwałem, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
- Um, a Ty.. nie jesz? - powiedział, podnosząc na mnie wzrok znad talerza. Zająłem miejsce tuż obok niego na małym stołku.
- Ja już jadłem. Czy to chociaż.. jest zjadliwe?
- Tak.. postarałeś się. - wymusił na sobie uśmiech. - Skąd u Ciebie tyle.. dobroci?
- Zawsze traktuję swoich gości z szacunkiem. - odpowiedziałem.
- Ja to zapewne przypaliłbym wodę..
Wybuchnąłem głośnym śmiechem. Takiego go uwielbiałem najbardziej.
- Co? Wodę? Błagam Cię, na jajka? - skęcałem się, nie przestając chichotać ani na sekundę.
- No wiesz, wszystko jest możliwe. - wyszczerzył się.
- Ale, proszę Cię, przecież nie da się spalić wody! - ryłem się jak skończony debil. Tak dawno to ja już nie pokładałem się ze śmiechu. - Mój drogi, wybacz mi teraz za to, co powiem, ale jesteś ostro pierdolnięty. - spoważniałem w jednej chwili.
- No dzięki.
- Nie ma problemu. Wstajesz?
- Um, nie. Nie dzisiaj. - na te słowa automatycznie dał nura pod pierzasty materiał. - Wszystko było genialne, ale nie. Nie wyjdę. Nie licz na to.
- Ty wredny, uparty jak but Norweski korniszonie. Tak mi się odpłacasz? Wypindalaj mi z tego cieplusiego wyrka, ale już. Mówił Ci ktoś kiedyś, że czas to pieniądz?
- Za tego Twojego " korniszona " to nigdzie nie pójdę. Zapomnij. - mruknął. - Sam jesteś korniszon, kudłaczu.
- Czy Ty właśnie powiedziałeś na mnie " kudłacz " ? Tak się akurat składa, że o moje włosy dbają liczni przedstawiciele najlepszych fryzjerskich marek. Więc nie jestem żadnym, pierdzielonym kudłaczem.
- A myślisz, że mnie to coś interesuje? Jesteś długowłosy.
- Problem? - przez chwilę myślałem, że stracę nad sobą panowanie i wleję mu z otwartej dłoni w twarz. Za bardzo próbował się wywyższyć. Zdecydowanie nie przepadałem za gościami z manią wyższości.
- Tak jakby. Mógłbym Cię.. obciąć pewnego dnia?
Z reguły nie biję słabszych, ale jeśli są wredotami i skończonymi chamami jak Kyrre Dahll, to niekiedy wypada zastosować rękoczyny.
- Możesz to sobie obciąć bukszpan w ogródku, ale od moich włosów precz. - warknąłem.
- Jezu, ja tylko żartowałem. Nie zrobiłbym niczego bez Twojej zgody w Twoim domu. - odrzucił z siebie kołdrę i łaskawie dźwignął się z posłania. Teraz miałem wyjątkową okazję, by dokładnie przyjrzeć się jego zniewalającej, półnagiej sylwetce. Kurczę, ile ja bym dał, by mieć mięśnie jak ten młody facet. Przy nim wyglądałem co najwyżej jak paskudny bojler. W tym momencie doszło do mnie, że moglem zapisać się na tę cholerną siłownię. Ale nie byłem do końca pewny, czy Kyrre zawdzięczał swoje mięśnie ilości odbytych wizyt.
- No, ja myślę. - odparłem. - Wsadź coś na siebie i złaź na dół. Zaraz do Ciebie dołączę. - na te słowa wyszedłem do łazienki w celu poprawienia swojej fryzury.
- Dobra.
Stanąłem przed lustrem. Jako posiadacz bujnej czupryny musiałem to robić bardzo często, co najmniej cztery, może z pięć razy na dzień. Nie zawsze gumki utrzymywały moje włosy w porządku, dlatego prawie zawsze musiałem je poprawiać, by faktycznie spędzały swoją rolę. Beznadziejnie, ale trudno. Chciałeś, to masz. Rodzina nigdy nie akceptowała mojego zdania w tej kwestii. Bez przerwy tylko słyszałem : " Conrad, obetnij się. Nie uważasz, że coś jest nie tak? Byłoby Ci o wiele lepiej w krótkich włosach. " A ja swoje. Zapuszczałem włosy od 16. roku życia. Teraz tylko dbam, by pozostawały na długości ramion. Dlatego chodzę się obcinać praktycznie co miesiąc.
Kiedy obydwoje doprowadziliśmy się do względnego porządku, zajęliśmy miejsca w aucie i Norweg zaczął powoli wyjeżdżać z garażu. Ani na sekundę nie spuszczałem z niego oka. Jego ręce nienaturalnie drżały - świadczyło to o tym, że był potwornie zestresowany.
- Hey. - ostrożnie dotknąłem jego dłoni. - Nie spinaj się. Prowadź na luzie.
Poderwał na mnie wzrok i nasze spojrzenia po raz kolejny spotkały się wzajemnie.
Czyżby.. nasza przyjaźń właśnie przeradzała się w.. coś więcej?
środa, 24 czerwca 2015
sobota, 20 czerwca 2015
4. Dahll - Zrobię wszystko, by go zobaczyć. Dosłownie wszystko.
◆
Chodziłem od jednego kąta celi do drugiego. Bezczynność i niemożność coraz bardziej dawały mi się we znaki. Siedziałem tutaj zaledwie czwarty dzień, a już zdecydowanie miałem dosyć tego miejsca. Nawet nie było mi dane zagrać. Po pierwszym wieczorze Joe chciał wyrzucić mój instrument.
Zaciekawiony, spojrzałem na wyświetlacz swojego Iphone'a. Cholera.
Ostatnie 20% baterii. Ja pierdziele. I jeszcze moje słuchawki oczywiście musiały zostać w hotelu.
- Zaraz zwariuję.. - westchnąłęm bezsilnie, zadając lekki cios z pięści szarej ścianie.
- Oh, zamknij się. Niektórzy tutaj usiłują sobie odpocząć. - doszły mnie pomruki znad kołdry Kanadyjczyka. Zastanawiałem się, co go tak wykańczało praktycznie każdego wieczora. Rzadko kiedy podnosił się ze swojej pryczy, a jeśli już to robił, to praktycznie po to, by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne.
- Łatwo Ci mówić. Ty nigdy nie byłeś.. - umilkłem i ugryzłem się w język. Za słabo go jeszcze znałem, by wyjawić fakt, którego i tak nie byłem do końca pewny. - Joe.. a co Ci jest? Ciągle tylko siedzisz i się grzejesz od trzech nocy. Chory jesteś?
- Co Cię to obchodzi.. - mruknął, lecz jego mruknięcia bardziej przypominały warknięcia - Jaki nigdy nie byłem, hm?
- N-nieważne. - w duchu ucieszyłem się, że powoli robiło się ciemno. Dzięki temu 25-latek nie mógłby u mnie dojrzeć lekkich rumienców na polikach. - Wiesz? Jakoś mnie obchodzi, ponieważ siedzimy razem w jednym pomieszczeniu. I jeśli byś mnie zaraził.. Resztę trasy musiałbym spędzić pod kołdrą. A uwierz mi, wolałbym tego uniknąć.
- Zgoda, nie jestem chory. Tylko kiepsko się czuję. Ale to nic, przejdzie mi.
Kyrre.. chcesz, bym Ci coś powiedział?
- O co Ci chodzi? - spojrzałem na niego.
- Wiem, jak Ci pomóc. Znam sposób, jak się stąd wyrwać.
- Jak to? To co Ty tu jeszcze robisz? Coś mi się wydaje, że mnie wkręcasz. - zmierzyłem go wzrokiem.
- Ciebie? Nigdy. Ufasz mi?
- Powiedzmy.
- Widzisz tamtą ścianę? - pokazał na lewo ode mnie. - Już raz tutaj siedziałem. I miałem też przymusowe prace, gdzie musiałem je wszystkie tynkować. Tam, gdzie teraz patrzysz, znajduje się niewielka wnęka. Hm. - spojrzał na mnie, od góry do dołu. - Myślę, że się zmieścisz.
Przez chwilę przyglądałem się wspomnianej dziurze. - Zwariowałeś. Nie ma bata, bym się tędy przecisnął na zewnątrz. Pomiędzy ścianami? Ochyda.. - wzdrygnąłem się z obrzydzeniem.
- To jedyny sposób, byś przedwcześnie spotkał się z Conrad'em. - automatycznie, kiedy wypowiedział jego imię, przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Wszystkie włoski na moim ciele stanęły dęba.
- No tak.. ale jak się dostanę z Coachelli do LA?
- Jak to jak? Piechotą. - puścił mi oczko. - A tak na poważnie, to zawsze możesz złapać okazję. Goście w filmach przynajmniej zawsze tak robią. Albo wskoczyć w pociąg. Przecież nawet nie zostałeś przeszukany.
- Fakt, masz rację. Warto chociaż spróbować, ewentualnie tu wrócę.
- To działaj, panie DJ.
Zebrałem się w sobie i pewnie podszedłem do wnęki. Upewniwszy się, że wszystkie rzeczy mam głęboko pochowane po kieszeniach, wziąłem głęboki oddech i zacząłem się przeciskać do upragnionej wolności.
- Zaczekaj. - ręka Joe'ego zdążyła mi jeszcze podać do dłoni latarkę w breloczku. - Przyda Ci się. Powodzenia, młody.
- Dzięki. - zacisnąłem mocno przedmiot i ruszyłem przed siebie.
Po upływie 20 minut miałem ciemność zarówno przed sobą, jak i zza. Gorączkowo rozważałem, jaki to już odcinek tunelu jest za mną. Dziwił mnie również fakt prostoty mojej ucieczki. We wnęce nie było żadnych systemów alarmowych ani monitoringu.
Po jakimś czasie zostałem oślepiony porannym słońcem, zapewne dopiero wschodzącym nad festiwalowym miasteczkiem. Wyszedłem poza mury więzienia. Wstałem, otrzepałem się z kurzu , schowałem breloczek do kieszeni i ruszyłem ulicami miasta.
Ciekawe, czy już się zorientowali.. - myślałem w drodze do hotelu, gdzie nadal znajdowała się reszta moich rzeczy. Wślizgnąłem się tylnim wejściem, by nie wzbudzać niepotrzebnej uwagi.
Gdy przekręciłem klucz w zamku, moim oczom ukazał się ten sam widok bałaganu, którego zostawiliśmy z Sewell'em przed procesem. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w luźniejsze ubrania.
Po spakowaniu swojej walizki, pozostawiłem klucz w zamku i, przy pomocy taksówki, przedostałem się na miejski dworzec kolejowy.
- Przepraszam.. wie może pani, jak mógłbym się stąd najszybciej dostać do Miasta Aniołów? - spytałem młodej dziewczyny z okienka Informacji Turystycznej. Na wszelki wypadek schowałem spojrzenie pod ciemnymi szkłami.
- Tak, proszę pana. Bezpośredni pociąg do Los Angeles odchodzi z peronu piątego przy torze szóstym. - powiedziała. - Bilet może pan zakupić w automacie bezpośrednio na peronie.
- Dziękuję bardzo. - poszedłem we wskazane mi miejsce i dokonałem zakupu poprzez swoją kartę kredytową. Wybrałem miejsce w wagonie sypialnym. Uznałem, że po mozolnym przeciskaniu się w tunelu przyda mi się odrobina odpoczynku.
Zająłem swoje miejsce i wraz z bagażem zapakowałem się pod kołdrę.
Mogłem sobie pozwolić na dwugodzinną chwilę wytchnienia - tyle właśnie dzieliło mnie od miejsca, gdzie przebywał mój przyjaciel.
Wyszedłem ze swojego wagonu, ciągle myśląc nad tym, co mi się przydarzyło w ostatnim czasie, gdy nagle uderzyłem w coś, a raczej w kogoś.
- R-robbert?! - wrzasnąłem na widok Holendra, prędko jednak zasłoniłem sobie usta.
- Kyrre.? Ty tutaj? Czasem nie powinieneś siedzieć w pace?
- Meh, nie. - odparłem. - I lepiej nie mów o tym tak głośno.. mimo wszystko, ludzie mają uszy.
- Co Ty nie powiesz. - zaśmiał się. - Spoko, postaram się nikomu nie donieść. Skoro już tutaj się spotkaliśmy.. chciałbym, byś kogoś poznał. - dopiero teraz zauważyłem, że jedną ręką obejmował w talii wysoką dziewczynę o brązowych, kręconych włosach. Jej brzuch miał zdecydowanie dwa razy większy rozmiar. - To Kamila, moja małżonka. Kamilko, proszę, poznaj mojego dobrego znajomego, Kyrre'a Dahll'a.
Dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy podała mi swoją dłoń. Ja zaś delikatnie ją uścisnąłem, posyłając przyjacielowi co najwyżej dziwne spojrzenie.
- Kiedyś Ty znalazł na to wszystko czas? Który to miesiąc? - szepnąłem do niego.
- Ah, ma się swoje sposoby. Ładna z niej panienka, nie? Ale nie licz, że Ci ją oddam. Zaledwie drugi.
- E, i tak bym tego nie zrobił. Nie jestem wredny. W każdym razie.. gratulacje.
- A, dzięki, dzięki. Czekaj.. a co powiesz o tamtej dupci? - pokazał na długowłosą blondynkę w średnim wieku, tarzającą za sobą mały bagaż. - Podoba Ci się?
- Hę? Jak możesz się mnie pytać o takie rzeczy?
