piątek, 3 czerwca 2016

11. Jedni w trasie.. a drudzy w tarapatach.

◇ C.
Do moich uszu doszła mnie woń intensywnie pachnących perfum młodej dziennikarki. Szczerze powiedziawszy, zaskoczyło mnie jej zachowanie. Kurczę, właśnie trzymałem w ramionach skąpo ubraną dziewczynę.. normalny pociągnąłby ją za sobą do swojej sypialni, a ja tylko wbijałem w nią wzrok jak swego rodzaju cielę, gapiące się na malowane wrota. Nie wiem do końca, jak się czułem w tamtej chwili. Zbulwersowany? Oburzony? Zaskoczony? Zdumiony? Ciężko było mi to stwierdzić.. Chociaż, z jednej strony, byłem pod podziwem. Udało jej się przechytrzyć moich czujnych ochroniarzy. Chwila. Co ona tam mamrocze pod nosem? Że są beznadziejni? Oni tylko wykonują swoją pracę, to typowe.

- O boże! On chciał mnie zgwałcić! Zabierz go ode mnie! - Cały czas płakała, mocno wczepiając pazurki w moje ubranie. Była bardzo przekonująca...

- Ale kto.. - skierowałem wzrok na dziennikarkę. - Któryś z nich? On?

- Ten pajac nieznający depilacji rąk! - zaczęła się zastanawiać, czy wie, kim jestem.

- Masz na myśli Frederica? - obserwowałem ją bacznie. Byłem przekonany, że coś kombinuje, jednak nie byłem pewny, czego takiego. - Co Cię tutaj sprowadza.. - walnąłem bezpośrednio. 


- Byłam przejazdem i myślałam, że napotkam tu mojego kuzyna Kyrre'ego...

- Nie ma go. - powiedziałem sztywno.

- Jak to go nie ma? - udała głupią - To gdzie jest?! - przydałoby się jej jakieś nowe ubranie, nie ukrywam, że się dziwnie czuję, kiedy paraduje z biustem na widoku. - Kiedy wróci?

- 18-tego października. Wtedy kończy trasę. - odparłem bezuczuciowo - A ja miałem pracować..

- Czemu jesteś taki oschły, hm? To nie moja wina, że masz debili na ochronę. Ale nie ma sprawy. Powiem wszystko Kygo, łącznie z tym jak potraktowałeś jego kuzynkę, której nie widział 10 lat! - wybuchnęła mi w twarz, po czym zasłaniając się torebką, bo nic innego nie miała, zaczęła cofać się w stronę drzwi z uniesioną głową.

- Niby co chcesz mu powiedzieć..? - spojrzałem na nią, jednak nie doczekałem się odpowiedzi z jej strony.

- Jeszcze śmiesz pytać, co?! - wybuchnęła - Spójrz tylko jak mnie potraktował twój palant! Niech się tylko Kygo dowie, że wysłałeś jego kuzynkę na ulicę w porwanej sukience! Zobaczymy, czy będziesz dalej taki bezuczuciowy! - po czym wyszła.

Będąc nadal lekko oszołomionym i zdruzgotanym całym tym zajściem, postanowiłem, że uprzedzę Kyrre'ego o wizycie tej jakże ekscentrycznej kobiety. Dokładnie zamknąłem drzwi wejściowe i poszedłem do swojego salonu, gdzie uruchomiłem swój multimedialny sprzęt. Po paru sekundach dzwoniłem już do swojego współpracownika na Skype'ie. Kiedy po drugiej stronie uzyskałem odpowiedź, na ekranie mojego laptopa ukazała się sylwetka mojego przyjaciela... bez podkoszulka. Znowu.

◆ K.

Widząc przychodzące połączenie internetowe, bez wahania przycisnąłem przycisk zielonej słuchawki na monitorze. Na swoje nieszczęście zrobiłem to tak szybko, że nie zauważyłem, kto do mnie dzwonił. Tym kimś okazał się nie kto inny, jak Conrad. Jako, że zawsze rozmawiam przez Skype'a z kamerką (jestem do tego przyzwyczajony, jako że głównie w ten sposób utrzymuję kontakt z rodziną), Australijczyk zauważył mnie po drugiej stronie bez górnego odzienia. Moja twarz automatycznie przybrała kolor dojrzałego pomidora, a z moich ust przez mikrofon przeszły ciche szepty:

- C-conrad..? Od kiedy Ty.. Uhmm.. sorry, daj mi sekundę.

