- Hmpf. Należało mu się. - mruczałem do siebie, stojąc przed lustrem.
I sądząc w ten sposób, uważałem, że mam stuprocentową rację. Nigdy nie zapomnę tego, co ten typ zrobił mojej rodzinie. I choćbym miał wywalić wszystkie jego rzeczy na zewnątrz, to i tak nie pozwolę mu się nigdzie wybrać. Gdy tak rozmyślałem, jakby jeszcze bardziej zniechęcić Kyrre'ego do pójścia na jakiekolwiek after party, usłyszałem dźwięk swojego telefonu.
Przychodzące połączenie sprawiło, że miałem ochotę trzasnąć nim o podłogę.
- Francis. - westchnąłem, podnosząc słuchawkę. - Czego chcesz? Dobrze, że tym razem nie wbiłeś do mnie przez okno.
- Daruj sobie, Sewell. Dzwonię z przeprosinami. Wiem, że odwiedziłem was trochę za późno, ale..
- Za późno? Gościu! Tej nocy prawdopodobnie obydwaj nie zmrużymy oka, dlatego zależało mi, byśmy to chociaż zrobili zeszłej! Tymczasem przyglupi kolega mojego współpracownika składa mu odwiedziny nad samym rankiem! - przerwałem mu. Niech się dowie, jak bardzo zdołali mnie wnerwić.
- Dobra, wiem.. wyluzuj.. Ale chociaż puść go gdzieś po koncercie. Nie powinieneś trzymać chłopaka na smyczy, moim zdaniem.
- Chyba właśnie powinienem.. Inaczej odwala głupoty. Nie, od czasu imprezy w Coachelli nie spuszczam z niego oka. Sorry. Nikt nie będzie przez niego cierpiał, rozumiesz?!
- Oh.. no dobra.. Jeśli jesteś w takim stanie, to widzę, że nie ma sensu dalej z Tobą negocjować.. Wybacz, że Ci przeszkodziłem. - westchnął. - Chciałem tylko przeprosić..
- Dobra. Przeprosiny przyjęte. Do wieczora, tak?
- Uhum. Bądźcie na backstage'u po 21. I wyluzuj.
- Zobaczymy.
Rozłączyłem się akurat w momencie, kiedy brunet przekroczył próg łazienki.
- Kto dzwonił? - spytał.
- Twój kumpel. - odparłem. - Mamy być pod wieczór.
- No spoko. Jak będziemy jechać?
- Zabiorę nas.. ale pote od razu wracamy tutaj.
- A Ty nadal swoje..?
- Tak.. Chyba, że wymyślicie inne miejsce.
◆ K.
Jak długo on będzie jeszcze tak się nakręcał? Powinienem wyprosić Dillon'a, by impreza odbyła się gdzie indziej.
Kiedy wracałem do swojego pokoju, dostałem od niego sms'a, byśmy zabrali ze sobą kąpielówki.
- Wow.. - pomyślałem. - Czyli nad basenem, w świetle gwiazd.. Ale odjazd.
Nadszedł wieczór. Wraz z Conrad'em ruszyliśmy w kierunku areny, gdzie już od trzech godzin odbywał się festiwal. Jak za każdym razem, na widowni bawiło się setki tysiące ludzi.
Obydwaj udaliśmy się za scenę, gdzie oczekiwał nas Francis.
- Heey. - przybiliśmy sobie piątki i objęliśmy się wzajemnie po przyjacielsku. - Jak tam? Wyspany?
- No a jak. Gotowy do działania, jak zresztą zawsze. - uśmiechnąłem się.
- Idealna odpowiedź. To ja wracam do gry. - i zniknął z mojego pola widzenia.
Założyłem sobie nauszną sluchawkę na ucho, by zapewnić sobie staly kontakt z moim menagerem. Był nim Myles Shear, który oprócz mnie zajmował się również Thomas'em Jack'iem, moim dobrym znajomym.
- Kygo, wchodzisz za pięć minut. - usłyszalem jego głos. - Daj czadu.
Głos mojego amerykańskiego przyjaciela rozległ się w jednej chwili po całej arenie.
- Hej, ludzie! Pora, bym przedstawił wam zupełną rewolucję w dziedzinie muzyki klubowej! Zapewne większość z was kojarzy tego jakże zmysłowego pianistę i producenta, lecz tego wieczora poprosiłem go, by skrzyżował ze mną rękawice! Los Angeles.. czy jesteście gotowi na.. Kygo?! - wywrzasnął, robiąc mi miejsce po swojej prawej i przekazując mi mikrofon.
- Whitter Narrows, jak się bawicie?! - rzuciłem na przywitanie. Niemalże od razu spotkałem się ich z ciepłym przyjęciem.
Wspólnie, w kolaboracji brat do brata, wykonaliśmy kilka numerów. Ponownie zabrałem głos, by również Conrad miał szansę urozmaicić nasz występ.
- Moi drodzy.. - zacząłem. - Tego wieczora ja i Dillon mamy dla was jeszcze jedną niespodziankę. Przyszedł czas, byście i wy, teraz, na żywo, usłyszeli głos przyszłości! Przywitajcie ciepło.. Conrad'a Sewell'a, moje wokale do " Firestone " !
Przekazałem mikrofon ciemnowłosemu blondynowi i wraz z moim bratem puściliśmy mix.
◇ C.