- Normalnie. Kręci Cię, nie?
- Porąbało Cię. Nie lubię blondynek. - rzuciłem od niechcenia.
- To może.. tamta? - tym razem pokazał na długonogą szatynkę.
- Przestań. Nie mów, że chcesz mi kogoś znaleźć na siłę.
- Okey. Dlaczego tutaj wogóle przyjechałeś? Pewno dla Sewell'a, co?
Po raz kolejny dostałem ciarek. Trafił w sedno.
- Może.. nasza trasa przecież nadal trwa. On beze mnie nigdzie nie wystąpi.
Podobnie jak ja bez niego. - ostatnie zdanie wypowiedziałem nieco ciszej, tak, by nie zostać usłyszanym.
- No, to fakt. Ale Hard Summer przecież został przesunięty. To znaczy, Twoja gra u boku Dillon'a.
- Wiem, to jego sprawka. Zgrywa mojego menagera. Miałem do niego dołączyć dopiero za trzy dni, ale, tak naprawdę, to nie mogłem tam wytrzymać. Nie przepradam za nicnierobieniem. - uśmiechnąłem się.
- Jak żeś zwiał? Z tego miejsca praktycznie nie da się uciec, jak słyszałem.
- To już moja słodka tajemnica. Przypadkiem nie wiesz, na jakiej ulicy mieści się to jego mieszkanko?
Bez słowa sięgnął do kieszeni spodni, wyjął z niej niewielką karteczkę i zacisnął ją w mojej dłoni.
- Znajdziesz go pod tym adresem. Byłem u niego dzisiaj, tak wogóle.
- Oh, i co tam u niego? Pytał.. o mnie?
- Nie.. nic nie mówił.
W życiu nie czułem się taki smutny, jak w tamtej chwili. Chociaż, mogłem się tego spodziewać. Przecież byłem tylko jego przyjacielem, a nie.. kimś.. więcej.. A szkoda.
Już przy naszym pierwszym spotkaniu zacząłem odczuwać wrażenie, że jakoś wyjątkowo pociąga mnie swoją osobowością. Nigdy nie przypuszczałem, że tak bardzo się od niego uzależnię. Czy można więc było spokojnie stwierdzić, że ja.. ja się w nim zakochałem? Najwidoczniej..
Ale.. wszystko by na to wskazywało. Kiedy tylko słyszę jego imię.. robi mi się potwornie gorąco.. a z kolei, kiedy mnie o niego pytają, to dostaję dreszczy..
Klasyczny objaw, tylko brakuje motylków w brzuchu.
Szczęście, że moja rodzina o niczym nie wie.. straciłbym w ich oczach i to mocno, gdyby prawda wyszła na jaw.
Ani się nie spostrzegłem, a już stałem pod apartamentowcem należącym do Condzia. Fakt.
Nie można mu było odmówić klasy. Skromny, ale z urokiem. Zupełnie jak jego właściciel.
Niepewnie zapukałem do drzwi. Otworzył mi, otulony w szary szlafrok.
Na głowie miał turban z jasnoniebieskiego ręcznika w kwiatki.
- K-kyrre...? Ale... ale jak...
- Tak.. to ja.. przybyłem.
- Miałeś jeszcze tam siedzieć, uparciuchu.. Śmiało, wejdź.
Przeszedłem przez próg, a 27-latek, nadal zszokowany i lekko poddenerwowany, zasunął za mną zamek. - Napijesz się.. um, czegoś?
- Nie, dzięki.. Con, jestem tutaj, b-bo ja.. ja się stęskniłem. Tak, za Tobą.
- C-co Ty gadasz...?
- N-no tak.. Wiem, że Ty za mną nie. - spuściłem wzrok. - Robbi mi powiedział.
- Kłamał. - odpowiedział pewnie. - Brakowało mi Ciebie.. ale nie spodziewałem się, że jesteś zdolny do wszystkiego, byleby mnie tylko zobaczyć..
- Uwierz, że jestem.
- Jeśli chcesz, to ja Cię obronię.. odwołam wszystkie poszukiwania Twojej osoby i będziesz mógł spokojnie dołączyć do Francis'a. Co Ty na to..?
W jednej chwili chciałem mu skoczyć na szyję i mocno go przytulić, jednak w porę się powstrzymałem. Nie wierzę.. on naprawdę to powiedział.. Taki.. kochany z niego typ..
- Jestem za. Tak wogóle, to masz gustowny ręcznik. - zaśmiałem się pod nosem.
- Cicho. Zabrałem pierwszy lepszy. - dostrzegłem na jego polikach lekkie rumieńce. - Generalnie to wybrałeś sobie słaby moment na przyjazd.. Jak Ty to właściwie zrobiłeś, to wszystko..?
Chwilę później rozmawialiśmy ze sobą jak starzy,dobrzy przyjaciele. Po wyczerpującym gadaniu, Sewell pozwolił mi skorzystać ze swojej pralki, dzięki czemu nie musiałem się już martwić, że wystąpię na festiwalu w brudnych ciuchach. Odstąpił mi jeden ze swoich pokojów gościnnych, gdzie szybko wykonałem kilka telefonów do swoich przełożonych oraz podłączyłem swój sprzęt do ładowania. Nie musieliśmy też już dzielić jednego łóżka, ale za to jego pokój znajdował się tuż na wprost mojego.
Dziękowałem w duchu, że udało mi się trafić na jego trop. Chociaż najważniejsze należało do Hardwell'a. Gdyby nie on, zapewne błądziłbym po Los Angeles z dobre pół dnia. Leżąc na łożku, z rękami założonymi za głowę, zastanawiałem się, czy aby na pewno nie domyślił się, że czuję coś do Australijczyka. Nie, on to na sto procent nie. Za to sam zainteresowany - tak. Tylko, że nie powie mi tego w twarz. Może czegoś się obawia.? Mojej reakcji? Otoczenia?
Tego, jakby nas zaczęła postrzegać branża muzyczna?
Pytań było wiele, jednak na żadnekolwiek z nich nie potrafiłem ułożyć jednoznacznej odpowiedzi.
Pełen wątpliwości i niepokoju, zasnąłem na miękkim łóżku.
Chodziłem od jednego kąta celi do drugiego. Bezczynność i niemożność coraz bardziej dawały mi się we znaki. Siedziałem tutaj zaledwie czwarty dzień, a już zdecydowanie miałem dosyć tego miejsca. Nawet nie było mi dane zagrać. Po pierwszym wieczorze Joe chciał wyrzucić mój instrument.
Zaciekawiony, spojrzałem na wyświetlacz swojego Iphone'a. Cholera.
Ostatnie 20% baterii. Ja pierdziele. I jeszcze moje słuchawki oczywiście musiały zostać w hotelu.
- Zaraz zwariuję.. - westchnąłęm bezsilnie, zadając lekki cios z pięści szarej ścianie.
- Oh, zamknij się. Niektórzy tutaj usiłują sobie odpocząć. - doszły mnie pomruki znad kołdry Kanadyjczyka. Zastanawiałem się, co go tak wykańczało praktycznie każdego wieczora. Rzadko kiedy podnosił się ze swojej pryczy, a jeśli już to robił, to praktycznie po to, by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne.
- Łatwo Ci mówić. Ty nigdy nie byłeś.. - umilkłem i ugryzłem się w język. Za słabo go jeszcze znałem, by wyjawić fakt, którego i tak nie byłem do końca pewny. - Joe.. a co Ci jest? Ciągle tylko siedzisz i się grzejesz od trzech nocy. Chory jesteś?
- Co Cię to obchodzi.. - mruknął, lecz jego mruknięcia bardziej przypominały warknięcia - Jaki nigdy nie byłem, hm?
- N-nieważne. - w duchu ucieszyłem się, że powoli robiło się ciemno. Dzięki temu 25-latek nie mógłby u mnie dojrzeć lekkich rumienców na polikach. - Wiesz? Jakoś mnie obchodzi, ponieważ siedzimy razem w jednym pomieszczeniu. I jeśli byś mnie zaraził.. Resztę trasy musiałbym spędzić pod kołdrą. A uwierz mi, wolałbym tego uniknąć.
- Zgoda, nie jestem chory. Tylko kiepsko się czuję. Ale to nic, przejdzie mi.
Kyrre.. chcesz, bym Ci coś powiedział?
- O co Ci chodzi? - spojrzałem na niego.
- Wiem, jak Ci pomóc. Znam sposób, jak się stąd wyrwać.
- Jak to? To co Ty tu jeszcze robisz? Coś mi się wydaje, że mnie wkręcasz. - zmierzyłem go wzrokiem.
- Ciebie? Nigdy. Ufasz mi?
- Powiedzmy.
- Widzisz tamtą ścianę? - pokazał na lewo ode mnie. - Już raz tutaj siedziałem. I miałem też przymusowe prace, gdzie musiałem je wszystkie tynkować. Tam, gdzie teraz patrzysz, znajduje się niewielka wnęka. Hm. - spojrzał na mnie, od góry do dołu. - Myślę, że się zmieścisz.
Przez chwilę przyglądałem się wspomnianej dziurze. - Zwariowałeś. Nie ma bata, bym się tędy przecisnął na zewnątrz. Pomiędzy ścianami? Ochyda.. - wzdrygnąłem się z obrzydzeniem.
- To jedyny sposób, byś przedwcześnie spotkał się z Conrad'em. - automatycznie, kiedy wypowiedział jego imię, przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Wszystkie włoski na moim ciele stanęły dęba.
- No tak.. ale jak się dostanę z Coachelli do LA?
- Jak to jak? Piechotą. - puścił mi oczko. - A tak na poważnie, to zawsze możesz złapać okazję. Goście w filmach przynajmniej zawsze tak robią. Albo wskoczyć w pociąg. Przecież nawet nie zostałeś przeszukany.
- Fakt, masz rację. Warto chociaż spróbować, ewentualnie tu wrócę.
- To działaj, panie DJ.
Zebrałem się w sobie i pewnie podszedłem do wnęki. Upewniwszy się, że wszystkie rzeczy mam głęboko pochowane po kieszeniach, wziąłem głęboki oddech i zacząłem się przeciskać do upragnionej wolności.
- Zaczekaj. - ręka Joe'ego zdążyła mi jeszcze podać do dłoni latarkę w breloczku. - Przyda Ci się. Powodzenia, młody.
- Dzięki. - zacisnąłem mocno przedmiot i ruszyłem przed siebie.
Po upływie 20 minut miałem ciemność zarówno przed sobą, jak i zza. Gorączkowo rozważałem, jaki to już odcinek tunelu jest za mną. Dziwił mnie również fakt prostoty mojej ucieczki. We wnęce nie było żadnych systemów alarmowych ani monitoringu.
Po jakimś czasie zostałem oślepiony porannym słońcem, zapewne dopiero wschodzącym nad festiwalowym miasteczkiem. Wyszedłem poza mury więzienia. Wstałem, otrzepałem się z kurzu , schowałem breloczek do kieszeni i ruszyłem ulicami miasta.
Ciekawe, czy już się zorientowali.. - myślałem w drodze do hotelu, gdzie nadal znajdowała się reszta moich rzeczy. Wślizgnąłem się tylnim wejściem, by nie wzbudzać niepotrzebnej uwagi.
Gdy przekręciłem klucz w zamku, moim oczom ukazał się ten sam widok bałaganu, którego zostawiliśmy z Sewell'em przed procesem. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w luźniejsze ubrania.
Po spakowaniu swojej walizki, pozostawiłem klucz w zamku i, przy pomocy taksówki, przedostałem się na miejski dworzec kolejowy.
- Przepraszam.. wie może pani, jak mógłbym się stąd najszybciej dostać do Miasta Aniołów? - spytałem młodej dziewczyny z okienka Informacji Turystycznej. Na wszelki wypadek schowałem spojrzenie pod ciemnymi szkłami.
- Tak, proszę pana. Bezpośredni pociąg do Los Angeles odchodzi z peronu piątego przy torze szóstym. - powiedziała. - Bilet może pan zakupić w automacie bezpośrednio na peronie.
- Dziękuję bardzo. - poszedłem we wskazane mi miejsce i dokonałem zakupu poprzez swoją kartę kredytową. Wybrałem miejsce w wagonie sypialnym. Uznałem, że po mozolnym przeciskaniu się w tunelu przyda mi się odrobina odpoczynku.
Zająłem swoje miejsce i wraz z bagażem zapakowałem się pod kołdrę.
Mogłem sobie pozwolić na dwugodzinną chwilę wytchnienia - tyle właśnie dzieliło mnie od miejsca, gdzie przebywał mój przyjaciel.
Wyszedłem ze swojego wagonu, ciągle myśląc nad tym, co mi się przydarzyło w ostatnim czasie, gdy nagle uderzyłem w coś, a raczej w kogoś.
- R-robbert?! - wrzasnąłem na widok Holendra, prędko jednak zasłoniłem sobie usta.
- Kyrre.? Ty tutaj? Czasem nie powinieneś siedzieć w pace?
- Meh, nie. - odparłem. - I lepiej nie mów o tym tak głośno.. mimo wszystko, ludzie mają uszy.
- Co Ty nie powiesz. - zaśmiał się. - Spoko, postaram się nikomu nie donieść. Skoro już tutaj się spotkaliśmy.. chciałbym, byś kogoś poznał. - dopiero teraz zauważyłem, że jedną ręką obejmował w talii wysoką dziewczynę o brązowych, kręconych włosach. Jej brzuch miał zdecydowanie dwa razy większy rozmiar. - To Kamila, moja małżonka. Kamilko, proszę, poznaj mojego dobrego znajomego, Kyrre'a Dahll'a.
Dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy podała mi swoją dłoń. Ja zaś delikatnie ją uścisnąłem, posyłając przyjacielowi co najwyżej dziwne spojrzenie.
- Kiedyś Ty znalazł na to wszystko czas? Który to miesiąc? - szepnąłem do niego.
- Ah, ma się swoje sposoby. Ładna z niej panienka, nie? Ale nie licz, że Ci ją oddam. Zaledwie drugi.
- E, i tak bym tego nie zrobił. Nie jestem wredny. W każdym razie.. gratulacje.
- A, dzięki, dzięki. Czekaj.. a co powiesz o tamtej dupci? - pokazał na długowłosą blondynkę w średnim wieku, tarzającą za sobą mały bagaż. - Podoba Ci się?
- Hę? Jak możesz się mnie pytać o takie rzeczy?
- Normalnie. Kręci Cię, nie?
- Porąbało Cię. Nie lubię blondynek. - rzuciłem od niechcenia.
- To może.. tamta? - tym razem pokazał na długonogą szatynkę.
- Przestań. Nie mów, że chcesz mi kogoś znaleźć na siłę.
- Okey. Dlaczego tutaj wogóle przyjechałeś? Pewno dla Sewell'a, co?
Po raz kolejny dostałem ciarek. Trafił w sedno.
- Może.. nasza trasa przecież nadal trwa. On beze mnie nigdzie nie wystąpi.
Podobnie jak ja bez niego. - ostatnie zdanie wypowiedziałem nieco ciszej, tak, by nie zostać usłyszanym.
- No, to fakt. Ale Hard Summer przecież został przesunięty. To znaczy, Twoja gra u boku Dillon'a.
- Wiem, to jego sprawka. Zgrywa mojego menagera. Miałem do niego dołączyć dopiero za trzy dni, ale, tak naprawdę, to nie mogłem tam wytrzymać. Nie przepradam za nicnierobieniem. - uśmiechnąłem się.
- Jak żeś zwiał? Z tego miejsca praktycznie nie da się uciec, jak słyszałem.
- To już moja słodka tajemnica. Przypadkiem nie wiesz, na jakiej ulicy mieści się to jego mieszkanko?
Bez słowa sięgnął do kieszeni spodni, wyjął z niej niewielką karteczkę i zacisnął ją w mojej dłoni.
- Znajdziesz go pod tym adresem. Byłem u niego dzisiaj, tak wogóle.
- Oh, i co tam u niego? Pytał.. o mnie?
- Nie.. nic nie mówił.
W życiu nie czułem się taki smutny, jak w tamtej chwili. Chociaż, mogłem się tego spodziewać. Przecież byłem tylko jego przyjacielem, a nie.. kimś.. więcej.. A szkoda.
Już przy naszym pierwszym spotkaniu zacząłem odczuwać wrażenie, że jakoś wyjątkowo pociąga mnie swoją osobowością. Nigdy nie przypuszczałem, że tak bardzo się od niego uzależnię. Czy można więc było spokojnie stwierdzić, że ja.. ja się w nim zakochałem? Najwidoczniej..
Ale.. wszystko by na to wskazywało. Kiedy tylko słyszę jego imię.. robi mi się potwornie gorąco.. a z kolei, kiedy mnie o niego pytają, to dostaję dreszczy..
Klasyczny objaw, tylko brakuje motylków w brzuchu.
Szczęście, że moja rodzina o niczym nie wie.. straciłbym w ich oczach i to mocno, gdyby prawda wyszła na jaw.
Ani się nie spostrzegłem, a już stałem pod apartamentowcem należącym do Condzia. Fakt.
Nie można mu było odmówić klasy. Skromny, ale z urokiem. Zupełnie jak jego właściciel.
Niepewnie zapukałem do drzwi. Otworzył mi, otulony w szary szlafrok.
Na głowie miał turban z jasnoniebieskiego ręcznika w kwiatki.
- K-kyrre...? Ale... ale jak...
- Tak.. to ja.. przybyłem.
- Miałeś jeszcze tam siedzieć, uparciuchu.. Śmiało, wejdź.
Przeszedłem przez próg, a 27-latek, nadal zszokowany i lekko poddenerwowany, zasunął za mną zamek. - Napijesz się.. um, czegoś?
- Nie, dzięki.. Con, jestem tutaj, b-bo ja.. ja się stęskniłem. Tak, za Tobą.
- C-co Ty gadasz...?
- N-no tak.. Wiem, że Ty za mną nie. - spuściłem wzrok. - Robbi mi powiedział.
- Kłamał. - odpowiedział pewnie. - Brakowało mi Ciebie.. ale nie spodziewałem się, że jesteś zdolny do wszystkiego, byleby mnie tylko zobaczyć..
- Uwierz, że jestem.
- Jeśli chcesz, to ja Cię obronię.. odwołam wszystkie poszukiwania Twojej osoby i będziesz mógł spokojnie dołączyć do Francis'a. Co Ty na to..?
W jednej chwili chciałem mu skoczyć na szyję i mocno go przytulić, jednak w porę się powstrzymałem. Nie wierzę.. on naprawdę to powiedział.. Taki.. kochany z niego typ..
- Jestem za. Tak wogóle, to masz gustowny ręcznik. - zaśmiałem się pod nosem.
- Cicho. Zabrałem pierwszy lepszy. - dostrzegłem na jego polikach lekkie rumieńce. - Generalnie to wybrałeś sobie słaby moment na przyjazd.. Jak Ty to właściwie zrobiłeś, to wszystko..?
Chwilę później rozmawialiśmy ze sobą jak starzy,dobrzy przyjaciele. Po wyczerpującym gadaniu, Sewell pozwolił mi skorzystać ze swojej pralki, dzięki czemu nie musiałem się już martwić, że wystąpię na festiwalu w brudnych ciuchach. Odstąpił mi jeden ze swoich pokojów gościnnych, gdzie szybko wykonałem kilka telefonów do swoich przełożonych oraz podłączyłem swój sprzęt do ładowania. Nie musieliśmy też już dzielić jednego łóżka, ale za to jego pokój znajdował się tuż na wprost mojego.
Dziękowałem w duchu, że udało mi się trafić na jego trop. Chociaż najważniejsze należało do Hardwell'a. Gdyby nie on, zapewne błądziłbym po Los Angeles z dobre pół dnia. Leżąc na łożku, z rękami założonymi za głowę, zastanawiałem się, czy aby na pewno nie domyślił się, że czuję coś do Australijczyka. Nie, on to na sto procent nie. Za to sam zainteresowany - tak. Tylko, że nie powie mi tego w twarz. Może czegoś się obawia.? Mojej reakcji? Otoczenia?
Tego, jakby nas zaczęła postrzegać branża muzyczna?
Pytań było wiele, jednak na żadnekolwiek z nich nie potrafiłem ułożyć jednoznacznej odpowiedzi.
Pełen wątpliwości i niepokoju, zasnąłem na miękkim łóżku.
niedziela, 14 czerwca 2015
3. Proces początkiem niecodziennego związku.
◇ C.
Nadszedł dzień rozprawy. Dahll już od samego rana pindrzył się na bóstwo w łazience.
No cóż, najwidoczniej musi cudownie wyglądać nawet w zakładzie karnym.
- Ty, wyłaź stamtąd. Teraz moja kolej. - warknąłem, stojąc przed drzwiami.
- Rany, spokojnie, pięknisiu. Daj mi jeszcze pięć sekundek.
- I kto to mówi..
Fuknęliśmy na siebie, mijając się w przejściu. Stanąłem przed lustrem, zaplatając swoje długie włosy w koński ogon. Umyłem zęby, poprawiłem muchę od smokingu i spryskałem się paroma kroplami wody kolońskiej.
- Jak jesteś już gotowy, zadzwoń po taryfę. - rzuciłem w jego stronę. - Nie chciałbym się spóźnić.
- Ani ja. - złapał za swojego srajfona i wykręcił numer.
Żółta taksówka przyjechała pod hotel po trzech minutach. Wpakowaliśmy się do środka - ja do przodu, Kyrre do tyłu - i podałem adres kierowcy. Weszliśmy na salę sądową o czasie.
Mój "przyjaciel" zajął miejsce na ławie oskarżonych.
◆ K.
- Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi.. sędzia Dillon Francis!
Co? Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem, jednak kiedy zwróciłem wzrok w stronę ławy sędziego, okazało się, że faktycznie był nim Amerykanin. O co chodzi, do licha? Co on tutaj robi?
- Proszę usiąść - zarządził - Otwieram sprawę przed Sądem Rejonowym, będzie rozpatrywana sprawa pana Kyrre'a Gorvell-Dahll'a, stawił się oskarżony, lat 23, zamieszkały tymczasowo w Coachelli, oraz jego obrońca - i tutaj doświadczyłem kolejnego szoku, ponieważ był nim.. Avicii.
- Tim Bergling, obrońca z urzędu. - powiedział, puszczając do mnie oczko.
- ..i pan prokurator - odezwał się Dillon, a głos zabrał.. Hardwell.
- Robbert Van De Corput. - przedstawił się i zajął swoje miejsce.
- Dziękuję. Otwieram przewód sądowy, udzielam głosu panu prokuratorowi.
Holender ponownie wstał i zaczął czytać akt oskarżenia.
Później, moją rolą było złożenie dodatkowych wyjaśnień. Rzecz jasna, przyznałem się do winy, bo bądź co bądź, to próbowałem zaliczyć siostrę mojego przyjaciela. Jak w przypadku każdej normalnej rozprawy, udzielono mi prawa do zadawania pytań świadkom, chociaż i tak czułem, że ten proces to jedna wielka ustawka.
Pierwszym zeznającym oczywiście był nie kto inny, jak Conrad.
Zanim został wezwany, z jego telefonu został pokazany film, jak przystawiam się do Grace.
Z pozoru wszystko niby wyglądało realistycznie, ale tak naprawdę, to przecież wszyscy oni byli moimi przyjaciółmi. I z pewnością nie chcieli zrujnować sukcesu, jaki osiągnąłem.
- Świadek Conrad Sewell proszony na salę. - usłyszałem głos ochroniarza i przez drzwi wejściowe wszedł Australijczyk. Stanął przy barierce. Ja zaś zachowywałem milczenie, by przypadkiem nie rozrażnić "sędziego".
- Pan Conrad Sewell, lat 26, zamieszkały tymczasowo w Coachelli? - zapytał brodacz, przenosząc wzrok ze mnie na długowłosego.
- Zgadza się.
- Nie jest pan spokrewniony bądź spowinowacony z oskarżonym?
- W żadnym razie.
- W takim razie niech nam pan opowie o wydarzeniach z 12 kwietnia 2014 roku.
Zaczął opowiadać o wszystkim, co działo się wczorajszego wieczoru na imprezie. Ani razu na mnie nie spojrzał. Fakt, dobry był z niego aktor, chociaż jako piosenkarz sprawdzał się o wiele lepiej.
Prokurator oraz broniący nie mieli do niego żadnych pytań, toteż to po paru minutach zajął on miejsce na ławie dla świadków.
Dillon poprosił jeszcze o wyjaśnienia pokrzywdzoną - Grace. Ona posłała mi jedynie smutne spojrzenie, nim podeszła do barierki.
Oprócz rodzeństwa Sewell nikt więcej nie został przepytany, dlatego końcowe stanowiska zostały szybko odczytane przez Robberta i Tim'a.
Po 15 minutach ponownie znalazłem się na sali po przerwie i sędzia wygłosił jednoznaczny wyrok roku pozbawienia wolności.
Francis jednak, gdy pozostali opuścili miejsce rozprawy, podszedł do mnie, prędko zmieniając swoją decyzję :
- Byłeś grzeczny, Dahll. Znaj moją dobroć, dostaniesz jedynie tydzień. I niech on da Ci zasłużoną lekcję. - posłał mi szeroki uśmiech.
- Więc.. ten proces był tylko oszustwem?
- Jakim oszustwem? Przecież naprawdę wysyłamy Cię do paki, tylko że posiedzisz tam o wiele krócej.
- Przekupiliśmy sędziów. - usłyszałem za sobą głos Hardwell'a.
- Amerykańscy sędziowie jednak nie są takimi bogolami. - rzucił starszy Sewell, stając tuż za Holendrem.
- Wiecie, co wam powiem? Mieliście doprawdy chory pomysł z tym wyrokiem.
- Dziękuj nie nam, a Conrad'owi. My to jedynie pomocnicy. - krótkowłosy w wieku Conrad'a ponownie uśmiechnął się do mnie.
- Conrad'owi? - przerzuciłem wzrok na Australijczyka. - Przecież składał zeznania.
On tylko złapał mnie za ramię i zaciągnął z daleka od pozostałych DJ'ów.
- Nie mogłem pozwolić, byś gnił tam rok. - szepnął. - Przecież to by Ci totalnie zrujnowało karierę.
A moja wdzięczność potrafi trwać znacznie dłużej. Dzięki Tobie, wiem, że naprawdę jestem kimś. Dziękuję Ci, Kyrre.
Już chciałem mu udzielić odpowiedzi, jednak na moich nadgarstkach poczułem ucisk metalowych kajdanek.
- Do zobaczenia za tydzień, przyjacielu. - rzucił mi na pożegnanie, zaś mnie wyprowadzono do więziennych piwnic.
◇ C.