Złapałem prędko leżącą obok czarną bluzkę i przełożyłem ją sobie przez głowę.

- Wyybacz.. po prostu znajomi nigdy do mnie nie dzwonią tak bez potrzeby..

- Oj, luz. - wykrzywił wargi w półuśmiechu. - Niech zgadnę, wybrałem zły moment? Po czy przed prysznicem?

- Eee.. po. - wydukałem. Rany, czy on zawsze musi mi to robić? - Coś się stało.? - usiadłem przed swoim Mac'em i poprawiłem swoje brązowe włosy ruchem dłoni.

- Dobra. Spytam wprost. Czy w Twojej rodzinie jest jakaś naprawdę nachalna i wścibska dziennikarka?

- Co? O co Ci chodzi? Dziennikarka, na dodatek wścibska..? Nie.. nie kojarzę nikogo takiego. Czemu pytasz?

- Bo chodzi o to, że.. dzisiaj ktoś mnie nawiedził w apartamentowcu. Półnaga laska, coś około 20 lat.

Że co, kurna? To ja ciężko haruję na mój sukces, jeżdżę po całym świecie, a on do naszego wspólnego mieszkania sprowadza dziewczyny nawet młodsze ode mnie..? No, tak.. przecież ja go nie kręcę, eh..

- I co w związku z tym.? - udałem obojętnego.

- Chyba nie kapujesz, co? Jej chodzi o Ciebie. Podawała się za Twoją kuzynkę.

- Zwariowałeś.. Nie mam kuzynek.

- Więc czego ona może chcieć?

- Myślę, że sensacji.. - i w tej samej chwili usłyszałem dźwięk kolejnej przychodzącej rozmowy. Tym razem był to Dillon. - .. ej, Condzik, ja.. ja muszę kończyć. Zgadamy się może kiedy indziej, co?

- Ktoś do Ciebie dzwoni, hm?

- Ta, Dillon. Po prostu.. mamy do omówienia jedną, bardzo istotną sprawę. Trzymaj się i pracuj na całego! - krzyknąłem, odbierając rozmowę od Francis'a.




- Hej, młody. - powiedział uśmiechnięty Amerykanin. - Więc jak? Wszystko gotowe? Masz pomysł na klip?

- Tak. - przytaknąłem. - Tajemnicza rudowłosa i nie odrywający od niej wzroku od pierwszego spojrzenia facet ...




◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇ ◇◆◇


Wybaczcie za tak długą rozbieżność między rozdziałami :D Ale nareszcie pojawił się pomysł na potoczenie dalszej fabuły w mojej głowie c: Postaram się teraz pisać częściej, ale niczego nie obiecuję c: Dziekuję wam za ciepłe przyjęcie mojej twórczości i jak zawsze, polecajcie / udostępniajcie, komentujcie, bym mogła zyskać większy rozgłos :D

Autorka.

sobota, 19 marca 2016

10. Dahll - Półtora miesiąca trasy to sterta nerwów! Ale wszystkiemu jest łatwiej stawić czoła, gdy wokół siebie masz zaufaną ekipę.

◇ K.
Nashville. Niesamowite miejsce. Pierwsze o niemalże ogromnym znaczeniu co Boom, gdzie po raz kolejny moje życie wykręci się do góry nogami.. Boże, ile bym dał, by Sewell był tu ze mną. Tymczasem musiałem zadowolić się towarzystwem Caleb'a Cornett'a. Yh, lepsze to niż nic. 
Jakoś do Thomas'a było mi bliżej do niego.