- Dobry wieczór, Los Angeles! - krzyknąłem na wejściu w kierunku olbrzymiej ilości ludzi. Taki widok nie był dla mnie niczym nowym. Praktycznie podczas każdego naszego wspólnego koncertu mieliśmy go z Kyrre'im przed oczami.
Ludzie wiwatowali, wznosili ręce do góry, machali w naszym kierunku telefonami i aparatami fotograficznymi, a ja co rusz posyłałem im szeroki uśmiech.
Chociaż śpiewałem wyłącznie jedną piosenkę, nigdy nie narzekałem, że nie mamy większej ilości wspólnie nagranych kawałków. Jakoś nie wyobrażałem sobie, ze moglibyśmy to zrobić. Tak po prostu.
- Dahll. - mruknałem do niego półszeptem, kiedy schodziliśmy ze sceny.
- Co jest? Chciałeś jeszcze coś zaśpiewać, aniele?
- Nie, idioto. Nie o to mi chodzi. Długo będziemy na niego czekać?
Wykonał szybkie liczenie na palcach jednej dłoni.
- Chwila. Cztery minuty to i cztery tamto.. plus jeszcze dziesięć tego.. hmm. Tak.. z godzinę lub pół.
- No to pół, czy godzina? Trochę mi się śpieszy, jakbyś jeszcze nie zauważył.
- Prędzej obstawiam, że.. pół. - obnażył zęby w półuśmiechu.
- W porządku. Ale pamiętaj, że nadal nie zmieniłem zdania. I zamknij japę. Śmierdzisz jak przerośnięta sardynka.
- Hmpf. Udam, że tego nie słyszałem. Pewny jesteś, że nie chcesz iść? Idę do Dillon'a, jakby co.
- Niby co takiego zarąbistego jest w hotelu? Sto razy lepiej mamy u siebie.
- Oni tam mają taki wielgachny basen.. Już go nawet zarezerwował na noc.
- Kurna.. mógł się mnie spytać. Też mamy, 1500 metrów kwadratowych. Okrągły.
- Widać, że lubisz owale. - zaśmiał się pod nosem. - On ma chyba 2000, z tego, co kojarzę.
Poczułem, że zaraz coś mnie trafi. Co go tak lgnie do tego brodacza? A, zresztą. Niech robi, co chce. Mam to w dupie.
- Tak? To skoro go tak sobie upodobałeś, to sobie do niego leć. Wracam do domu.
- Hę.? Co Cię ugryzło?
- Mnie? Nic. To nie moje klimaty. Macie o czym gadać, a ja tylko będę wam zawadzał. Będziesz miał jak wrócić?
- Pewnie. Dam sobie radę. Ewentualnie zostanę u niego.
- Jak chcesz. Widzimy się w apartamencie.
- Okey.. Szkoda, że Francis też chciał, byś przyszedł.
- Powiedz mu, że zobaczymy się kiedy indziej, dobra?
Z tymi słowami wsiadłem za kierownicę swojego auta i ruszyłem przed siebie.
◆ K.
Jego słowa odbijały mi się w uszach niczym swojego rodzaju fałszywa melodia. Nie byłem w stanie ukryć zaskoczenia, kiedy powiedział, że puszcza mnie wolno. Zupełnie, jakby na jakiś czas odpiął mnie od smyczy. Dawno nie czułem się tak wolny. Zawsze to Conrad brał za mnie odpowiedzialność, co dla mnie było porąbane, bo raczej obydwoje jesteśmy dorośli i umiemy o siebie zadbać.
Chyba, że znowu coś przede mną ukrywa..
- Kyrre? O, tu jesteś. Kurczę, wszędzie Cię szukałem. Gdzie Sewell? - powiedział Dillon, stając tuż obok mnie.
- Musiałem złapać trochę świeżego powietrza.. - odparłem. - Wrócił. Nie chciał iść, twierdzi, że mamy lepszy.
- Rany, powiem Ci, że idealny ten Twój partner. Przechwala się na każdym kroku. Na Twoim miejscu wycofałbym się z tego wariatkowa i znalazł kogo innego. Jeśli chcesz, to śmiało mogę dać Ci namiary na mojego dobrego znajomego. - zaproponował, wbijając we mnie swoje spojrzenie. - Będzie Ci tylko lepiej.
- Sam nie wiem.. nie mam pojęcia.. zdążyłem go już dosyć dobrze poznać. A przy kimś innym.. będę się czuł skrępowany.
- Okey, jak chcesz. Idziemy? Tylko Ci powiedziałem, jak ja bym to rozwiązał. Od Ciebie zależy, jak to zrobisz.
- Wiem, stary. Wiem.
Zaraz potem, kiedy znalazłem się w hotelu okupowanym przez Francisa, skoczyłem się przebrać w kąpielowe ciuchy. Zaniepokoił mnie fakt, że byliśmy zupełnie sami. After party we dwóch? I to jeszcze na basenie? Doszedłem do wniosku, że jednak lepiej bym się czuł, gdyby Sewell był przy moim boku.. Ale jak chce zgrywać upartą krowę, to ma za swoje. Po raz kolejny starałem się wyrzucić myśli na jego temat z mojej głowy, jednak na próżno.
Moje uczucie wobec niego posunęło się już zdecydowanie za daleko..
◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆
◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆
Wybaczcie za tak rozległą przerwę pomiędzy rozdziałami :c Następnym razem pojawi się wizja Conrad'a :3 Jak zawsze, komentujcie / udostępniajcie / dodawajcie do obserwowanych <3
Autorka.