Ten jego tęskny wzrok.. dlaczego nie mogę przestać o nim mysleć? Dlaczego ciągle mam go przed oczami? Naprawdę, nie miałem sumienia, by go tam posyłać, ale uznałem, że należy mu się trochę kary po wydarzeniach ostatniego czasu..
Zawdzięczałem mu tak wiele. Do swojego apartamentowca od czasu wydania singla przysyłano mi liczne listy gratuacyjne, niekiedy dyplomy, szczere podziękowania..
A to tylko przez jeden Krzemień, który rozpalił nas do czerwoności.
- Cieszę się, że okazałeś mu serce.. - powiedziała Grace, która od zakończenia procesu i powrotu do domu kuliła się w obawie na kanapie.
- Byłem mu to winny. Siostra.. ale przecież nie musisz się już niczego bać. Jestem tutaj. Norweg nie zrobi Ci już nigdy więcej krzywdy. Przysięgam. - podszedłem do niej i ostożnie przytuliłem ją do siebie. Jej ciało drżało. Na pewno nie chciała, by jej pierwsze spotkanie z jej idolem wyglądało właśnie tak.
- Przecież on wróci.. boję się, że on znowu to zrobi.. Con.. dobrze, że jesteś obok.
- Spokojnie.. zamieszka ze mną i wtedy będę go miał na oku.
- Co? Oszalałeś? On jest niebezpieczny.. jeszcze i Tobie coś zrobi.. Wyślijmy go do tego Bergen i będzie spokój.
- Póki jesteśmy razem w trasie promującej Firestone, obawiam się, że nie możemy nic zrobić, Grace. Zerwanie współpracy z nim kosztowałoby mnie sporą kupę kasy. A ja potrzebuję trochę gotówki na rozwinięcie skrzydeł.
- Więc..dlatego musisz znosić jego wybryki, prawda?
- Właśnie tak. - przytaknąłem, ciężko wzdychając. -Mamy tydzień, by od niego ochłonąć.. Przynajmniej po LA będziemy mogli odetchnąć pełną piersią. Dołączamy do Dillona, zaprosił Kyrre'ego na Hard Summer Music Festival.
- Rozumiem.. w takim razie, skoro wam to tyle zajmie, to ja wrócę do Brisbane. Za tydzień, jak on wyjdzie. On tu wróci, a ja wyjadę.
- Dobrze. Akurat miejsce u mnie znajdzie się dla każdego. - posłałem jej pokrzepiający uśmiech.
◆ K.
Moje palce wybijały depresyjne melodie na klawiszach keyboardu. Gra na instrumencie zawsze pozwalała mi się odprężyć i oderwać mnie od rzeczywistości. Swoimi cichymi występami wzbudzałem uwagę współwięźniów, niektórych z nich jednak irytowałem. To czego oni słuchali na wolności? - myślałem. - Disco polo?
- Hej.. Ty jesteś Kygo, prawda? - spytał mnie pierwszego wieczoru jeden z osadzonych. - Słyszałem o Tobie. Ty i ten.. jak on miał? W każdym razie, obydwoje macie zarąbisty talent.
W swojej zadumie wysliliłem się na delikatny uśmiech i ponownie zwróciłem wzrok w stronę klawiszy.
- Poważnie, za co siedzisz? - szczęście, że na terenie zakładu nie było dostępu do Wi-Fi. Inaczej zostałbym odrzucony nie tylko ze względu na twórczość, ale i czyny.
- Jakbyś mógł podejść trochę bliżej.. - szepnąłem, a niewiele niższy ode mnie mężczyzna stanął tuż przy mnie - Próbowałem dokonać strasznej rzeczy. Rzeczy, która strasznie mogłaby się odbić na naszej przyjaźni. W sensie mojej i Conrad'a.
- Rozumiem, chodzi o te typowie didżejskie wybryki. o których piszą, ale potem one znikają?
Pokiwałem głową na tak. - To menagerowie zazwyczaj tego dokonują w naszym imieniu. Ale i tak niektóre z tych zapisków pozostają w umyśle fana, który szybko po przeczytaniu takiego czegoś zmienia się w antyfana. Nie tyle, co pamięć przetrwa u Twojego obserwatora. Gorzej, że przetrwa też u Ciebie.
- Tak.. właściwie, wybacz, że to powiem, ale.. to miejsce nie jest dla Ciebie, mój drogi. Ale pewnie doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Ty i Twoja muzyka.. nie pasujecie tutaj.
- Wiem. - ponownie opuściłem wzrok w stronę klawiszy. - Dobrze, że to tylko tydzień.
- W każdym razie, mów mi Joe. - wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Kyrre. I nie, nie jestem Amerykaninem. - uśmiechnąłem się, ściskając jego dłoń.
- Słychać. - zaśmiał się półgłosem. - To skąd wytrzasnąłeś ten keyboard? Od jak dawna grasz?
Rozmowa przeciągnęła się nam do późnych godzin wieczornych. Odgłos metalowej pałki, przesuwanej po kratach, jednomyślnie zmusił nas do oddania się Morfeuszowi i zapadnięcia w sen na niewygodnym, powydzieramym materacu.
Kanadyjczyk okazał się być świetnym rozmówcą, jednak bardziej było mi tęskno do długich pogaduch z długowłosym Australijczykiem. Nie mogłem się doczekać, aż wyjdę na zewnątrz.
Nadszedł dzień rozprawy. Dahll już od samego rana pindrzył się na bóstwo w łazience.
No cóż, najwidoczniej musi cudownie wyglądać nawet w zakładzie karnym.
- Ty, wyłaź stamtąd. Teraz moja kolej. - warknąłem, stojąc przed drzwiami.
- Rany, spokojnie, pięknisiu. Daj mi jeszcze pięć sekundek.
- I kto to mówi..
Fuknęliśmy na siebie, mijając się w przejściu. Stanąłem przed lustrem, zaplatając swoje długie włosy w koński ogon. Umyłem zęby, poprawiłem muchę od smokingu i spryskałem się paroma kroplami wody kolońskiej.
- Jak jesteś już gotowy, zadzwoń po taryfę. - rzuciłem w jego stronę. - Nie chciałbym się spóźnić.
- Ani ja. - złapał za swojego srajfona i wykręcił numer.
Żółta taksówka przyjechała pod hotel po trzech minutach. Wpakowaliśmy się do środka - ja do przodu, Kyrre do tyłu - i podałem adres kierowcy. Weszliśmy na salę sądową o czasie.
Mój "przyjaciel" zajął miejsce na ławie oskarżonych.
◆ K.
- Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi.. sędzia Dillon Francis!
Co? Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem, jednak kiedy zwróciłem wzrok w stronę ławy sędziego, okazało się, że faktycznie był nim Amerykanin. O co chodzi, do licha? Co on tutaj robi?
- Proszę usiąść - zarządził - Otwieram sprawę przed Sądem Rejonowym, będzie rozpatrywana sprawa pana Kyrre'a Gorvell-Dahll'a, stawił się oskarżony, lat 23, zamieszkały tymczasowo w Coachelli, oraz jego obrońca - i tutaj doświadczyłem kolejnego szoku, ponieważ był nim.. Avicii.
- Tim Bergling, obrońca z urzędu. - powiedział, puszczając do mnie oczko.
- ..i pan prokurator - odezwał się Dillon, a głos zabrał.. Hardwell.
- Robbert Van De Corput. - przedstawił się i zajął swoje miejsce.
- Dziękuję. Otwieram przewód sądowy, udzielam głosu panu prokuratorowi.
Holender ponownie wstał i zaczął czytać akt oskarżenia.
Później, moją rolą było złożenie dodatkowych wyjaśnień. Rzecz jasna, przyznałem się do winy, bo bądź co bądź, to próbowałem zaliczyć siostrę mojego przyjaciela. Jak w przypadku każdej normalnej rozprawy, udzielono mi prawa do zadawania pytań świadkom, chociaż i tak czułem, że ten proces to jedna wielka ustawka.
Pierwszym zeznającym oczywiście był nie kto inny, jak Conrad.
Zanim został wezwany, z jego telefonu został pokazany film, jak przystawiam się do Grace.
Z pozoru wszystko niby wyglądało realistycznie, ale tak naprawdę, to przecież wszyscy oni byli moimi przyjaciółmi. I z pewnością nie chcieli zrujnować sukcesu, jaki osiągnąłem.
- Świadek Conrad Sewell proszony na salę. - usłyszałem głos ochroniarza i przez drzwi wejściowe wszedł Australijczyk. Stanął przy barierce. Ja zaś zachowywałem milczenie, by przypadkiem nie rozrażnić "sędziego".
- Pan Conrad Sewell, lat 26, zamieszkały tymczasowo w Coachelli? - zapytał brodacz, przenosząc wzrok ze mnie na długowłosego.
- Zgadza się.
- Nie jest pan spokrewniony bądź spowinowacony z oskarżonym?
- W żadnym razie.
- W takim razie niech nam pan opowie o wydarzeniach z 12 kwietnia 2014 roku.
Zaczął opowiadać o wszystkim, co działo się wczorajszego wieczoru na imprezie. Ani razu na mnie nie spojrzał. Fakt, dobry był z niego aktor, chociaż jako piosenkarz sprawdzał się o wiele lepiej.
Prokurator oraz broniący nie mieli do niego żadnych pytań, toteż to po paru minutach zajął on miejsce na ławie dla świadków.
Dillon poprosił jeszcze o wyjaśnienia pokrzywdzoną - Grace. Ona posłała mi jedynie smutne spojrzenie, nim podeszła do barierki.
Oprócz rodzeństwa Sewell nikt więcej nie został przepytany, dlatego końcowe stanowiska zostały szybko odczytane przez Robberta i Tim'a.
Po 15 minutach ponownie znalazłem się na sali po przerwie i sędzia wygłosił jednoznaczny wyrok roku pozbawienia wolności.
Francis jednak, gdy pozostali opuścili miejsce rozprawy, podszedł do mnie, prędko zmieniając swoją decyzję :
- Byłeś grzeczny, Dahll. Znaj moją dobroć, dostaniesz jedynie tydzień. I niech on da Ci zasłużoną lekcję. - posłał mi szeroki uśmiech.
- Więc.. ten proces był tylko oszustwem?
- Jakim oszustwem? Przecież naprawdę wysyłamy Cię do paki, tylko że posiedzisz tam o wiele krócej.
- Przekupiliśmy sędziów. - usłyszałem za sobą głos Hardwell'a.
- Amerykańscy sędziowie jednak nie są takimi bogolami. - rzucił starszy Sewell, stając tuż za Holendrem.
- Wiecie, co wam powiem? Mieliście doprawdy chory pomysł z tym wyrokiem.
- Dziękuj nie nam, a Conrad'owi. My to jedynie pomocnicy. - krótkowłosy w wieku Conrad'a ponownie uśmiechnął się do mnie.
- Conrad'owi? - przerzuciłem wzrok na Australijczyka. - Przecież składał zeznania.
On tylko złapał mnie za ramię i zaciągnął z daleka od pozostałych DJ'ów.
- Nie mogłem pozwolić, byś gnił tam rok. - szepnął. - Przecież to by Ci totalnie zrujnowało karierę.
A moja wdzięczność potrafi trwać znacznie dłużej. Dzięki Tobie, wiem, że naprawdę jestem kimś. Dziękuję Ci, Kyrre.
Już chciałem mu udzielić odpowiedzi, jednak na moich nadgarstkach poczułem ucisk metalowych kajdanek.
- Do zobaczenia za tydzień, przyjacielu. - rzucił mi na pożegnanie, zaś mnie wyprowadzono do więziennych piwnic.
◇ C.
Ten jego tęskny wzrok.. dlaczego nie mogę przestać o nim mysleć? Dlaczego ciągle mam go przed oczami? Naprawdę, nie miałem sumienia, by go tam posyłać, ale uznałem, że należy mu się trochę kary po wydarzeniach ostatniego czasu..
Zawdzięczałem mu tak wiele. Do swojego apartamentowca od czasu wydania singla przysyłano mi liczne listy gratuacyjne, niekiedy dyplomy, szczere podziękowania..
A to tylko przez jeden Krzemień, który rozpalił nas do czerwoności.
- Cieszę się, że okazałeś mu serce.. - powiedziała Grace, która od zakończenia procesu i powrotu do domu kuliła się w obawie na kanapie.
- Byłem mu to winny. Siostra.. ale przecież nie musisz się już niczego bać. Jestem tutaj. Norweg nie zrobi Ci już nigdy więcej krzywdy. Przysięgam. - podszedłem do niej i ostożnie przytuliłem ją do siebie. Jej ciało drżało. Na pewno nie chciała, by jej pierwsze spotkanie z jej idolem wyglądało właśnie tak.
- Przecież on wróci.. boję się, że on znowu to zrobi.. Con.. dobrze, że jesteś obok.
- Spokojnie.. zamieszka ze mną i wtedy będę go miał na oku.
- Co? Oszalałeś? On jest niebezpieczny.. jeszcze i Tobie coś zrobi.. Wyślijmy go do tego Bergen i będzie spokój.
- Póki jesteśmy razem w trasie promującej Firestone, obawiam się, że nie możemy nic zrobić, Grace. Zerwanie współpracy z nim kosztowałoby mnie sporą kupę kasy. A ja potrzebuję trochę gotówki na rozwinięcie skrzydeł.
- Więc..dlatego musisz znosić jego wybryki, prawda?
- Właśnie tak. - przytaknąłem, ciężko wzdychając. -Mamy tydzień, by od niego ochłonąć.. Przynajmniej po LA będziemy mogli odetchnąć pełną piersią. Dołączamy do Dillona, zaprosił Kyrre'ego na Hard Summer Music Festival.