- Cześć. - nie zorientowałem się, kiedy brązowowłosy w niebieskiej czapce z daszkiem podszedł do mnie. - I co, zestresowany? Masz przed sobą gruby koncert, gościu. Set przygotowany?
- No jasne, inaczej musiałbym zasuwać z powrotem do LA po laptopa. Pewnie się domyślasz, że wolałbym uniknąć takiej sytuacji. - roześmiałem się.
- Haha, no jasne, że tak. Nikt by tego nie chciał. A już szczególnie nasz mene. Widziałeś go? Siedzi jak na szpilkach.  - ruchem głowy pokazał na Myles'a, który ze zdenerwowania przekładał nogę z jednego kolana na drugie.
- No, to aż do niego niepodobne. - przerzuciłem wzrok na krótkowłosego mężczyznę, 2 lata młodszego ode mnie.
- Wiesz, w sumie Endless Summer Tour to wielki przełom dla nasł obydwu. - powiedział Thomas. - Słyszałem, że mamy też z nią ruszyć po Europie. Ale oni dopiero to ustalają.
- Co Ty gadasz? Po Europie? - zdziwiłem się.
- Taa, Bukareszt, Warszawa, Praga, Amsterdam.. - zaczął wyliczać poszczególne miasta na palcach jednej ręki. - Z tego, co mówił Myles, kończysz u siebie 20-ego grudnia.
- Fakt. - stwierdziłem. - Tak późno? Myślisz, że pozwoli mi wziąć.. Conrad'a?
- O ile nagra coś więcej, to tak, pozwolę. - odezwał się, milczący przez ten cały czas, nasz menager. - Musi spełnić ten warunek, by zostać dopuszczonym.
- Co mu powiedziałeś, szefie? - ponownie zwróciłem wzrok na nieco poddnenerwowanego Amerykanina.
- Jak to co? Żeby wziął się za siebie. Możesz wybrać cztery koncerty, na których się pojawi. Chociaż nie, zaraz. Będzie z Tobą dwa razy w Norwegii, raz w Danii i raz w Szwecji. Swoją drogą.. czemu o niego pytasz? Chyba nic was nie..? - posłał mi podejrzliwe spojrzenie, a moje ciało niespokojnie zadrżało. Spróbowałem skłamać, jednak w efekcie skubnąłem się na niewielką głębokość w dolną wargę.
- N-nie.. skąd.. my.. gdzie by tam. 
Więc to już ustalone.. Faktycznie mamy trasę po Europie. Nie wiem, jak on to zniesie.. - prędko udałem zamyślonego, by nie wzbudzić przed chłopakami niepotrzebnych podejrzeń. 
- Jakoś będzie musiał. - odezwał się mężczyzna w kręconych włosach. - Hej, Kyrre.. wszystko gra.? - spytał cichaczem w moim kierunku. - To prawda.? - dodał jeszcze ciszej.
- M-może. - odszepnąłem mu, oblizując śladowe ilości krwi z warg.
- Dobra, już jest wszystko jasne? Mam dla Ciebie niespodziankę, Ty mój gwiazdorze. - zaśmiał się Shear. - Ktoś na Ciebie czeka w korytarzu.
- N-niby kto? - spytałem go, kierując się szybkim ruchem w stronę wspomnianego korytarza.
Po drodze doprowadziłem się do normalnego stanu.

Okazało się, że tajemniczym gościem był.. mój młodszy, przyszywany brat Sondre. Odkąd moje nazwisko stało się rozpoznawalne zarówno w Norwegii, jak i na całym świecie, praktycznie zaczynało brakować mi czasu na utrzymywanie kontaktów rodzinnych.
Chociaż, ze swoimi przyszywanymi rodzicami widziałem się dosyć często z uwagi na fakt, iż mój ojczym jest moim lokalnym promotorem.
Nareszcie inna osoba od Stubberud'a, która włada tym samym językiem ojczystym co Ty..

- Sondre! - krzyknąłem do niego, rozpromieniony. - Ty..Ty tutaj.? Nie sądziłem, że uda Ci się przylecieć! Sam jesteś? 
Młody chłopak, zbyt bardzo nie różniący się ode mnie wyglądem (co było zdumiewające, przecież mieliśmy zupełnie różnych rodzicieli), wskoczył mi w ramiona. 
- Kyrre. - wtulił się we mnie ciasno. - Tęskniłem.. - szepnął.
- Ja też.. - powiedziałem, nie odrywając od niego wzroku. - Gdzie są Jan i Mads..?
- Przecież z nim przyjechałem. - powiedział, utkwiając wzrok w moich jasnozielononiebieskich tęczówkach.

Jan. Tak właśnie nazywa się mój ojczym (a ojciec Sondre'ego) i jednocześnie mój norweski menager. Nie powiedziałbym, że darzę go za specjalnie zaufaniem, ale relacje pomiędzy nami są w porządku. Swojego czasu, moja matka popadła z nim w romans po ukończeniu przeze mnie 10. roku życia. Mimo, że był to dla nas obydwu ciężki okres, nie wpłynął on negatywnie na nasze wzajemne kontakty.