- Rozumiem.. w takim razie, skoro wam to tyle zajmie, to ja wrócę do Brisbane. Za tydzień, jak on wyjdzie. On tu wróci, a ja wyjadę.
- Dobrze. Akurat miejsce u mnie znajdzie się dla każdego. - posłałem jej pokrzepiający uśmiech.
◆ K.
Moje palce wybijały depresyjne melodie na klawiszach keyboardu. Gra na instrumencie zawsze pozwalała mi się odprężyć i oderwać mnie od rzeczywistości. Swoimi cichymi występami wzbudzałem uwagę współwięźniów, niektórych z nich jednak irytowałem. To czego oni słuchali na wolności? - myślałem. - Disco polo?
- Hej.. Ty jesteś Kygo, prawda? - spytał mnie pierwszego wieczoru jeden z osadzonych. - Słyszałem o Tobie. Ty i ten.. jak on miał? W każdym razie, obydwoje macie zarąbisty talent.
W swojej zadumie wysliliłem się na delikatny uśmiech i ponownie zwróciłem wzrok w stronę klawiszy.
- Poważnie, za co siedzisz? - szczęście, że na terenie zakładu nie było dostępu do Wi-Fi. Inaczej zostałbym odrzucony nie tylko ze względu na twórczość, ale i czyny.
- Jakbyś mógł podejść trochę bliżej.. - szepnąłem, a niewiele niższy ode mnie mężczyzna stanął tuż przy mnie - Próbowałem dokonać strasznej rzeczy. Rzeczy, która strasznie mogłaby się odbić na naszej przyjaźni. W sensie mojej i Conrad'a.
- Rozumiem, chodzi o te typowie didżejskie wybryki. o których piszą, ale potem one znikają?
Pokiwałem głową na tak. - To menagerowie zazwyczaj tego dokonują w naszym imieniu. Ale i tak niektóre z tych zapisków pozostają w umyśle fana, który szybko po przeczytaniu takiego czegoś zmienia się w antyfana. Nie tyle, co pamięć przetrwa u Twojego obserwatora. Gorzej, że przetrwa też u Ciebie.
- Tak.. właściwie, wybacz, że to powiem, ale.. to miejsce nie jest dla Ciebie, mój drogi. Ale pewnie doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Ty i Twoja muzyka.. nie pasujecie tutaj.
- Wiem. - ponownie opuściłem wzrok w stronę klawiszy. - Dobrze, że to tylko tydzień.
- W każdym razie, mów mi Joe. - wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Kyrre. I nie, nie jestem Amerykaninem. - uśmiechnąłem się, ściskając jego dłoń.
- Słychać. - zaśmiał się półgłosem. - To skąd wytrzasnąłeś ten keyboard? Od jak dawna grasz?
Rozmowa przeciągnęła się nam do późnych godzin wieczornych. Odgłos metalowej pałki, przesuwanej po kratach, jednomyślnie zmusił nas do oddania się Morfeuszowi i zapadnięcia w sen na niewygodnym, powydzieramym materacu.
Kanadyjczyk okazał się być świetnym rozmówcą, jednak bardziej było mi tęskno do długich pogaduch z długowłosym Australijczykiem. Nie mogłem się doczekać, aż wyjdę na zewnątrz.
wtorek, 9 czerwca 2015
2. I co dalej?
◇ C.
Nuciłem nasz ostatni przebój pod nosem. Nie było dnia,w którym bym nie myślał o intrygującym Norwegu. Chociaż moje uczucie nie było tak bardzo silne jak mojego współpracownika, to i tak chciałem, by nasz wzajemny kontakt się nie zerwał. Robił wrażenie, kiedy przesuwał palcami po klawiaturze.
Parę miesięcy później zostałem zaproszony na kolejny festiwal muzyczny w Stanach - na Coachellę. Bawiłem się rewelacyjnie, niezależnie od tego, czy Kyrre znajdował się u mojego boku, czy też nie.
Jednak pewnego razu obudziliśmy się w jednym łóżku.
- Kyrre? - spytałem go wówczas.
- Hę?
- Ty pamiętasz, co działo się wczoraj?
- Czubek. - brązowowłosy zadał mi lekki cios w bok głowy. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - No pewnie, czemu pytasz?
- A.. bo wiesz, tak z ciekawości.
- Czyżby urwał Ci się film? Sam mnie tutaj sprowadziłeś. - dopytał ze śmiechem.
- Mi? Niee.. - po raz kolejny obdarzyłem go swoim urzekającym uśmiechem.
◆ K.
Niesamowite, że wogóle zadał mi takie pytanie. Niesamowite, że wogóle zapomniał.
Czyżbym jednak odniósł sukces? Bredził trochę w ten pijacki sposób. Tak, tak. Dobra. Próbowałem go upić. Wiem, że nie najlepszy ze mnie przyjaciel, ale na trzeźwo to zapewne nie pozwoliłby siebie dotknąć. Muszę być ostrożny.. skopie mi zadek, jeśli się dowie, że to moja sprawka.
Obok zajmowanego przez nas łóżka stała masa pustych butelek. Szkocka whisky, Jack Daniel's ze słodzoną Pepsi, kilka smakowych wódek i dwa szampany.
Był wybredny, zresztą tak jak ja, jeśli chodziło o trunki. Wcale nie ruszył przywiezionego przeze mnie norweskiego bimbru.
- Poważnie, jesteś trzeźwy? - spytałem.
- A co, nie widać? - rzucił od niechcenia. - Jestem przytomny, panie władzo..
- Ale piliśmy, nieprawdaż?
- Ano piliśmy, piliśmy, ale zaledwie parę kolejeczek. Będzie mandacik?
- Mandacik mandacikiem być musi, ale jak dla pana, to tak ze 200 dolarów. - zaśmiałem się.
- Te, panie, to chyba pan nie wie, kto ja jestem. Jam sławny piosenkarz, taki z Australii.
- Ricky Martin? - starałem się powstrzymać od śmiechu, jednak przy Sewell'u i jego gadkach było to niemalże niemożliwe. Za Ricky'ego oberwało mi się w głowę.
- Sam pan jesteś Ricky. O Conradzie Sewell'u to pan słyszał?
- Panie, ale ja nie gliniarz. Jam też muzyk i jam słyszał. Mi to mówią Kygo.
Obydwoje wybuchnęliśmy w jednej chwili wdzięcznym i głośnym śmiechem.
◇ C.
Gdy już doszliśmy do siebie, Norweg namówił mnie, bym poszedł z nim na after party po festiwalu. Oczywiście, zgodziłem się. Zanim udaliśmy się na miejsce imprezy, wykonałem szybki telefon do swojej młodszej o 9 lat siostry. Była ona, podobnie zresztą jak ja, długowłosą blondynką.
- Cześć, młoda, jak się trzymasz? - rzuciłem na wstępie. Odkąd ruszyłem w trasę po Stanach, minął już spory okres czasu, od którego również ani razu nie kontaktowałem się z najbliższymi.
- Hey, powiedz mi, Ty masz wogóle zamiar kiedyś wrócić do Brisbane? - spytała.
Zastanowłem się przez chwilę. W zasadzie, to dobrze się tutaj czułem. No i jednocześnie, miałem komu grać na nerwach.
- Hm, no kiedyś mam.. czemu pytasz?
- Dzwoniłam do nich ostatnio. Niepokoją się o Ciebie, brat. Ja to osobiście wracam tam tak około za tydzień.. jeśli chcesz, to mógłbyś się ze mną zabrać. Co Ty na to?
- Hę? Grace, co Ty u licha, robisz w USA? - zdziwiłem się.
- Głuptasie. Przecież ja też jestem piosenkarką. Zostałam zaproszona na Coachellę. Ty chyba też tam jesteś, jeśli się nie mylę?
- Um, no tak. Właśnie lecimy z Kyrre'em na aftera.
- O, super, to się widzimy.. zaraz, kto to Kyrre? Ten Twój kumpel?
- Tak, Kygo.
- Ale ekstra! - wrzasnęła podekscytowana. - Poznasz mnie z nim? Prooszę!
- Spokojnie.. zobaczymy, co da się zrobić. Tylko, pamiętaj. Uważaj na siebie. Wstawiony DJ nie jest sobą. - uśmiechnąłem się.
- Nie martw się o mnie, umiem o siebie zadbać. To jak, widzimy się? A, i gdybyś miał problemy ze znalezieniem mnie, to będę miała pofarbowane końcówki na jasny róż, bo akurat siedzę u fryzjera. Cudowny z Ciebie brat! Na razie! - krzyknęła, odkładając słuchawkę.
Ja zaś tylko westchnąłem i stanąłem przed lustrem. Przeczesałem palcami po swojej burzy ciemnoblond włosów. Zdążyłem się zorientować, że stał za mną Norweg, ubrany w czarny podkoszulek i granatowe jeansy.
- Z kim gadałeś? - spytał, sięgając po swoje perfumy.
- W zasadzie to z nikim. Coś Ty robił?
- Kombinowałem, co założyć. Myślisz, że w okolicy mają jakąś pralnię? Daj spokój. Mi możesz powiedzieć.
- Dobra.. wygrałeś. Mam młodszą siostrę. Gadałem z nią, akurat siedzi w Stanach.
- O, to nieźle. - zawalił mnie stosem pytań - Ile ma lat? Co robi? Ładna jakaś?
- Haha, daruj sobie. I tak nie zaruchasz. Jest dla Ciebie za młoda. Też śpiewa. Nawet pojawiliśmy się swojego czasu w jednym artykule, kiedy obydwoje znaleźliśmy się w Top 10 Australijskiego ITunes Chart.
- Wow, to gratuluję. To tak prawie, jak my teraz. Ale ładna jest?
- No wiesz, jest do mnie podobna. A co do pralni.. mają tutaj jedną za rogiem. Jak wrócimy, to przygotujesz swoje szmaty i pójdę tam sam, okey?
- Tak jest, tatuśku. Dlaczego sam?
- Jestem mniej znany od Ciebie. To jak, gotowy?
- Pewnie, chodź.
◆ K.
Moi znajomi wybrali niesamowite miejsce na imprezę. Ja i Sewell znaleźliśmy się tam kilka minut przed faktycznym rozpoczęciem. Każdy z nich chciał poznać gościa, z którym współpracowalem przez kilka ostatnich tygodni.
Podczas, gdy Conrad był zasypywany przez nich licznymi pytaniami, postanowiłem, że utnę sobie pogawędkę z jednym z moich najmłodszych przyjaciół. Był to Martin. Zauważyłem go przy barze.
- Hey, Garritsen. - zacząłem łamaną angielszczyzną, podobną posługiwałem się podczas rozmów z Australijczykiem - Jak leci?
- Oh, Kygo. Fajnie, że wpadłeś. Sam jesteś?
- Nie tym razem. - pokazałem na skupiony wokół 26-latka tłum DJ'ów. - Sewell ze mną przyszedł.
- Ten Sewell? - chłopak zrobił wielkie oczy.
- No tak, ten, z którym ulepszyłem swój ostatni kawałek. Nie chciałbyś z nim pogadać? Wszyscy przylgnęli do niego, jak pszczoły do miodu.
- E tam, nie chcę Ci robić przykrości. Zostanę z Tobą. Napijesz się?
- Jasne, ale dla mnie tylko piwo. Poważnie nie chcesz?
- Jakoś mnie nie kręci gadanie ze staruchami. - zaśmiał się.
- Poważnie? Więc, ze mną też nie powinieneś gadać. W końcu jestem starszy.
- Ale Ty to inna sprawa. Dałeś super występ, stary.
Po paru kolejkach piwa, wymieszanego z paskudną i tanią whisky, poczułem silne zawroty głowy. Zdecydowanie przesadziłem. I pomysleć, że jeszcze obiecywałem mu w drodze, że nie będę dużo chlał. Nawet w moim zawodzie picie jest dozwolone jedynie w umiarze, wynoszącym okolo trzech butelek piwa i jednej wódki. Tymczasem, kiedy spojrzałem na rachunek, okazało się, że brązowego napoju było zdecydowanie więcej, a z wyższoprocentowymi trunkami to już wogóle odpłynąłem w trzy światy. Zabije mnie jak nic. - szepnąłem do siebie, osuwając się na pobliski stolik.
Jednak faktyczne kłopoty dopiero miały mnie spotkać. Dostrzegwszy, że ze mną nie jest do końca najlepiej, przysunęła się do mnie średniego wzrostu, jasnowłosa blondynka z różowymi końcówkami.
- Halo.. przepraszam, wszystko z panem w porządku..? - zapytała, bacznie mnie obserwując i podnosząc ostrożnie moją głowę do swojej.
- Tak.. - wytrajkotałem po angielsku, spotykając się z jej czułym spojrzeniem. - Mam tylko ostre bóle głowy..chyba przesadziłem..
- Ładny ma pan akcent.. - zauważyła. - Może mam zadzwonić po taksówkę..?
- Nie, ależ nie ma takiej potrzeby..
Była urocza, to fakt. Nagle przypomniałem sobie, że Conrad coś wspominał, że jego młodsza siostra miała się tutaj zjawić. Poprzez pulsujący ból w czaszce starałem odtworzyć sobie w pamięci jej opis. Mówił, że jest do niego podobna. - powiedziałem w myślach. - Nie. To nie może być ona. On nie ma przecież pasemek. Szybko odrzuciłem swoje podejrzenie i zacząłem podrywać nieświadomą niczego dziewczynę. Wpadła mi w oko szybciej niż Sewell. Ot, taka zawodowa fascynacja. Rozkochać, wykorzystać, zostawić. Wszyscy sławni tak robili.
- Podobasz mi się.. - szepnałem, przykładając swój palec do jej warg. - Nie zepsuj tego.
- Ale.. co pan robi..?
- Csi. Nic nie mów. - położyłem swoje dłonie na jej krągłych, kobiecych kształtach.
W jednej sekundzie poczułem silne uderzenie z liścia w prawy policzek.
Zachwiałem się i runąłem jak długi na podłogę, tracąc przytomność.
◇ C.
No, po prostu świetnie. Jego to nawet na parę chwil nie można spuścić z oka. Od razu się schleje do umarłego i zacznie się przystawiać do jakieś lali. Nigdy nie byłem tak wkurwiony na Dahll'a, jak tamtego wieczoru. Próbował zaliczyć moją siostrę! Szczęście, że go powstrzymałem w porę, nim odwalił coś głupiego. Tak to Grace cierpiałaby przez tego pustego idiotę..
Gdy wytrzeźwiał nad rankiem, znad łóżka zacząłem się do niego wydzierać na całe gardło :
- KYRRE! Ty, kurwa, lepiej dziękuj niebiosom, że nie siedzisz teraz w szpitalu z obitym ryjem!
Popatrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Że też tylko dałem mu z otwartej dłoni..
- Conrad..? Co się stało? Co ja tu robię? I gdzie ta śliczna blondynka.?
- Nie wkurwiaj mnie, dobra? Nie udawaj, że nic nie pamiętasz! Tym razem to nie żarty, mój drogi.
- Kiedy ja serio nic nie pamiętam. To koniec imprezy?
- Kurna, gościu! Ogarnij się! Ta Twoja " słodka blondynka " to była moja siostra! Próbowałeś ją przelecieć! Ile Ty żeś wczoraj kolejek przepuścił, co? A obiecywałeś mi coś!
Załamany, osunął się głębiej pod kołdrę. Chyba dotarło do jego pustej łepetyny, z kim to rozkosznie spędził wczorajszy wieczór.
- Jezu, Con.. - doszedł mnie jego cichy szept - ..schlałem się wczoraj.. kurczę, to nie tak miało się skończyć.. Miało być fajnie i tak dalej.. Jest mi cholernie głupio. Nie rozpoznałem w niej Twojej siostry, wybacz..
- Pytałem się, ile wczoraj wypiłeś. Powstrzymałem Cię rychło w czas.
- Chyba rachunek powinien być jeszcze w moich spodniach..
Sięgnąłem po jego jeansy i zacząłem je przeszukiwać. W tylniej kieszeni znalazłem mały, zwinięty ciasno skrawek papieru. To, co na nim odczytałem, jeszcze bardziej doprowadziło mnie do furii. Zmierzyłem brązowowłosego ostrym spojrzeniem.
- Tutaj jest 10 piw i 17 whiskaczy. Jaja sobie ze mnie robisz, do cholery?! Wy, DJ'e, jesteście wszyscy tacy sami! Najpierw się nawalą, znajdą sobie jakąś niewinną dziewczynę, uwiodą ją, a potem zaprowadzą do łożka! Myślałem, że jesteś inny.. już chciałem Ci powiedzieć, że mam zarąbisty apartament w Los Angeles i zaproponować Ci przeprowadzkę, bo wiem, że wkrótce tam zagrasz.. A Ty mi odwalasz takie świństwo pod nosem. - stanąłem do niego tyłem i wyszedłem przez próg hotelowego pokoju.
Usłyszałem jego głos oraz dźwięk sprężyn. Podszedł do mnie niepewnie, trzymając się na dystans.
- Naprawdę chciałeś, bym z Tobą zamieszkał.?
◆ K.
Cholerne poczucie winy, Jak mogłem być taki nieostrożny? Szczęście, że mnie powstrzymał.. mam tylko nadzieję, że nie doniesie próby gwałtu na policję. Inaczej to się źle odbije na moim wizerunku.. Chociaż, po tym, jaki jest na mnie aktualnie wkurzony, zapewne to zrobi.
- Chciałem. - powiedział, nadal stojąc do mnie plecami. - Jutro w Sądzie Rejonowym o dziesiątej.
Co? Już to zrobił? Jak on.. cholera jasna.
- Conrad! Ale.. ale Ty nie możesz mi tego zrobić! Chcesz mnie zapuszkować? A co z moją karierą? Sam mówiłeś, że mam koncert w LA.
- Trzeba było myśleć i tyle nie chlać. Przełożysz go.
- Jak śmiesz..nie jesteś moim menagerem, by o tym decydować..
- Fakt. nie jestem. Dzisiaj się o wszystkim dowie.
- Jesteś okrutny.. nie spodziewałem się tego po Tobie.. Tak się nie zachowują prawdziwi przyjaciele! - wrzasnąłem.
- Ani ja po Tobie! Nawet nie wiesz, jak bardzo to boli! Jesteś jedynakiem.. nigdy nie doświadczyłeś odpowiedzialności, jaką trzeba mieć wobec młodszego rodzeństwa! Brzydzę się Tobą.. Jutro zabieram graty i przenoszę się do swojej chaty. Oczywiście, zaraz po tym, jak wsadzą Cię na tydzień do paki i będzie już po rozprawie.
Nie miałem siły dłużej z nim dyskutować. Przez resztę dnia nie odzywaliśmy się wzajemnie do siebie. Leczyłem kaca w łożku, podczas gdy Con opowiadał o wszystkim mojemu zarządcy i organizatorom koncertu, na którym miałem się pojawić. Z jednej strony, zasługiwałem na nauczkę, ale on nie musiał o tym donosić innym.
Długi czas jeszcze rozmyślałem jeszcze nad faktem, czemu chciał ze mną dzielić swoje mieszkanie. Uznałem to za jedyną w swoim rodzaju do wyjawienia całej prawdy. Liczyłem na to, że kiedy odsiedzę swoje, on ochłonie i zapomni o tej sprawie.
-------
Dziękuję Aar za pomysł na drugi rozdział <3 Zachęcam was serdecznie do wyrażania swojej opinii i udostępniania mojej twórczości :*
Autorka.
Nuciłem nasz ostatni przebój pod nosem. Nie było dnia,w którym bym nie myślał o intrygującym Norwegu. Chociaż moje uczucie nie było tak bardzo silne jak mojego współpracownika, to i tak chciałem, by nasz wzajemny kontakt się nie zerwał. Robił wrażenie, kiedy przesuwał palcami po klawiaturze.
Parę miesięcy później zostałem zaproszony na kolejny festiwal muzyczny w Stanach - na Coachellę. Bawiłem się rewelacyjnie, niezależnie od tego, czy Kyrre znajdował się u mojego boku, czy też nie.
Jednak pewnego razu obudziliśmy się w jednym łóżku.
- Kyrre? - spytałem go wówczas.
- Hę?
- Ty pamiętasz, co działo się wczoraj?
- Czubek. - brązowowłosy zadał mi lekki cios w bok głowy. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - No pewnie, czemu pytasz?
- A.. bo wiesz, tak z ciekawości.
- Czyżby urwał Ci się film? Sam mnie tutaj sprowadziłeś. - dopytał ze śmiechem.
- Mi? Niee.. - po raz kolejny obdarzyłem go swoim urzekającym uśmiechem.
◆ K.
Niesamowite, że wogóle zadał mi takie pytanie. Niesamowite, że wogóle zapomniał.
Czyżbym jednak odniósł sukces? Bredził trochę w ten pijacki sposób. Tak, tak. Dobra. Próbowałem go upić. Wiem, że nie najlepszy ze mnie przyjaciel, ale na trzeźwo to zapewne nie pozwoliłby siebie dotknąć. Muszę być ostrożny.. skopie mi zadek, jeśli się dowie, że to moja sprawka.
Obok zajmowanego przez nas łóżka stała masa pustych butelek. Szkocka whisky, Jack Daniel's ze słodzoną Pepsi, kilka smakowych wódek i dwa szampany.
Był wybredny, zresztą tak jak ja, jeśli chodziło o trunki. Wcale nie ruszył przywiezionego przeze mnie norweskiego bimbru.
- Poważnie, jesteś trzeźwy? - spytałem.
- A co, nie widać? - rzucił od niechcenia. - Jestem przytomny, panie władzo..
- Ale piliśmy, nieprawdaż?
- Ano piliśmy, piliśmy, ale zaledwie parę kolejeczek. Będzie mandacik?
- Mandacik mandacikiem być musi, ale jak dla pana, to tak ze 200 dolarów. - zaśmiałem się.
- Te, panie, to chyba pan nie wie, kto ja jestem. Jam sławny piosenkarz, taki z Australii.
- Ricky Martin? - starałem się powstrzymać od śmiechu, jednak przy Sewell'u i jego gadkach było to niemalże niemożliwe. Za Ricky'ego oberwało mi się w głowę.
- Sam pan jesteś Ricky. O Conradzie Sewell'u to pan słyszał?
- Panie, ale ja nie gliniarz. Jam też muzyk i jam słyszał. Mi to mówią Kygo.
Obydwoje wybuchnęliśmy w jednej chwili wdzięcznym i głośnym śmiechem.
◇ C.
Gdy już doszliśmy do siebie, Norweg namówił mnie, bym poszedł z nim na after party po festiwalu. Oczywiście, zgodziłem się. Zanim udaliśmy się na miejsce imprezy, wykonałem szybki telefon do swojej młodszej o 9 lat siostry. Była ona, podobnie zresztą jak ja, długowłosą blondynką.
- Cześć, młoda, jak się trzymasz? - rzuciłem na wstępie. Odkąd ruszyłem w trasę po Stanach, minął już spory okres czasu, od którego również ani razu nie kontaktowałem się z najbliższymi.
- Hey, powiedz mi, Ty masz wogóle zamiar kiedyś wrócić do Brisbane? - spytała.
Zastanowłem się przez chwilę. W zasadzie, to dobrze się tutaj czułem. No i jednocześnie, miałem komu grać na nerwach.
- Hm, no kiedyś mam.. czemu pytasz?
- Dzwoniłam do nich ostatnio. Niepokoją się o Ciebie, brat. Ja to osobiście wracam tam tak około za tydzień.. jeśli chcesz, to mógłbyś się ze mną zabrać. Co Ty na to?
- Hę? Grace, co Ty u licha, robisz w USA? - zdziwiłem się.
- Głuptasie. Przecież ja też jestem piosenkarką. Zostałam zaproszona na Coachellę. Ty chyba też tam jesteś, jeśli się nie mylę?
- Um, no tak. Właśnie lecimy z Kyrre'em na aftera.
- O, super, to się widzimy.. zaraz, kto to Kyrre? Ten Twój kumpel?
- Tak, Kygo.
- Ale ekstra! - wrzasnęła podekscytowana. - Poznasz mnie z nim? Prooszę!
- Spokojnie.. zobaczymy, co da się zrobić. Tylko, pamiętaj. Uważaj na siebie. Wstawiony DJ nie jest sobą. - uśmiechnąłem się.
- Nie martw się o mnie, umiem o siebie zadbać. To jak, widzimy się? A, i gdybyś miał problemy ze znalezieniem mnie, to będę miała pofarbowane końcówki na jasny róż, bo akurat siedzę u fryzjera. Cudowny z Ciebie brat! Na razie! - krzyknęła, odkładając słuchawkę.
Ja zaś tylko westchnąłem i stanąłem przed lustrem. Przeczesałem palcami po swojej burzy ciemnoblond włosów. Zdążyłem się zorientować, że stał za mną Norweg, ubrany w czarny podkoszulek i granatowe jeansy.
- Z kim gadałeś? - spytał, sięgając po swoje perfumy.
- W zasadzie to z nikim. Coś Ty robił?
- Kombinowałem, co założyć. Myślisz, że w okolicy mają jakąś pralnię? Daj spokój. Mi możesz powiedzieć.
- Dobra.. wygrałeś. Mam młodszą siostrę. Gadałem z nią, akurat siedzi w Stanach.
- O, to nieźle. - zawalił mnie stosem pytań - Ile ma lat? Co robi? Ładna jakaś?
- Haha, daruj sobie. I tak nie zaruchasz. Jest dla Ciebie za młoda. Też śpiewa. Nawet pojawiliśmy się swojego czasu w jednym artykule, kiedy obydwoje znaleźliśmy się w Top 10 Australijskiego ITunes Chart.
- Wow, to gratuluję. To tak prawie, jak my teraz. Ale ładna jest?
- No wiesz, jest do mnie podobna. A co do pralni.. mają tutaj jedną za rogiem. Jak wrócimy, to przygotujesz swoje szmaty i pójdę tam sam, okey?
- Tak jest, tatuśku. Dlaczego sam?
- Jestem mniej znany od Ciebie. To jak, gotowy?
- Pewnie, chodź.
◆ K.
Moi znajomi wybrali niesamowite miejsce na imprezę. Ja i Sewell znaleźliśmy się tam kilka minut przed faktycznym rozpoczęciem. Każdy z nich chciał poznać gościa, z którym współpracowalem przez kilka ostatnich tygodni.
Podczas, gdy Conrad był zasypywany przez nich licznymi pytaniami, postanowiłem, że utnę sobie pogawędkę z jednym z moich najmłodszych przyjaciół. Był to Martin. Zauważyłem go przy barze.
- Hey, Garritsen. - zacząłem łamaną angielszczyzną, podobną posługiwałem się podczas rozmów z Australijczykiem - Jak leci?