- Jan'em.. - zamyśliłem się, odrywając na sekundę wzrok od oczu brata. - Skoro tak mówisz.. gdzie on teraz jest? Muszę zamienić z nim kilka słów.
- Rozmawia z Myles'em. - powiedział chłopak. - Chciałem koniecznie Cię zobaczyć, nim wrócisz na Święta..
- Ja wszystko rozumiem, młody.. ale sam wiesz, teraz nie jest za bardzo dobry czas na odwiedziny. - zmieszałem się. - Ale oczywiście, nie mówię, że się nie cieszę, że przyjechałeś. - powiedziałem, stale trzymając go w ramionach.
- Kocham Cię, braciszku. - szepnął, tkwiąc kurczowo w moim uścisku.

***

- Jak mogłeś mnie pominąć przy układaniu trasy?! Wiedziałem! Jesteś za młody, by Ci powierzać tak odpowiedzialne zadania! - wrzasnął 48-letni mężczyzna, stojąc twarzą w twarz z moim amerykańskim promotorem. - Jak to się w ogóle stało, że taki typek jak Ty został menagerem mojego syna.. - zmierzył go wzrokiem, jednocześnie układając sobie w myśli kolejną ciętą ripostę.

Wada posiadania dwóch menagerów na dwie rózne części świata jest jedna. Brak wzajemnych przyjacielskich relacji i zdecydowanie zbyt duża różnica wieku.

- Bo Cię nie chciałem, Bjorgal! - ryknął młodszy z nich. - Ta część Endless Summer Tour jest moja, Ty masz Europę! Taka była umowa, którą ja, w przeciwieństwie do Ciebie, zaakceptowałem.
- Ale mnie nie obchdodzi jakaś cholerna Europa, rozumiesz to..? - odwarknął jego rozmówca. - Ja mam być przy nim zawsze, tak? Tak, jak byłem przez ostatnie 12 lat, kiedy jego tatusiek wolał siedzieć w tej swojej korpro! To samo obiecałem jego matce, a Ty go znasz niecły rok! 
- Ciebie nie obchodzi Europa, a mnie wasze relacje. - mruknął, odwracając wzrok od Jana. - Czy czas ma tu jakiekolwiek znaczenie? 
- Tak, ma, ponieważ czas pozwala lepiej poznać człowieka? Nie wiesz o Kyrre'im niczego. A ja wiem wystaczająco dużo, by chronić mu tyłek w każdej możliwej sytuacji. Więc jak? Zmienisz zdanie i pozwolisz mi jechać?
- Nie. - mruknął, uparcie trzymając się swojego zdania. - Nie, bo Sondre'ego nie możemy zabrać. Zabrakło nam miejsca w autokarach. - skłamał, by uciszyć mojego norweskiego przełożonego.
- O czym Ty chrzanisz, Shear? Nie macie żadnych autokarów!


- Jan! Myles! - zawołałem, przekraczając próg pokoju, gdzie znajdowało się dwóch mężczyzn. - Znowu zaczynacie, u licha?
- Kyrre..? My tylko dyskutowaliśmy. - zasłonił się mój ojczym.
- On zwariował, stary.
- Słuchajcie. Nie życzę sobie takich spin, okey? - odparłem stanowczo, posyłając tym samym obydwojgu przeszywające spojrzenie. - Albo się dogadacie, albo.. żaden nie jedzie.
- Jak to.. żaden? - wydukali z niedowierzaniem.
- Po prostu. Więc.. jak będzie? Kto jedzie, a kto zostaje?
- Ja zostaję z Tobą. - powiedział mój amerykański menager.
- Tak. Myles zostaje, a ja z Sondre'em wrócimy do Bergen.
- Idealnie.

***

Była 21, kiedy z Caleb'em przygotowaywaliśmy się do zagrania pierwszego koncertu na Trasie Niekończącego się Lata. Przed Exit In już tworzyły się pierwsze kolejki.
Bez przerwy miałem przed sobą wzrok, mojego najmłodszego brata, nieruchomo wbitego we mnie. Jego oczy, zresztą  jak moje, powstrzywały z trudem łzy. 
- Zaraz grasz.. - szepnął, starając się mnie objąć swoimi krótkimi rękoma. - Trzymaj się, braciszku.. tak się cieszę, że mogłem Cię zobaczyć, nim zaczniesz.
- Uwierz, że ja cieszę się bardziej. - powiedziałem, przytulając go na pożegnanie. - Widzimy się 20.12, pamiętaj.
- Przywieziesz mi coś.?
- Nie ma sprawy. Coś konkretnego?
- Wiesz dokładnie, czego potrzebuję najbardziej.