- Oh, Kygo. Fajnie, że wpadłeś. Sam jesteś?
- Nie tym razem. - pokazałem na skupiony wokół 26-latka tłum DJ'ów. - Sewell ze mną przyszedł.
- Ten Sewell? - chłopak zrobił wielkie oczy.
- No tak, ten, z którym ulepszyłem swój ostatni kawałek. Nie chciałbyś z nim pogadać? Wszyscy przylgnęli do niego, jak pszczoły do miodu.
- E tam, nie chcę Ci robić przykrości. Zostanę z Tobą. Napijesz się?
- Jasne, ale dla mnie tylko piwo. Poważnie nie chcesz?
- Jakoś mnie nie kręci gadanie ze staruchami. - zaśmiał się.
- Poważnie? Więc, ze mną też nie powinieneś gadać. W końcu jestem starszy.
- Ale Ty to inna sprawa. Dałeś super występ, stary.
Po paru kolejkach piwa, wymieszanego z paskudną i tanią whisky, poczułem silne zawroty głowy. Zdecydowanie przesadziłem. I pomysleć, że jeszcze obiecywałem mu w drodze, że nie będę dużo chlał. Nawet w moim zawodzie picie jest dozwolone jedynie w umiarze, wynoszącym okolo trzech butelek piwa i jednej wódki. Tymczasem, kiedy spojrzałem na rachunek, okazało się, że brązowego napoju było zdecydowanie więcej, a z wyższoprocentowymi trunkami to już wogóle odpłynąłem w trzy światy. Zabije mnie jak nic. - szepnąłem do siebie, osuwając się na pobliski stolik.
Jednak faktyczne kłopoty dopiero miały mnie spotkać. Dostrzegwszy, że ze mną nie jest do końca najlepiej, przysunęła się do mnie średniego wzrostu, jasnowłosa blondynka z różowymi końcówkami.
- Halo.. przepraszam, wszystko z panem w porządku..? - zapytała, bacznie mnie obserwując i podnosząc ostrożnie moją głowę do swojej.
- Tak.. - wytrajkotałem po angielsku, spotykając się z jej czułym spojrzeniem. - Mam tylko ostre bóle głowy..chyba przesadziłem..
- Ładny ma pan akcent.. - zauważyła. - Może mam zadzwonić po taksówkę..?
- Nie, ależ nie ma takiej potrzeby..
Była urocza, to fakt. Nagle przypomniałem sobie, że Conrad coś wspominał, że jego młodsza siostra miała się tutaj zjawić. Poprzez pulsujący ból w czaszce starałem odtworzyć sobie w pamięci jej opis. Mówił, że jest do niego podobna. - powiedziałem w myślach. - Nie. To nie może być ona. On nie ma przecież pasemek. Szybko odrzuciłem swoje podejrzenie i zacząłem podrywać nieświadomą niczego dziewczynę. Wpadła mi w oko szybciej niż Sewell. Ot, taka zawodowa fascynacja. Rozkochać, wykorzystać, zostawić. Wszyscy sławni tak robili.
- Podobasz mi się.. - szepnałem, przykładając swój palec do jej warg. - Nie zepsuj tego.
- Ale.. co pan robi..?
- Csi. Nic nie mów. - położyłem swoje dłonie na jej krągłych, kobiecych kształtach.
W jednej sekundzie poczułem silne uderzenie z liścia w prawy policzek.
Zachwiałem się i runąłem jak długi na podłogę, tracąc przytomność.
◇ C.
No, po prostu świetnie. Jego to nawet na parę chwil nie można spuścić z oka. Od razu się schleje do umarłego i zacznie się przystawiać do jakieś lali. Nigdy nie byłem tak wkurwiony na Dahll'a, jak tamtego wieczoru. Próbował zaliczyć moją siostrę! Szczęście, że go powstrzymałem w porę, nim odwalił coś głupiego. Tak to Grace cierpiałaby przez tego pustego idiotę..
Gdy wytrzeźwiał nad rankiem, znad łóżka zacząłem się do niego wydzierać na całe gardło :
- KYRRE! Ty, kurwa, lepiej dziękuj niebiosom, że nie siedzisz teraz w szpitalu z obitym ryjem!
Popatrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Że też tylko dałem mu z otwartej dłoni..
- Conrad..? Co się stało? Co ja tu robię? I gdzie ta śliczna blondynka.?
- Nie wkurwiaj mnie, dobra? Nie udawaj, że nic nie pamiętasz! Tym razem to nie żarty, mój drogi.
- Kiedy ja serio nic nie pamiętam. To koniec imprezy?
- Kurna, gościu! Ogarnij się! Ta Twoja " słodka blondynka " to była moja siostra! Próbowałeś ją przelecieć! Ile Ty żeś wczoraj kolejek przepuścił, co? A obiecywałeś mi coś!
Załamany, osunął się głębiej pod kołdrę. Chyba dotarło do jego pustej łepetyny, z kim to rozkosznie spędził wczorajszy wieczór.
- Jezu, Con.. - doszedł mnie jego cichy szept - ..schlałem się wczoraj.. kurczę, to nie tak miało się skończyć.. Miało być fajnie i tak dalej.. Jest mi cholernie głupio. Nie rozpoznałem w niej Twojej siostry, wybacz..
- Pytałem się, ile wczoraj wypiłeś. Powstrzymałem Cię rychło w czas.
- Chyba rachunek powinien być jeszcze w moich spodniach..
Sięgnąłem po jego jeansy i zacząłem je przeszukiwać. W tylniej kieszeni znalazłem mały, zwinięty ciasno skrawek papieru. To, co na nim odczytałem, jeszcze bardziej doprowadziło mnie do furii. Zmierzyłem brązowowłosego ostrym spojrzeniem.
- Tutaj jest 10 piw i 17 whiskaczy. Jaja sobie ze mnie robisz, do cholery?! Wy, DJ'e, jesteście wszyscy tacy sami! Najpierw się nawalą, znajdą sobie jakąś niewinną dziewczynę, uwiodą ją, a potem zaprowadzą do łożka! Myślałem, że jesteś inny.. już chciałem Ci powiedzieć, że mam zarąbisty apartament w Los Angeles i zaproponować Ci przeprowadzkę, bo wiem, że wkrótce tam zagrasz.. A Ty mi odwalasz takie świństwo pod nosem. - stanąłem do niego tyłem i wyszedłem przez próg hotelowego pokoju.
Usłyszałem jego głos oraz dźwięk sprężyn. Podszedł do mnie niepewnie, trzymając się na dystans.
- Naprawdę chciałeś, bym z Tobą zamieszkał.?
◆ K.
Cholerne poczucie winy, Jak mogłem być taki nieostrożny? Szczęście, że mnie powstrzymał.. mam tylko nadzieję, że nie doniesie próby gwałtu na policję. Inaczej to się źle odbije na moim wizerunku.. Chociaż, po tym, jaki jest na mnie aktualnie wkurzony, zapewne to zrobi.
- Chciałem. - powiedział, nadal stojąc do mnie plecami. - Jutro w Sądzie Rejonowym o dziesiątej.
Co? Już to zrobił? Jak on.. cholera jasna.
- Conrad! Ale.. ale Ty nie możesz mi tego zrobić! Chcesz mnie zapuszkować? A co z moją karierą? Sam mówiłeś, że mam koncert w LA.
- Trzeba było myśleć i tyle nie chlać. Przełożysz go.
- Jak śmiesz..nie jesteś moim menagerem, by o tym decydować..
- Fakt. nie jestem. Dzisiaj się o wszystkim dowie.
- Jesteś okrutny.. nie spodziewałem się tego po Tobie.. Tak się nie zachowują prawdziwi przyjaciele! - wrzasnąłem.
- Ani ja po Tobie! Nawet nie wiesz, jak bardzo to boli! Jesteś jedynakiem.. nigdy nie doświadczyłeś odpowiedzialności, jaką trzeba mieć wobec młodszego rodzeństwa! Brzydzę się Tobą.. Jutro zabieram graty i przenoszę się do swojej chaty. Oczywiście, zaraz po tym, jak wsadzą Cię na tydzień do paki i będzie już po rozprawie.
Nie miałem siły dłużej z nim dyskutować. Przez resztę dnia nie odzywaliśmy się wzajemnie do siebie. Leczyłem kaca w łożku, podczas gdy Con opowiadał o wszystkim mojemu zarządcy i organizatorom koncertu, na którym miałem się pojawić. Z jednej strony, zasługiwałem na nauczkę, ale on nie musiał o tym donosić innym.
Długi czas jeszcze rozmyślałem jeszcze nad faktem, czemu chciał ze mną dzielić swoje mieszkanie. Uznałem to za jedyną w swoim rodzaju do wyjawienia całej prawdy. Liczyłem na to, że kiedy odsiedzę swoje, on ochłonie i zapomni o tej sprawie.
-------
Dziękuję Aar za pomysł na drugi rozdział <3 Zachęcam was serdecznie do wyrażania swojej opinii i udostępniania mojej twórczości :*
Autorka.
niedziela, 7 czerwca 2015
1. Krzemień nie tylko rozpala serca, ale również wywołuje w nich okropny skrętościsk.
◆ K.
- Podobała mi się Twoja gra. Byłeś niesamowity, Kyrre. - powiedział do mnie na samym początku.
- Um..miło to słyszeć.. - odpowiedziałem lekko zakłopotany, gdyż do końca nie wiedziałem, jak zareagować na takie stwierdzenie. Jako początkujący, rzadko słyszałem takiego rodzaju opinie.
Australijczyk jednak szybko przeszedł do tematu i zapytał mnie wprost :
- Czy byłbyś zainteresowany współpracą ze mną?
- Masz na myśli ulepszenie tego kawałka, który zagrałem?
Na moje pytanie przytaknął jedynie lekkim ruchem głowy.
Gdy wychodził, zostawił mi do siebie kontakt oraz swoje pierwsze pomysły na tekst do mojej piosenki.
- Podobała mi się Twoja gra. Byłeś niesamowity, Kyrre. - powiedział do mnie na samym początku.
- Um..miło to słyszeć.. - odpowiedziałem lekko zakłopotany, gdyż do końca nie wiedziałem, jak zareagować na takie stwierdzenie. Jako początkujący, rzadko słyszałem takiego rodzaju opinie.
Australijczyk jednak szybko przeszedł do tematu i zapytał mnie wprost :
- Czy byłbyś zainteresowany współpracą ze mną?
- Masz na myśli ulepszenie tego kawałka, który zagrałem?
Na moje pytanie przytaknął jedynie lekkim ruchem głowy.
Gdy wychodził, zostawił mi do siebie kontakt oraz swoje pierwsze pomysły na tekst do mojej piosenki.
Zaimponował mi. Poczułem, że dla mnie ta kompozycja również przyniesie wiele korzyści.
Do tej pory miksowałem jedynie znane utwory. Firestone ( taki tytuł podsunął mi Conrad ), poprawiony we współpracy z Conrad'em, dałby mi szansę wybicia się na światowe listy przebojów.
A to, nie ukrywam, było jednym z moich ukrytych pragnień.
A co do osoby Sewell'a.. było w nim tyle tajemnicy i jednocześnie fascynacji, której, jak dotąd, nie widziałem w żadnym innym mężczyźnie.. Zastanawiał mnie tylko jeden fakt.
Dlaczego to przy mnie zechciał rozwinąć swoje muzyczne skrzydła?
◇ C.
Kygo to super facet. Nie przypuszczałem, że tak szybko uda nam się złapać między sobą tak dobry kontakt. Tak naprawdę, to myślałem, że okaże się zupełnym sztywniakiem. Sam nie wiem, dlaczego. Zauważyłem, że się boi. Nic dziwnego, to normalne u rozpoczynających. Rychło w czas zdałem sobie sprawę, że on jeszcze nie jest przyzwyczajony do niespodziewanych odwiedzin. Jednak, im dłużej toczyłem z nim rozmowę, tym bardziej widziałem, że nabiera pewności siebie i zdecydowaną chęć do działania. Lubiłem to w DJ'ach. Obiecał mi, że już jutro wyśle mi pełny miks kawałka i wówczas ja będę mógł popracować nad słowami do niego. - Kolejny szmelc o miłości? - myślałem. - Nic z tego. Firestone będzie opowiadało o innym uczuciu. Niezwykłym, a nawet magicznym.
◆ K.
Wróciłem do swojego hotelu w Atlancie. Ledwie udało mi się przebić do zajmowanego przeze mnie pokoju. Automatycznie uruchomiłem swojego Mac'a i odnalazłem na nim kawałek, którym niedługo miałem się zająć wraz z długowłosym blondynem.
Przesłuchałem go parę razy, jednak za nic nie mogłem się skupić.
Przed swoimi oczami stale miałem obraz czarującego i charyzmatycznego Austalijczyka.
Wkrótce później uznałem, że odpoczynek pomoże mi lepiej zebrać myśli. Zamknąłem komputer i opadłem wyczerpany na hotelowe łóżko.
◇ C.
Nad ranem złożyłem swojemu wspólnikowi nieoczekiwaną wizytę. Udało mi się trafić zarówno jak i do właściwego hotelu, jak i do właściwego pokoju i lekko ochlapałem Norwega resztką wody ze stojącej obok łóżka szklanki.
Od razu zerwał się jak oparzony i zaczął się na mnie pruć :
- Oszalałeś..? - posłał mi groźne spojrzenie, tym samym przetarł zmęczone jeszcze oczy - Ty wiesz, u licha, która jest godzina.?
- No to teraz już wiemy, kto zasypia do roboty. Wstawaj, kawałek sam się nie napisze, panie leniwy. - zaśmiałem się.
- Zgoda, no.. wstaję.. Ale na przyszłość nie budź mnie w ten sposób. Nienawidzę tego. - poderwał się ze swojego łóżka i ubrał, noszący ślady wcześniejszego użytkowania, podkoszulek.
- Haha, zapamiętam sobie. Trzymaj, mam coś dla Ciebie. - podałem mu dwie zapisane i spięte razem kartki. Ten ponownie poderwał na mnie wzrok.
- To są słowa? - spytał.
- Tak. Lepiej by było, jakbyś je przejrzał i dograł do nich swoje brzmienie.
Ponownie zmierzył mnie tym samym spojrzeniem, co wcześniej. Do głowy przyszła mi jedna myśl. Czyżby młody nie przepadał za współpracą?
- Kurde. - rzucił zrezygnowany. - Całkowicie wypadł mi z głowy fakt, że miałem Ci wysłać pełny miks. W porządku.. postaram się zgrać dwie połówki w całość. Właściwie to.. jak Ci się udało ułożyć słowa bez wysłuchania całego podkładu?
- A od czego mamy Internet, synku? Przecież umieściłeś tę piosenkę na swoim YT. - uśmiechnąłem się do niego.
◆ K.
Jak on mnie nazwał? " Synku " ? Przegiął.
Chciałem się odegrać, ale jakoś ni stąd, ni z owąd, zapomniałem języka pomiędzy zębami. I jeszcze ta pobudka. Czy mam to odbierać jako.. próbę podrywu? Chociaż.. wydaje mi się, że Conrad nie jest takim facetem, co by się interesował drugimi facetami..
- Nie zapomniałeś przypadkiem o czymś? - podniósł z podłogi moje szorty, a moje policzki zrobiły się lekko czerwone. - W porządku, rozumiem, że jest gorąco, ale na pewno nie dopuszczę do tego, byś mi tu latał bez portek.
- O-oddawaj. - zająknąłem się, wyrywając mu je z ręki - Za kogo Ty się uważasz?
- Hm, hm. Za Twojego najwspanialszego współpracownika. - obnażył zęby w wrednym uśmieszku, jednocześnie oczekiwał, aż łaskawie wbiję się we wczorajsze ciuchy. - Coś Ty taki drażliwy, hm? Uśmiechnąłbyś się trochę.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? - spytałem go. Rzecz jasna, domyślałem się odpowiedzi, ale zawsze wypadało się upewnić.
- Ah, akurat to mi powiedział jeden z Twoich przyjaciół.
Zbiło mnie z tropu. Kto mógł to zrobić?
◇ C.
Miałem swoje sprawdzone sposoby na wyciąganie informacji od ludzi. A niektórych, jak Kyrre'ego, uwielbiałem doprowadzać do pasji. Uroczo wyglądał, gdy się złościł. Sprawiało mi to zdecydowaną przyjemność.
- Wydał Cię. - zaśmiałem się po raz kolejny.
- Który?
- Taki brunet.
- Połowa moich znajomych to bruneci.. mógłbyś jaśniej?
- Straszny młodzik.. Chyba mówią na niego Martin. - wpadłem w zamyślenie.
- Garrix?
- Tak, coś takiego. Nie tęsknileś za mną, prawda?
◆ K.
Co on przed chwilą powiedział? Czy się za nim nie stęskniłem.?
Rany. Gdyby tylko wiedział, że wczoraj nie mogłem zebrać przez niego myśli.
- Nie. - zgrabnie odparowałem, by przypadkiem nie nabrał podejrzeń. Podszedłem do półki, gdzie stały moje ulubione perfumy, Playboy Ibiza.
- Czekaj chwilkę. Pokaż mi to. - stanął za mną. Od razu dostałem ciarek na całym ciele. On tylko gwiznął z podziwem - No, no. Masz fajny gust.
- Poważnie.?
- No. Czasem też tego używam.
Przerażał mnie, z minuty na minutę coraz bardziej. Przerażał.. i jedocześnie pociągał. Nigdy wcześniej tak się nie czułem..
Prędko po tym, jak się ogarnąłem, pojechaliśmy do studia nagraniowego i rozpoczęliśmy pracę nad kawałkiem. Pierwszy raz usłyszałem jego głos na żywo. Był niesamowity. Od razu dałem się uwieść.
Przeniosłem wzrok na Australijczyka. Widziałem po nim, że moja melodia również przypadła mu do gustu. Co rusz zerkał na mnie spod mikrofonu. Dokonałem słusznej decyzji, wkraczając z nim we współpracę. Magia Krzemienia połączyła nas obu. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości.
środa, 3 czerwca 2015
Prolog. Pora na rozwój.
◇ Conrad.
Zauważył go na TomorrowWorld w 2014. Miał w sobie coś, co natychmiastowo przykuło jego uwagę.
Różnił się od innych EDM'owców. Tego nie można było odmówić 22-letniemu wówczas Norwegowi.
W tamtym czasie poszukiwał idealnego wykonawcy, przy którym mógł rozwinąć skrzydła.
Oglądał wszystkich.
Braci Showtek.
Tiesto.
Armina Van Burren'a.
Jednak to właśnie Kyrre Gorvell-Dahll, znany w kręgach muzycznych pod pseudonimem Kygo,
najbardziej przypadł mu do gustu.
◆ Kygo.
Mój występ nie był za długi.
Cóż, grałem jedynie w zastępstwie za Avicii'ego, ale i tak czułem, że tłum przymuje moją muzykę z zadowoleniem. Jedli mi z ręki!
Uśmiechałem się sam do siebie, podśpiewując każde słowo z granej przeze mnie piosenki.
W jednej chwili poczułem, że ktoś wyjątkowo bacznie mi się przygląda.
Niby ludzie z widowni czekali z niecierpliwością na kolejne kawałki, jednak jeden z obserwujących co rusz na mnie zerkał. Nie był moim fanem, tego byłem pewny.
◇
Obserwował go. Był zauroczony jego grą tak bardzo, póki jego uszy nie usłyszały wyjątkowo innego
Zauważył go na TomorrowWorld w 2014. Miał w sobie coś, co natychmiastowo przykuło jego uwagę.
Różnił się od innych EDM'owców. Tego nie można było odmówić 22-letniemu wówczas Norwegowi.
W tamtym czasie poszukiwał idealnego wykonawcy, przy którym mógł rozwinąć skrzydła.
Oglądał wszystkich.
Braci Showtek.
Tiesto.
Armina Van Burren'a.
Jednak to właśnie Kyrre Gorvell-Dahll, znany w kręgach muzycznych pod pseudonimem Kygo,
najbardziej przypadł mu do gustu.
◆ Kygo.
Mój występ nie był za długi.
Cóż, grałem jedynie w zastępstwie za Avicii'ego, ale i tak czułem, że tłum przymuje moją muzykę z zadowoleniem. Jedli mi z ręki!
Uśmiechałem się sam do siebie, podśpiewując każde słowo z granej przeze mnie piosenki.
W jednej chwili poczułem, że ktoś wyjątkowo bacznie mi się przygląda.
Niby ludzie z widowni czekali z niecierpliwością na kolejne kawałki, jednak jeden z obserwujących co rusz na mnie zerkał. Nie był moim fanem, tego byłem pewny.
◇
Obserwował go. Był zauroczony jego grą tak bardzo, póki jego uszy nie usłyszały wyjątkowo innego
niż dotychczas brzmienia klawiszy. Zanucił pod nosem parę dżwięków, by bardziej je sobie utrwalić w pamięci. Doszedł do ostatecznego wniosku - koniecznie musi go osobiście spotkać.
◆
I stało się - moje 23 minuty na jednym z najważniejszych światowych festiwali muzyki elektronicznej dobiegły końca. Zagrałem jedną z kompozycji, dla której nie miałem jeszcze oficjalnego tytułu, jednak przeczucie podpowiadało mi, że oprócz swoich dobrych przyjaciół, na backstage'u spotkam kogoś wyjątkowego. Kogoś, kto wykręci mi życie drugi raz o te 180 stopni.
Nie myliłem się. Czekał na mnie pewien ciemnowłosy blondyn, który przedstawił mi się jako Conrad Sewell.
wtorek, 2 czerwca 2015
Główni bohaterowie.
◆ Kygo
Pelne imię i nazwisko : Kyrre Gørvell-Dahll
Wiek : 24 ( 11.09.1991 )
Pochodzenie : Bergen , Norwegia
DJ i producent muzyczny. Tworzy muzykę z gatunku tropical house. Zasłynął
dzięki remiksom znanych piosenek, takich jak " I See Fire " Ed'a Sheerana czy też
" Midnight " Coldplay'a. Wśród jego przyjaciół znajduje się wiele sław, tworzących muzykę
klubową, jednak, gdy poznaje Conrad'a Sewell'a, odkrywa, że chce go traktować
jak kogoś zdecydowanie ważniejszego. Ich wspólnie nagrany utwór przynosi obydwojgu
niesamowity sukces. Gdy dowiaduje się, że Australijczyk mieszka na stałe w LA, jest gotowy
na zamieszkanie z nim w jednym domu i wyznanie mu swoich uczuć wobec niego.
Posiada krótkie, brązowe włosy, które niekiedy chowa pod wszelakimi czapkami
z daszkiem i niebieskookie spojrzenie.
Jego bratem jest ( o 2 lata ) młodszy od niego Sondre Gørvell-Dahll, który niekiedy potrafi zajść mu za skórę. Jest najstarszym synem Kjersti Gerde oraz Lars'a Gørvell-Dahll'a. Posiada dwóch menagerów - Jan'a Bjordal'a ( norweskiego ), który jest jednocześnie jego ojczymem, oraz Myles'a Shear'a ( amerykańskiego ).
_______________

◇ Conrad
Pełne imię i nazwisko : Conrad Ignatius Mario Maximilian Sewell
Wiek : 27 ( 31.03.1988 )
Pochodzenie : Brisbane , Australia
Piosenkarz i twórca utworów muzycznych. Rozgłos przyniósł mu wydany wspólnie z
Kyrre'em utwór pod tytułem " Firestone ". Od tamtej pory tworzy własną muzykę, która, podobnie
jak młodemu Norwegowi, przynosi niesamowite dochody. Jednak, w przeciwieństwie do niego,
traktuje uczucia jak zabawki i poprzystaje na przyjacielskich kontaktach z 23-letnim DJ'em.
Po pewnym czasie decyduje się na bliższe zapoznanie się z osobą Norwega i podobnie jak
on sam, decyduje się na zamieszkanie z nim w Los Angeles i wejście z nim w stały związek.
Jest długowłosym, ciemnym blondynem o niebieskich oczach. Posiada młodszą siostrę o imieniu Grace, która również jest piosenkarką. Często wspiera ją w jej rozwoju kariery. Losy jego starszego brata pozostają nieznane.
Pelne imię i nazwisko : Kyrre Gørvell-Dahll
Wiek : 24 ( 11.09.1991 )
Pochodzenie : Bergen , Norwegia
DJ i producent muzyczny. Tworzy muzykę z gatunku tropical house. Zasłynął
dzięki remiksom znanych piosenek, takich jak " I See Fire " Ed'a Sheerana czy też
" Midnight " Coldplay'a. Wśród jego przyjaciół znajduje się wiele sław, tworzących muzykę
klubową, jednak, gdy poznaje Conrad'a Sewell'a, odkrywa, że chce go traktować
jak kogoś zdecydowanie ważniejszego. Ich wspólnie nagrany utwór przynosi obydwojgu
niesamowity sukces. Gdy dowiaduje się, że Australijczyk mieszka na stałe w LA, jest gotowy
na zamieszkanie z nim w jednym domu i wyznanie mu swoich uczuć wobec niego.
Posiada krótkie, brązowe włosy, które niekiedy chowa pod wszelakimi czapkami
z daszkiem i niebieskookie spojrzenie.
Jego bratem jest ( o 2 lata ) młodszy od niego Sondre Gørvell-Dahll, który niekiedy potrafi zajść mu za skórę. Jest najstarszym synem Kjersti Gerde oraz Lars'a Gørvell-Dahll'a. Posiada dwóch menagerów - Jan'a Bjordal'a ( norweskiego ), który jest jednocześnie jego ojczymem, oraz Myles'a Shear'a ( amerykańskiego ).
_______________

◇ Conrad
Pełne imię i nazwisko : Conrad Ignatius Mario Maximilian Sewell
Wiek : 27 ( 31.03.1988 )
Pochodzenie : Brisbane , Australia
Piosenkarz i twórca utworów muzycznych. Rozgłos przyniósł mu wydany wspólnie z
Kyrre'em utwór pod tytułem " Firestone ". Od tamtej pory tworzy własną muzykę, która, podobnie
jak młodemu Norwegowi, przynosi niesamowite dochody. Jednak, w przeciwieństwie do niego,
traktuje uczucia jak zabawki i poprzystaje na przyjacielskich kontaktach z 23-letnim DJ'em.
Po pewnym czasie decyduje się na bliższe zapoznanie się z osobą Norwega i podobnie jak
on sam, decyduje się na zamieszkanie z nim w Los Angeles i wejście z nim w stały związek.
Jest długowłosym, ciemnym blondynem o niebieskich oczach. Posiada młodszą siostrę o imieniu Grace, która również jest piosenkarką. Często wspiera ją w jej rozwoju kariery. Losy jego starszego brata pozostają nieznane.
Subskrybuj:
Posty (Atom)