- Kyrre. - młodszy ode mnie mężczyzna wyrwał mnie z zamyślenia. -  Zrobimy tak, że wejdziesz 10 minut wcześniej. Caleb powiedział mi, że musi się jeszcze rozgrzać. 
- O tak. Jasna sprawa, szefie. Nie mogę się doczekać, jak zaprezentuję ludziom nowe dźwięki.
- Daj czadu. - klepnął mnie przyjacielsko po ramieniu, a ja wyszedłem na scenę, tym samym rozpoczynając swój set.
Pierwsze dźwięki "Firestone" pobudziły jednogłośnie tłum do działania.

Na pewno nie pozwolimy się latu tak szybko skończyć.





                                                                *** Wizja Violet ***

Gdy Kygo wyruszył w trasę bez swojego kochanka, już wiedziałam, komu zawrócę w głowie, aby tylko bliżej dostać do DJ-a. Dobra, to było podłe i musiałabym się nieźle napocić, aby się wszystko udało, ale korzyści będą z tego ogromne. Pod wieczór udałam się do apartamentu piosenkarza. 
No sorry, ale jestem najlepszą dziennikarką i byle ochroniarze mnie nie zatrzymają. Zmierzalam w stronę drzwi dumnym krokiem. Ubrana inaczej niż zwykle, co niestety mi się nie zbyt podobało... miałam na sobie krwiscie czerwona i ledwo zakrywajaca dupe sukienkę. Wysokie kremowe szpilki, duży dekolt w kształcie V, który kończył w połowie brzucha oraz duży kremowy kapelusz. Nie pytajcie skąd miałam na to kasę... Ale się opłacało. 
- Dokąd Pani się wybiera? To teren prywatny - odezwał się jeden z mięśniaków lub wieśniaków. Nie przyjęłam się tym i olalam jego słowa. Złapał mnie w talii, chociaż wiem, że specjalnie najpierw położył dłoń na moim cycku. Bezczelny palant. No ale o to chodziło.
- Proszę mnie nie dotykać! Jak Pan śmie?! Aaaa! Gwałciciel!!!! Zboczeniec!!! Zaczęłam go okladać torebką, a zebrany tłum chwycił go za ramiona i odciągnał od mojej osoby. Wow. Też nie wierzę, że się udało. Spokojnie przeszłam przez drzwi i ruszyłam w kierunku windy z satysfakcją na twarzy. Piknięcie alarmu i rozsunięcie się metalu uświadomilo mi, ze jestem prawie u celu. Przeszłam te kilka metrów korytarzem i ponownie zauważyłam ochroniarzy. Super! Po cholerę mu aż tyle? Co on myśli? Ze każdy na niego poluje jak ja ? 
- Pokój jest prywatny, była Pani umówiona? - wielgasna ręka zaslonila mi klamkę. - Tak byłam. Proszę zabrać tą wielką nieogoloną dłoń. Gwiazdki zawsze są wulgarne. Więc Czemu miałabym sama tego nie wykorzystać ? Nie byłabym Violet.
 - Pan Sewell nie uprzedzil mnie o gościach. 
- A musiał ? Jesteś jego mamusią? 
- Zapytam, czy panią przyjmie. 
Prawdziwy dżentelmen pomoglby kobiecie w potrzebie, wiec upuscilam torebkę i się schylilam po nią, jak oczekiwalam zrobił ten sam ruch. Nasze dłonie zlączyly się na pasku od torebki. Powoli się podnosilam i wtedy rozerwalam sobie sukienkę ukazując czarny, seksowny, koronkowy stanik. Ochroniarz był bardzo zdziwiony, bo skrawek materiału był w jego ręce. 
Zaczęłam ponownie krzyczeć i walić w drzwi. Płakałam i staralam się uniknąć spojrzenia ochroniarza. Drzwi sie otworzyły tak szybko, ze wyladowalam prosto w ramionach artysty. 
Musiałam załączyć improwizację. Nie pozostało mi nic innego niż wtulenie się w chłopaka, mocne objęcie go i skomlenie w jego koszulkę, jaką to ma okropna służbę.


◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆

Nareszcie pojawia się kolejny rozdział po jakże dużym odstępie czasowym :o :D
Najmocniej was przepraszam za taką rozbieżność w czasie, jednak nie było to zależne ode mnie :c

Dodatek 1. :
Dodatkowo, od kilku miesięcy opowiadanie firestonefanfiction jest dostępne również na serwisie wattpad :

- ://www.wattpad.com/myworks/61616113-%E2%97%86-przynajmniej-skradli%C5%9Bmy-wyst%C4%99p-firestone 
( tytuł to po prostu : ◆ Przynajmniej skardliśmy występ. Firestone ., gdyby wystąpił problem z linkiem )

Dodatek 2. : 
Wszystkim zainteresowanym tematami fantastycznymi polecam forum pomyslodawczyni postaci Violet :

Kiedy po raz pierwszy dociera do Ciebie wzmianka o tym zakątku, nie możesz uwierzyć w to, co słyszysz. Choć może jednocześnie tak naprawdę nie chcesz tego zrobić, bo to oznaczałoby, że Twój cały świat właśnie obrócił się w proch. Wszystko to, co dotąd wydawało Ci się jasne, nagle przestaje takie być. O zgrozo!, te wszystkie rzeczy, jakie były dla Ciebie tak bardzo niezrozumiałe, nagle zaczynają nabierać większego sensu. Wampiry... Wilkołaki... Hybrydy... Media... Anioły… Demony… Dobrze pamiętasz, ile czasu zajęło Ci oswojenie się z myślą, że gdzieś tam obok istnieje jakiś równoległy świat i że nie wszystkie opowieści mogą być tylko bajkami. Być może do tej pory przez Twoje ciało przechodzi niepokojący dreszcz, kiedy umysł podsuwa Ci różnorakie obrazy istot czających się w mroku, czyhających tylko na to, by zaatakować, kiedy wykonasz ten niewłaściwy krok. Być może jest też inaczej... Może to właśnie Ty jesteś jedną z "bestii", które w nocnych koszmarach widują nie siebie same, lecz łowców. W końcu odwieczna walka trwa i nie zawsze możesz podjąć własną decyzję o stronie, po której się opowiesz. Życie pisze własne scenariusze... Gdy zatrzymujesz się na krawędzi gęstego lasu, przymykasz na moment powieki. Oddychasz pełną piersią, gdy słyszysz ptasie trele, a przyjemne słońce oświetla Twoją twarz. Jest pięknie, jednakże... Czy będzie tak już zawsze? Otwierając oczy, dostrzegasz drewnianą tablicę :
- "Witamy w Mystic Falls!", witamy w miejscu, gdzie na jednego zwykłego człowieka przypada co najmniej dziesięciu nadnaturalnych i o połowę mniej łowców szykujących się do obrony. Witamy w prawdopodobnie najniebezpieczniejszym miejscu, w jakimkolwiek można się znaleźć. Witamy w Twoim nowym domu. Cieszysz się? » 
Forum powstało 24.01.2016r. » Czas na KS płynie jednocześnie z naszym realnym, więc nie trudno jest się do niego dopasować. Główna akcja ma miejsce w fikcyjnym miasteczku Mystic Falls, jednakże dostępne są również inne miejsca na świecie, gdzie można podróżować do woli. » Umiejętności postaci wyznaczane są poziomami, które można otrzymać za odpowiednią liczbę punktów fabularnych. Te natomiast otrzymuje się za różnorakie akcje postaci. » Nasza fabuła to połączenie elementów trzech seriali, jakimi są – Supernatural, the Vampire Diaries oraz Teen Wolf. » Zapewniamy jednak, że rozgrywka nie opiera się całkowicie na postaciach kanonicznych i są one traktowane jak bohaterowie autorscy. » Grę umilają – lub też nie – dwa konta Mistrzów Gry. Są to White Queen i Black King. Po nazwach możecie się zatem domyślić, że ich role nie są jednakowe. Warto się o tym jednak przekonać osobiście. » Rasami dostępnymi na forum są – zwykli ludzie, łowcy, media (odpowiedniki czarownic), wampiry, wilkołaki, hybrydy (mieszanki wampirów oraz wilkołaków), anioły i demony. Serdecznie zapraszamy do zapoznania się z ich opisami. » Aktualnie na KS przeprowadzamy mini-event, o którym przeczytać można w tym temacie: 
Wszyscy serdecznie zachęcamy również do tworzenia postaci z poszukiwań: http://www.kingdom-soul.wxv.pl/topics24/143.htm » 
Zarówno administracja, jak i użytkownicy, chętnie udzielą odpowiedzi na nurtujące pytania.

Zapraszam was serdecznie do komentowania, polecania i udostępniania mojej twórczości. :D
Autorka.